Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Tak więc Romney i jego przyjaciółka Bonnie Jean byli teraz w autobusie i wszyscy zajęli się tym, aby - ni mniej, ni więcej - poddać Los Angeles Kierownictwu... Taaaak... Pierwsza Próba odbyła się w kościele Paula Sawyera w Northridge, tuż pod Los Angeles, w San Fernando Yalley... Sawyer nigdy nie stracił woli eksperymentowania i sam jest w autobusie. I gdyby Sportowe Koszule mogły widzieć te... nowe eksperymentalne ryty... z udziałem muzyki, tańca i ofiary - ofiary? - cóż... nie była to dokładnie rzecz biorąc Próba Kwasu, a raczej "happening", co w kręgach Kulturalnych stało się nieszkodliwym i nie budzącym groźnych skojarzeń terminem, nawet w unitariarisko-uniwer-salistycznym Kościele u Sawyera w Yalley. Był to cudowny, nowoczesny budynek w kształcie ogromnej cebuli bermudzkiej, wielkiej strzelistej... Kopuły, o fantastycznej akustyce, sam przez się jakby stworzony do obecnej fantazji. Więc Prankstersi wprowadzili się tam, uzbroili i omotali to miejsce, na "happening" przybyły setki, częstowały się pranksterską magią i ananasowym chili, którą to konkokcję serwowali Prankstersi, o smaku raczej paskudnym, niemniej jednak ananasowe chili, samo w sobie pomylony pomysł. Cassady złapał za mikrofon i zaczął nawijać, Romney złapał za mikrofon i zaczął nawijać i był świetny, a Babbs i Paul Foster latali z Boskim Wirnikiem i Paul nie jąkał się ani trochę... Ludzie tańczyli w ekstazie i zaszli tak daleko w sprawie, nawet proste masy, że nawet oni łapali za mikrofony i nagle nie było już żadnego podziału na zabawiających i zabawianych, nic z tej no-to- przyjrzyjcie-się-sobie- zaskoczone-zgredy protekcjonalności zwyczajnych happeningów. Setki wessało doświadczenie, które rosło jak senny tajfun spokój na gładkim skraju napełnionej wirującym płynem centryfugi. Krótko mówiąc, wszyscy byli w filmie, w autobusie i było pięknie... Byli, jakby... gotowi! Prankstersi - teraz gotowi, aby wciągać do tego nowego doświadczenia setki, tysiące, miliony, które masowo zjawią się w najbliższym czasie :::: ::::: Clair Brush, na przykład. Owszem. Była dziewczyną około dwudziestki, ślicznym rudzielcem, pracowała dla Arta Kunkina, redaktora "Free Press", alternatywnego tygodnika z Los Angeles. Stary przyjaciel Doc Stanley zadzwonił do niej przed Próbą w kościele Sawyera i powiedział, Clair, w pewnym kościele unitariańskim w Yalley ma się odbyć happening, który naprawdę powinnaś zobaczyć i tak dalej... Ale jedno z zadań Clair we "Free Press" polegało na zestawianiu kalendarza imprez w alternatywnej branży, a że był to sezon urodzaju na "happeningi", zaliczyła ich już z tuzin, a każdy zawsze zapowiadano jako pieśń przyszłości i oczywiście każdy był koszmarem. Więc nie poszła. Hmmmmm ::::: Niemniej jednak :::: :::::: Usłyszawszy tych, którzy poszli, postanowiła jednak wybrać się następnym razem ::::: ::::: który przypadał w Watts, w urodziny Lincolna, 12 lutego 1966 roku. Watts! To samo Watts, gdzie ledwie pięć miesięcy temu wybuchła zakręcona rewolucja czarnych, symbol wszystkiego, co beznadziejne i katastroficzne w amerykańskim życiu i co to za dziwny pojazd kosmiczny zbliża się właśnie do Watts, do samego centrum Rozwoju Młodzieży - Rozwój Młodzieży! - w podróży ponad katastrofę :::: :::: - Wydaje mi się, że zdecydowałam się - Clair wspomina na mój użytek - gdy ktoś opisał mi, jak spontanicznie i z jaką radością w tamtym wieczorze w kościele wziął udział Art Kunkin. Większość obecnych ludzi poddała się improwizacji, jak się tego po nich spodziewano, ale i Arthur, i ja w tłumie czujemy się skrępowani. - No tak. To miejsce w Watts - faktycznie było to Compton, wyodrębnione miasteczko na peryferiach Watts - wybrano z nie zna- nych mi powodów. Najlepszy z domysłów, jakie na ten temat słyszałam, miał związek z polityką sprowadzania takich grup w okolice dotknięte ostatnio jakimś nieszczęściem, na znak przyjaznych intencji; to jednak dość zabawne - paradoksalne? - miejsce na taką imprezę. - Był to budynek magazynu, należał do ośrodka Rozwoju Mło dzieży, ale wciąż stał pusty. Oni - ludzie z Ośrodka - używali go, albo zamierzali użyć, na warsztat rzemieślniczy, może samochodowy? Przy sposobienie zawodowe, itp. Został formalnie wynajęty przez grupę Ke seya na 24 lub 48 godzin, za pieniądze, i przez cały czas Próby Kwasu obecny był administrator z ośrodka. - Zapowiadano to w zwyczajny sposób, w kalendarzu "Free Press" i KPFK itp. i przyszło około 200 osób. Kiedy się tam zjawiłam, nic się jeszcze nie zaczęło... ludzie siedzieli małymi grupkami na matach i ko cach pod ścianami. Sala, główna sala, była ogromna... niezbyt sobie radzę z oceną odległości w metrach, ale powiedziałabym, że miała może jakieś 45 na 20. Na wschód od niej była mniejsza sala, na zachód łazienki, a wzdłuż południowej ściany biegł korytarz z otwartymi, nie oszklonymi oknami na wysokości pasa... przez które można było zaglądać do środka. - Przyjechałam swoim samochodem, podwiozłam jakichś dwoje ludzi, ale od razu ich zostawiłam... poszłam przyłączyć się do znajomych, którzy mieli trochę wina rosę i siedzieli na jakiejś macie na podłodze. Jak powiedziałam, jeszcze się nic nie zaczęło... ale wkrótce ktoś zapo wiedział (chyba Neal Cassady, choć nie znałam go wtedy), że impreza się zaraz zacznie. Na południowej ścianie wyświetlano filmy z komen tarzem... filmy z Daalej, z autobusu, z ludźmi w autobusie..