Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Przesunął palcem po sińcach na jej szyi, a kiedy skrzywiła się z bólu, wciągnął raptownie powietrze i znowu zaklął. - Mogłem ci tego oszczędzić - powiedział. Zdmuchnął świecę, usiadł przy Mary na łóżku, ujął jej rękę, przez chwilę trzymał mocno, a potem delikatnie puścił. - Boże Wielki, czemuś z nimi pojechała? - spytał. - Byli pijani do nieprzytomności. Nie wiedzieli chyba, co robią. Mój opór tyle dla nich znaczył co opór dziecka. Było ich ze dwunastu, może nawet więcej, a wuj... im przewodził. Wuj i kramarz. Jeżeli wiesz o tym, po co mnie pytasz? Nie każ mi wspominać. Nie chcę pamiętać. - Co ci zrobili? - Mam sińce, zadrapania... sam widzisz. Usiłowałam uciec i zdarłam skórę z biodra. Oczywiście złapali mnie. Na brzegu związali mi ręce i nogi, zatkali mi workiem usta, żebym nie mogła krzyczeć. Widziałam, jak statek zbliża się we mgle, i nic nie mogłam zrobić, sama jedna na wichrze i deszczu. Musiałam patrzeć, jak giną... Urwała, głos jej się załamał, przekręciła się na bok i ukryła twarz w dłoniach. On nie uczynił żadnego ruchu, nie odezwał się; siedział przy niej na łóżku i czuła, że myślami jest gdzieś daleko, tajemniczy, niedosięgły. Była jeszcze bardziej osamotniona niż przedtem. - Czy to mój brat najbardziej cię skatował? - zapytał po chwili. Westchnęła ze znużeniem. Na wszystko było już za późno, nic nie miało teraz znaczenia. - Mówiłam ci, że był pijany. Wiesz chyba lepiej ode mnie, do czego w takich chwilach jest zdolny. - Tak, wiem. Milczał przez kilka sekund, potem znów ujął jej rękę. - Umrze za to - powiedział. - Jego śmierć nie wskrzesi tych, których pozabijał. - Nie o nich teraz myślę. - Jeżeli myślisz o mnie, współczucie jest zbędne. Potrafię sama się zemścić. Jednej rzeczy się przynajmniej nauczyłam: polegać na sobie. - Kobiety to kruche stworzenia, Mary, mimo całej ich odwagi. Najlepiej trzymaj się od tego wszystkiego z daleka. Sprawa należy teraz do mnie. Nie odpowiedziała. Miała własne plany, które jego w ogóle nie dotyczyły. - Co chcesz zrobić? - spytał. - Jeszcze się nie zdecydowałam - skłamała. - Jeżeli on zamierza wyjechać jutro w nocy, masz niewiele czasu do namysłu. - On chce, żebyśmy obydwie z nim pojechały, ciotka i ja. - A co ty na to? - To będzie zależało od jutrzejszego dnia. Mimo że go kocha, nie zwierzy mu się ze swoich planów. On jest nadal wielką niewiadomą, a przede wszystkim jest wrogiem obowiązujących praw. Naraz przeszło jej przez myśl, że jeśli wyda wuja, może i jego również wydać w ręce sprawiedliwości. - Jeżeli cię o coś poproszę, co mi odpowiesz? - spytała. Uśmiechnął się po raz pierwszy, drwiąco i pobłażliwie, jak się uśmiechał w Launceston, i pod wpływem tej zmiany serce jej znów zaczęło się do niego wyrywać. - Skąd mogę wiedzieć? - odparł. - Chcę, żebyś" stąd wyjechał. - Za chwilę odjadę. - Nie, chodzi o to, żebyś w ogóle wyjechał z tej okolicy. Musisz mi przyrzec, że nie wrócisz do "Jamajki". Z twoim bratem sama sobie poradzę, z jego strony nic mi już teraz nie grozi. Nie chcę, żebyś tu jutro przyjeżdżał. Proszę cię, przyrzeknij mi, że wyjedziesz. - Co ty knujesz? - Coś, co ciebie nie dotyczy, ale może cię narazić na niebezpieczeństwo. