Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Dom Bharaputra odnosi się z ogromną niechęcią do pracowników, którzy wyjeżdżają z głową pełną tajemnic, więc Canaba potrzebował pomocy. Zawarł umowę z Cesarstwem Barrayaru, żeby go przyjęło. - Stamtąd pochodzę - wtrąciła się Taura. - Tak - potwierdził Thorne. - Taura była jednym z jego ulubionych projektów. Upierał się, żeby ją zabrać ze sobą. Niestety, jakiś czas wcześniej projekt skonstruowania super- żołnierza odwołano, a Taurę sprzedano baronowi Ryovalowi, który kolekcjonuje, wybacz, sierżancie, osobliwości genetyczne. Musieliśmy ją więc wykraść z Domu Ryoval, a doktora Canabę z Domu Bharaputra. Hm, Tauro, może lepiej ty mów, co się działo potem. - Zjawił się admirał i wyratował mnie z centrum biologicznego Ryovala - zadudniła olbrzymka. Wydała głośne westchnienie, jak gdyby przypomniała sobie coś miłego. - Podczas ucieczki całkowicie zniszczyliśmy główne banki genów Domu Ryoval. Zbiór tkanek liczący ze sto lat poszedł z dymem. Dosłownie. - Uśmiechnęła się, obnażając kły. - Tamtej nocy Dom Ryoval stracił według szacunków barona jakieś pięćdziesiąt procent swojego majątku - dodał Thorne. - Co najmniej. Mark wydał z siebie stłumiony okrzyk zdumienia, ale po chwili ochłonął. - To wyjaśnia, dlaczego waszym zdaniem ludzie barona Ryovala będą szukać admirała Naismitha. - Mark - powiedział z rozpaczą w głosie Thorne. - Jeśli Ryoval znajdzie Milesa pierwszy, ożywi go tylko po to, żeby go znowu zabić. I jeszcze raz, i jeszcze... Dlatego upieraliśmy się, żebyś udawał Milesa, kiedy opuszczaliśmy Obszar Jacksona. Ryoval nie ma żadnego motywu, żeby się mścić na klonie, chodzi mu tylko o admirała. - Rozumiem. Uff, dzięki. A co się stało z doktorem Canaba? Jeśli mogę spytać. - Został bezpiecznie dostarczony tam, gdzie trzeba - powiedziała Quinn. - Nosi nowe nazwisko, nową twarz, ma nowe laboratorium i pensję, dzięki której powinien być zadowolony. Został lojalnym poddanym cesarstwa. - Hm. To nasuwa mi myśl o jeszcze jednym powiązaniu. Znam je od jakiegoś czasu, to żadna tajemnica, chociaż jeszcze nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. CesBez, nawiasem mówiąc, też nie, choć z tego powodu dwa razy wysyłał agentów, żeby sprawdzili Grupę Durony. Baronowa Lotus Bharaputra, żona barona, jest klonem Durony. Taura przysłoniła usta szponiastą dłonią. - Tamta dziewczyna! - Tak, tamta dziewczyna. Zastanawiałem się, dlaczego traktowała mnie z takim chłodem. Już ją kiedyś widziałem, w innym wcieleniu. Klon klona. - Baronowa jest jedną z najstarszych córek czy sióstr, czy jak chcecie nazywać to klonowane plemię Lilly Durony. Rój. Nie sprzedała się tanio. Lotus została zdraj czynią za najwyższą łapówkę w historii Obszaru Jacksona - za cenę połowy albo prawie połowy władzy w Domu Bharaputra. Jest partnerką barona Bharaputry od dwudziestu lat. I wygląda na to, że chce zdobyć coś jeszcze. Grupa Durony specjalizuje się chyba we wszystkich dziedzinach biologii, ale odmawia wykonywania przeszczepów mózgu. Zapisano to w umowie z Domem Fell. Ale baronowa Bharaputra, która musi mieć już ponad sześćdziesiąt lat, zamierza widocznie rozpocząć niebawem swą drugą młodość. Sądząc po tym, co widzieliśmy. - Niech to szlag - mruknęła Quinn. - Czyli mamy następne powiązanie - rzekł Mark. - Właściwie całą sieć powiązań, jeśli się złapie koniec właściwej nici. Tylko brakuje wyjaśnienia, przynajmniej ja tego nie rozumiem, dlaczego Grupa Durony miałaby ukrywać Milesa przed swoimi szefami z Domu Fell. Bo chyba tak się jednak stało. - Jeżeli go mają - zauważyła Quinn, gryząc wewnętrzną stronę policzka. - Jeżeli - zgodził się Mark. - Chociaż... - Twarz mu się na chwilę rozjaśniła. - To by tłumaczyło, jak kriokomora znalazła się w Hegen Hub. Grupa Durony nie chciała jej ukryć przed CesBezem. Próbowali ją ukryć przed innymi Jacksończykami. - Prawie wszystko pasuje - odezwał się Thorne. Mark wyciągnął przed siebie wyprostowane dłonie, jak gdyby między palcami trzymał niewidzialne nitki. - Tak. Prawie. - Złączył dłonie. - Tak to wygląda. Tam właśnie zmierzamy. Nasza pierwsza sztuczka będzie polegała na wejściu w przestrzeń Jacksona obok stacji skokowej Fella. Komandor Quinn wzięła ze sobą świetny ekwipunek, dzięki któremu będziemy mogli przybrać fałszywą tożsamość. Konsultujcie z nią swoje pomysły na ten temat. Mamy na to dziesięć dni. Rozeszli się, aby każdy mógł w spokoju rozważyć nowiny. Bothari-Jesek i Quinn zostały na miejscach, a Mark wstał i rozprostował obolały kark. Mózg też go bolał. - To była całkiem niezła analiza, Mark - przyznała niechętnie Quinn. - Jeśli to coś więcej niż czcza gadanina. Powinna wiedzieć. - Dziękuję, Quinn - rzekł szczerze. On również modlił się, aby wszystko okazało się halucynacją albo wielkim błędem. - Tak... chyba trochę się zmienił - zauważyła roztropnie Bothari-Jesek. - Urósł. - Tak? - Quinn obrzuciła go taksującym spojrzeniem od stóp do głów. - Rzeczywiście... Mark zamarł w radosnym oczekiwaniu na jedno maleńkie słowo aprobaty. - ...jest grubszy. - Bierzmy się do roboty - uciął krótko Mark. Rozdział dwudziesty drugi Pamiętał, że kiedyś uczył się zdań-łamańców językowych. Miał nawet przed oczami zapełniony nimi ekran - czarne słowa na bladoniebieskim tle. To była część jakiegoś kursu retoryki? Niestety, choć pamiętał ekran, potrafił sobie przypomnieć treść zaledwie jednej linijki