Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zajęty organizacją i szczegółami dotyczącymi misji Kobr, nie miał czasu śledzić poglądów opinii publicznej Aventiny. Ale dlaczego ani Justin, ani Joshua lub ktokolwiek inny nie przypomnieli mu o tym? Nie chcieli, żeby się denerwował, to jasne. Kiedy jego uwaga zwrócona była w inną stronę, Priesly i jego banda równie pilnie szykowali atak. Może jednak nie było jeszcze za późno, by walczyć. Nawet petycja złożona przez członków Rady Światów Kobr nie ograniczała prawnie działalności gubernatora generalnego. Gdyby udało mu się przeciągnąć Chandlera na swoją stronę... lub gdyby chociaż zachował neutralność... - Skoro dzwoni pan z tym do mnie - powiedział Corwin ostrożnie - mam rozumieć, że zamierza pan podporządkować się ich żądaniu? Oczy Chandlera błysnęły. - Trudno to nazwać żądaniem, Moreau, jeśli zechcę, mogę zignorować całą sprawę. Rzecz sprowadza się do tego, czy jesteś wart tego, żebym narażał się w ten sposób opinii ogółu. - Innymi słowy, po co ryzykować polityczną klapę dla gubernatora, który i tak jest na wylocie? - zapytał cicho Corwin. Chandler miał na tyle przyzwoitości, by przynajmniej wyglądać na zakłopotanego. - Nie o to chodzi - mruknął. - Cokolwiek stanie się z twoją siostrzenicą na Qasamie, nie zmienia faktu, że jesteś w obecnej chwili pełnoprawnym aventińskim gubernatorem. - To prawda. - Corwin kiwnął głową. - Nie mówiąc już o tym, że być może Jin spisze się tak dobrze, że w ogóle nie będę musiał odchodzić. - Myślę, że to możliwe - zgodził się Chandler. - Chociaż mało prawdopodobne. Corwin wzruszył ramionami. Z zachowania Chandlera jasno wynikało, że czułby się niezręcznie, bez wyraźnej przyczyny odmawiając pomocy. Dawało to Corwinowi psychologiczny atut. Słaby, ale jedyny, na jaki mógł liczyć. - Zakładam w takim razie, że nakaże pan, by wobec Justina zastosowano areszt domowy? - sondował. - Nie ma chyba potrzeby umieszczenia go w więzieniu. - Może ich to zadowoli -powiedział spokojnie Chandler, patrząc mu w oczy. - A jeśli ktoś zasugeruje, że stanowi on potencjalne zagrożenie dla społeczeństwa i powinien znajdować pod pełniejszym nadzorem? - Mógłby pan wtedy zapytać, gdzie ten ktoś, do cholery, wyobraża sobie uwięzienie Kobry, który nie ma ochoty być przetrzymywany - podsunął Corwin. - Mógłby też pan wskazać na oczywisty fakt, że Justin nie stanowi zagrożenia dla kogoś, kto nie ma wobec niego złych zamiarów. A jeśli ta osoba okaże się członkiem zarządu i będzie upoważniona do otrzymania tego typu informacji, mógłby pan powiedzieć, że wykorzystanie wahadłowca Troftów do planowanej misji może okazać się niemożliwe, jeśli Pierwszy Mówca dowie się, że ktoś z rodziny Moreau został aresztowany. Chandler odrobinę uniósł brwi. - Trudno mi uwierzyć w to, że ty i Tlosowie jesteście aż tak zaprzyjaźnieni. - Nie jesteśmy. - Corwin potrząsnął głową. - Ale zauważ, że ten anonimowy osobnik był na statku, kiedy Pierwszy Mówca poprosił, by ktoś z rodziny Moreau pomógł planować wyprawę na Qasamę. Przypomnienie mu tego powinno uczynić go ostrożniejszym w podejmowaniu starań o publiczne uwięzienie. Chandler sapnął cicho. - Być może, być może. - Odetchnął głęboko. - Dobrze, będzie areszt domowy i postaramy się uniknąć rozgłosu. - Dziękuję. - Corwin zawahał się. - Gdybym mógł prosić o jeszcze jedną przysługę... dziś wieczorem mamy przyjęcie z okazji ukończenia akademii przez Jin. Czy mógłby pan wstrzymać nakaz do jutra rana? To by nam wszystkim ułatwiło życie. - Trudno mi wyobrazić sobie Justina uciekającego z planety - prawie natychmiast odpowiedział Chandler. Jeśli zdecydował się przeciwstawić Priesly'emu w jednej sprawie, postawienie się okoniem także w innej nie kosztowało go najwyraźniej żadnego dodatkowego wysiłku. - W takim razie areszt domowy rozpocznie się oficjalnie jutro o ósmej rano. Zdajesz sobie oczywiście sprawę z tego, że Priesly potraktuje to jako przysługę, za którą będziesz mu coś dłużny. Niezależnie od tego, jak ty na to patrzysz. - I tak już oddałem moją karierę w jego ręce, kiedy chodziło o przyjęcie Jin do Kobr - powiedział zimno Corwin. - Jeśli Priesly'emu zdaje się, że może wycisnąć ze mnie więcej, to się grubo myli. - Tak przypuszczam - westchnął Chandler. - Chociaż na twoim miejscu doceniłbym jego umiejętności manipulowania siecią informacyjną. Ciche odejście ze stanowiska gubernatora a odejście po publicznym zniesławieniu, to dwie zupełnie różne sprawy. Sądzę, że miałby wielką przyjemność, mieszając z błotem nazwisko Moreau. Corwin poczuł ucisk w żołądku. Nazwisko Moreau stanowiło chwalebną część krótkiej historii Światów Kobr. Było jednym z nielicznych nazwisk znanych od dzieciństwa w zasadzie wszystkim mieszkańcom Aventiny. Obrona jego honoru była decydującym czynnikiem w walce ojca przeciwko rebelii Challinora wiele lat temu i w jego późniejszej pracy nad przekształceniem aventińskiej polityki. Nazwisko stanowiło jeden z niewielu darów prawdziwej wartości, jakie Corwin mógł ofiarować swym siostrzenicom i swoim dzieciom, jeśli będzie je kiedykolwiek miał. Myśl o tym, że Priesly mógłby położyć na nim swoje brudne łapy... - Pożałuje, jeśli to zrobi - odpowiedział cicho Chandlerowi. - Niech pan nazwie to groźbą albo stwierdzeniem faktu, ale proszę się upewnić, że zrozumiał. Chandler pokiwał głową. - Postaram się. Chciałem tylko, żebyś przyjął do wiadomości, z kim mamy do czynienia. W każdym razie... powinienem już kończyć. Z pewnością będziesz chciał powiedzieć o tym dziś wieczorem swemu bratu. - Powiem - westchnął Corwin. - Dobranoc, panie gubernatorze... i dziękuję