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Chciałabym, żebyś mi zaufał. - Żebym ci zaufał? Wielki Boże, naturalnie, że ci ufam. To ty mi nie ufasz, głupiątko. Roześmiał się cicho, nachylił się, wziął ją w ramiona i pocałował tak, jak niegdyś w Launceston, ale teraz był to inny pocałunek, długi, pełen gniewu i żalu. - No cóż, prowadź swoją grę na własną rękę - rzekł - a ja będę prowadził swoją. Skoro koniecznie chcesz być chłopakiem, nie mogę ci przeszkodzić, ale na tę twarzyczkę, którą całuję i będę znów całował, zaklinam cię, bądź ostrożna. Nie chcesz chyba zginąć? Muszę cię teraz opuścić. Za godzinę będzie widno. A jeżeli obydwa nasze plany spalą na panewce, co wtedy? Będziesz żałować, jeżeli nigdy mnie już nie zobaczysz? Oczywiście, że nie, nic ci przecież na tym nie zależy. - Tego nie powiedziałam. Ty nic nie rozumiesz. - Kobiety rozumują inaczej niż mężczyźni, ich myśli biegną innymi drogami. Dlatego nie lubię kobiet, zawsze przez nie tylko kłopoty i zamieszanie. Przyjemnie mi było z tobą w Launceston, Mary, ale kiedy waży się sprawa życia i śMierci, jak moja sprawa w tej chwili, to na Boga, wolałbym, żebyś" była o sto mil stąd albo siedziała grzecznie z robótką w ręku gdzieś w schludnym saloniku, gdzie należałabyś do mnie. - Nigdy nie znałam takiego życia i nie zamierzam poznać. - Czemu nie? Wyjdziesz z czasem za farmera albo za sklepikarza i będziesz pędziła cnotliwy żywot, szanowana przez sąsiadów. Tylko nie mów im, żeś mieszkała kiedyś w "Jamajce" i romansowała z koniokradem, bo nie wpuszczą cię na próg. No, bywaj, życzę pomyślności. Wstał, podszedł do okna, przecisnął się przez otwór wybity w szybie, następnie zwiesiŁ nogi nad gankiem i trzymając się jedną ręką koca, zsunął się na ziemię. Obserwowała go z okna, bezwiednie żegnając ruchem ręki, ale on się nie obejrzał, przemknął przez podwórze i znikł jak cień. Mary wolno wciągnęła z powrotem koc i położyła go na łóżku. Nie zaśnie już, wkrótce będzie świt. Usiadła na łóżku czekając, aż wuj otworzy drzwi, i układała plany na wieczór. Nie wolno jej w ciągu długiego dnia ściągnąć na siebie najlżejszych podejrzeń, musi zachowywać się biernie, nawet apatycznie, jak gdyby zrezygnowała z oporu i gotowa była wyruszyć w drogę z wujem i ciotką. Potem znajdzie jakąś wymówkę - powie na przykład, że jest zmęczona i chce odpocząć trochę w swoim pokoju przed trudami nocnej podróży - a wtedy nastąpi najniebezpieczniejsza chwila. Będzie musiała ukradkiem, niepostrzeżenie wymknąć się z "Jamajki" i biec co tchu do Altarnun. Tym razem Francis Davey zrozumie. Czasu zostanie bardzo mało, będzie musiał natychmiast przystąpić do działania. Ona z jego aprobatą wróci wówczas do oberży, licząc na to, że nikt nie zauważył jej nieobecności. Na tym polega ryzyko. Jeżeli oberżysta zajrzy do pokoiku na górze i stwierdzi, że wyszła, życie jej niewarte będzie złamanego szelonga. Na to musi być przygotowana. Żadne tłumaczenia już jej nie uratują. Ale jeśli będzie trwał w przekonaniu, że ona śpi spokojnie na górze, gra potoczy się dalej. POczynią przygotowania do podróży, może nawet wsiądą na wóz i wyjadą na drogę, tam już skończy się jej odpowiedzialność. Los ich wszystkich spocznie w ręku pastora z Altarnun