Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Na pewno nie. Uwolnię cię teraz - usłyszał Durothil swoje słowa - i wszyst- ko będzie tak, jak powiedziałeś, poza jednym dodatkowym wa- runkiem. Sprowadzę do ciebie Sharlario Moonflowera, kiedy wy- szkolę smoka, żeby nosił mnie na grzbiecie. A jeśli mi się to nie uda, powrócę dokładnie po dwudziestu latach od dnia wyklucia się. I tego dnia Ghaunadaur dostanie swoją elfią ofiarę. Zgoda. - Głos smoka był pełen satysfakcji. Elf z ciężkim sercem zanucił modlitwę odwracającą działanie boskiego zaklęcia i uwolnił smoka z mocy Ghaunadaura. Smok natychmiast uniósł się w niebo, a jego skrzydła szumiały głośno, gdy niosły go w stronę legowiska skazanego na zgubę srebrnego smoka. Wpatrzone w niebo oczy Durothila były zamglone, gdyż przy- glądał się nie triumfującemu Mahatnartorianowi, lecz własnemu utraconemu honorowi. * * * Kiedy Sharlario i jego syn powrócili do leśnego domu, usłyszeli wiele pochwalnych słów na cześć ich bohatera Durothila. Jak się zdawało, elfi mag uwięził czerwonego smoka potężnym zaklęciem i znów go wygnał. Wiele z elfów zostało ostrzeżonych przez ryki uwięzionego smoka. Część była świadkami tej sceny, gdyż pora- nek był słoneczny, a płaskowyż doskonale widoczny z lasu. Sharlario czuł ulgę na wieść o uratowaniu swojego ludu, ale jednocześnie był zaskoczony. Czyż Ka'Narlist, arcymag z potęż- nego Atorrnash, nie powiedział, że temu smokowi nie można za- szkodzić elfią magią? Księżycowy elf szanował umiejętności Du- rothila, ale nie sądził, by magia złotego elfa była potężniejsza niż ta, którą posługiwano się w południowych krainach. Być może, uznał Sharlario, Durothil po prostu wykorzystywał swoją moc z większym opanowaniem i odpowiedzialnością. W końcu oznaką prawdziwej wielkości było nie tylko posiadanie mocy, ale też świadomość, jak i kiedy należy z niej korzystać. Księżycowy elf nie był bardzo zaskoczony, kiedy Durothil za- czął unikać pochwał swojego ludu i spędzać coraz więcej czasu 127 Elaine Cunningham samotnie. Sharlario doskonale to rozumiał. On nigdy nie był już taki sam po spotkaniu z Mahatnartorianem. Przez każdą noc trzech setek lat, które minęły od tamtego czasu, smok nawiedzał jego sny. Nie było nocy, by Sharlario nie widział znów pięknej uskrzy- dlonej elfki, w której się zakochał, złapanej w płomień przezna- czony dla niego i spadającej na ziemię. W ataku szału bojowego, jakiego nigdy wcześniej nie zaznał ani nawet nie był świadkiem, Sharlario zmusił dwóch z avarieli do zaniesienia go nad smoka, by mógł spaść na jego grzbiet. Podczas gdy smok leciał - wiele mil nad górami - Sharlario wspiął się na jego łeb i przywiązał do jednego z rogów. Zwisając z niego, opadł na pysk smoka i przy- cisnął miecz - oraz swoją twarz - do jednego z gadzich oczu. Jego gniew był tak wielki, że nie przebił go nawet strach. Wspomnienie tego złowrogiego oka teraz Sharlaria przeraża- ło. Podobnie obietnica zemsty smoka, gdy czas wygnania się skoń- czy. To wszystko nawiedzało jego sny i plamiło każde szczęście, które znalazł od tamtej chwili. Poślubił kobietę z Faerie i poko- chał ją. Ich wspólne życie pełne było cichych radości i wspólne- go śmiechu. Mimo to każdej nocy Sharlario wędrował między ciałami zabitych avarieli i płakał nad utratą tak wielu z tego cu- downego ludu. Mimo to każdej nocy widział twarze ukochanej żony i dzieci nałożone na te zwęglone i połamane ciała. Tak, Shar- lario rozumiał potrzebę Durothila, by w samotności leczyć rany. Dlatego też przez kilkanaście księżyców z szacunkiem trzy- mał się z dala od maga. Po jakimś czasie jednak uznał, że może lepiej przysłużyć się złotemu elfowi, jeśli da mu możliwość po- rozmawiać z kimś, kto go rozumie. Udał się więc do wieży maga i był bardzo zaskoczony, kiedy Durothil przyjął go z przyjaźnią i zadowoleniem. Złoty elf wła- snoręcznie nalewał mu wina i zadawał wiele pytań na temat ostat- nich podróży Sharlaria. Szczególnie interesowała go historia smoczych wojen i jaki wpływ takie rzeczy miały na jego lud. - Jesteś dyplomatą..