Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Promienie owego zniżającego się słońca raziły zaś jego samego w tej chwili dość mocno w oczy, toteż w pierwszej chwili nie zauważył rozwijającego się przed nimi półksiężyca wojów. Tym bardziej nie był do tego zdolny Odylen, który sam nie wiedział już, co bardziej podziwiać: czy moc bohaterskich czynów, jakich dokonał w życiu Miedźwin, czy też fakt, iż pomimo znacznego uszczuplenia swego bagażu wciąż trzyma się on w siodle, choć bezustannie sprawia wrażenie, jakby właśnie z niego spadał. Przybywój zorientował się w sytuacji dopiero, gdy przeciwnicy znaleźli się tak blisko, że można by do nich dorzucić szyszakiem. Ani przez chwilę nie miał wątpliwości, z kim ma do czynienia - gdyby nie co innego, za dowód wystarczyłyby pełne wrogości miny i postawy wojów, którzy rozpoznawszy na nim i Odylenie książęcą barwę dobyli mieczy nie czekając nawet rozkazu. Pomimo to setnik nie zwolnił ani nie przyśpieszył tempa jazdy, nie sięgnął także po broń. Po prostu jechał na pewną, zdawało się, zgubę, wiodąc na nią w dodatku nieświadomych niczego towarzyszy. Było to zachowanie na tyle nietypowe, że pogańskim reakcjonistom głupio się jakoś zrobiło atakować. - Arab, rozumiesz - opowiadał tymczasem Miedźwin Odylenowi, zgoła niczego nie zauważając. - Do wioski do nas przyjechał, niby za handlem, a w rzeczy na prześpiegi. Wiesz, co to Arab? - Nijak nie wiem, panie Miedźwin. - No. Więc właśnie taki, co nie wiesz. Łaził i wypytywał, jak mu tam po ichniemu było, Ibram... Imbir? Bogać, jakoś cudacznie, w każdym razie. - Miedźwin zachichotał nagle i machnął do jednego z nadjeżdżających wojów, jakby go brał na świadka. - Cięgiem tylko pytał i pytał, gdzie jaka droga, a co tam za ludzie żyją, a jak to robią, jak tamto... i co mu kto powie, zaraz do księgi pisze. To my się z kumplami wzięli, siedliśmy przy dzbanie, i takeśmy mu nagadadali, że co sobie pomyślę... (tu znowu zaniósł się dusznym chichotem). A ten wszystko zapisuje i cieszy się jak głupi, ja tu was, powiada, w przewodniku umieszczę, to już cywilizowany świat będzie o was wiedzieć, jak się należy. A ty gdzie, kpie, z tym żelastwem? - ryknął nagle. - Chcesz komu oko wydłubać, kobyli łbie? Zbity z tropu wojak zastygł w niezręcznej pozie, oglądając się bezradnie na swoich. - Na Dadźboga - mruknął któryś z pogan w zapadłej nad drogą ciszy. - Taż to Miedźwin, we własnej osobie... - Prawda li, Miedźwin! Onże sam. - Ha? Pewnie, że sam, durnie pancerne. A wy co, zamiast w polu, kiedy wróg wam chałupy plądruje, wolicie przejezdnych straszyć po gościńcu? Brać mi zaraz precz te szpikulce, bo kuśki i jajce na pergamin wysuszę, jednym zaklęciem! Groźba, w połączeniu z powszechnie znanym imieniem jej autora, wywarła piorunujące wrażenie. Napastnicy zmieszali się, ten najbliższy wycofał niepewnie o dwa końskie kroki. Przybywój, stwierdziwszy błyskawiczne zniknięcie przystawionych już do jego szyi mieczy, obserwował zażartą walkę na obliczu dowódcy pogańskiego oddziału. Z jednej strony okazana przez podwładnych bojaźń wymagała od niego szybkiej interwencji, z drugiej wszakże dowódca równie jak jego ludzie nie miał ochoty sprawdzać po sobie, co to takiego pergamin. - Już tam nas niechajcie, panie Miedźwin - odezwał się ten stojący najbliżej, tonem nieomalże przymilnym. - My prości wojacy, na manierach się nie znamy, ale Polacy z nas dobrzy, poganie z dziada pradziada... - Ha! - Miedźwin wziął się pod boki, usatysfakcjonowany okazanym mu szacunkiem. - Jak poganie, to co się tu czaicie po głuchym boru, zamiast czarnych z kraju wyżenąć? Ja, stary, mam to za was robić?! - Nie czaimy się! Wcale nie, panie Miedźwin - zabrzmiały wśród pogańskich reakcjonistów liczne oburzone głosy. Zanim jednak zdołali przystąpić do szczegółowych usprawiedliwień, ich dowódca, stwierdziwszy, iż zagrożenie użyciem straszliwego czaru zmalało, postanowił przypomnieć o sobie. - Witajcie, panie Miedźwin, że tak powiem: szyszakiem do ziemi, po staropolsku! - zaczął, wysunąwszy się wprzódy nieznacznie przed swoich ludzi i odchrząknąwszy. - Wybaczcie nam, aleśmy was nie poznali, a że ci tu dwaj w bolkowych barwach, stąd i nieporozumienie... - Ci dwaj są ze mną - rzekł Miedźwin protekcjonalnie i machnąwszy ręką na Przybywoja dodał: - Stary znajomy, tedy mu te bolkowe łachy wybaczam, zawsze mu zresztą rozumu nie stawało... A wy tutaj co, mości drużynniku, jakże ci tam... - Darzysław, panie Miedźwin. My z drużyny braci Chudywojów, co się na Ostrowii z resztą opozycji integrują, żeby razem z Niemcami czarnych precz wygnać i wartości pogańskie restytuować. Ale że to, widzicie, sprawy się przedłużają, bo integracja nie postępuje przez onych agentów Bolka, co się między porządnymi poganami przyczaili, a i cesarza czegoś nie widać, i wszystkie na Ostrowiu jeno siedzą, a maślacze i piwo piją, dziczyzną zagryzając, tedy wzięli my się na podjazd, żeby całkiem pola nie zależeć... - Słuszna, słuszna - przerwał mu Miedźwin, wyraźnie ożywiony na wzmiankę o maślaczach i piwie. - I ja tak myślę, że przede wszystkim trza się szybko zintegrować, bo bez tego ani rusz. Jako żywo, gdyby nie ta potrzeba, nie byłbym się z chałupy ruszał. Ale skorom się ruszył, to i dość już tego gadania! - Takci jest! Dość gadania - zawołali chórem poganie, rozumiejąc zgodnie, że Miedźwin, mówiąc o gadaniu, ma na myśli niekończące się negocjacje ich wodzów. - No, i na co czekasz? - zirytował się Miedźwin na Darzysława, gdy okrzyki już przebrzmiały, a nadal nie działo się nic. - Jużeś nas przecie znalazł! Darzysław stał z cokolwiek niemądrą miną, bo w rzeczy samej niezbyt wiedział, co robić. Nie czekając, aż ten problem rozstrzygnie, Miedźwin zawołał: - Na Ostrów, do obozu! Ten tutaj drogę pokaże - i machnął rozkazująco ręką, odrobinę za mocno, gdyż oślizgnął się od tego zamachu w siodle i o mało co nie poleciał na ziemię, tym razem na dobre. Szczęściem Odylen zdążył przytomnie podtrzymać Miedźwina, zanim najbliżsi z reakcjonistów nie doskoczyli pomóc mu się na powrót umościć w siodle. Miedźwin nie podziękował; zgoła nie zauważywszy ani swego upadku, ani, co za tym idzie, pomocy, powtórzył gromko "na Ostrów", budząc ożywienie i entuzjazm wśród pogańskich wojów, którzy samorzutnie zaczęli formować się w marszową kolumnę. Przybywój zdążył zauważyć, że szczególnie aktywny był w jej formowaniu i prowadzeniu ów młody woj, któremu jeszcze przed chwilą Miedźwin groził wysuszeniem na pergamin