Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

To dziwne, ale nie odkryli, że jestem mesjaszem. Później powiedziałem im wszystko, co wiem o wybrance, a oni namierzyli jej fale mózgowe, aby poznać jej upodobania. - Aha - podsumował szef kontroli. - Przebieg wszystkich wydarzeń z akcji kontrolingowej możesz pan u nas potem oglądnąć na taśmie. Nie będziesz pan chciał uwierzyć, że to pan się tak zachowujesz. Po wyjściu z firmy radośnie sunąłem moją miednicą rozkręcając gałki na wszelkie możliwe sposoby. Poczułem znaczny wzrost promieniowania anarchizującego. Najwyraźniej Stary Kruk zaczął działać. Pierwsza akcja kontrolingowa miała się odbyć dwa dni później o szóstej wieczorem, kiedy to moja wybranka spływa wzdłuż ósmej pełzaczki ściekowej wzdłuż Alei Kaszlących Kuzynów. Dyskordia musiała maczać w tym palce, bo ta dziewczyna też miała na imię Angelika. Angelika Feigenbaum. To znak. Kiedy pierwszy raz ją ujrzałem, nie znałem jeszcze jej imienia, ale wiedziałem już, że to ona. Tego dnia miałem się z nią umówić na pierwszą randkę. Wsadziłem sobie odbiornik w gniazdko i posunąłem w kierunku Strefy Kaszlu. Trochę miałem pietra. Kiedy przejmą nade mną kontrolę, mogą ze mną zrobić wszystko, a ja nie będę mógł nawet wyłączyć odbiornika. Zamiast poderwać dziewczynę, mogę, dajmy na to, trafić do rzeźni, gdzie mnie wybebeszą i sprzedadzą moje organy. To wszystko jest nielegalne, więc jeśli złamią umowę, nie będę się mógł odwoływać. Może jestem idiotą, że im zaufałem. Punktualnie o szóstej straciłem świadomość i amant firmowy przejął nade mną kontrolę. Później oglądałem na taśmie, co ten palant ze mną wyrabiał. Ustalili, że dziewczyna lubi twardych gości. Inny cymbał z firmy zaczepił więc Angelikę w pełzaku. Przysuwał się do niej natrętnie i zawzięcie mieszał regulatorami, aż inni przechodnie spływali z pogardliwymi uśmieszkami. Wtedy do podstawionego frajera podchodzę ja i mówię: - Przepraszam, ale wydaje mi się, że ta pani nie chce z panem rozmawiać. - Spierdalaj! - frajer na to. Wtedy ja go w zęby, tamten się zatoczył, aż wypadł z miednicy. - Bardzo mi przykro, że poznajemy się w takich okolicznościach - mówię do dziewczyny. Ta odkaszlnęła przymilnie. Potem zaprosiłem ją na drinka i przegadaliśmy całą noc. Amant miał naprawdę niezłe teksty. Snuł romantyczne wizje zwariowanych przygód w piekielnych szczerbatkach sprężyniastych, gdzie diabeł nawet nie zagląda, a słońce tak wypraża spękane sprężyny, że smar kruszy się w małe, czarne kostki, które wzbijają się w powietrze tworząc tumany, przez które on musi mknąć swą wciąż rozbudowywującą się, srebrzystą miednicą, aż staje się ona na tyle duża, że po wielodniowym rejsie jest tyle miejsca, że można skulić się w kłębek i przespać kilka godzin, aby śnić o niej, uroczej, czystej Angelice, a potem znów burdy w snujących się w nieskończoność nocnych kanałach pełzaczkowych, ociekających brudnym tłuszczem, który błyszczy się tworząc wijące się, złociste pasy, niknące gdzieś po drugiej stronie horyzontu, a tu nie kończąca się podróż kanałem rurowym, gdzie miednica pchana niesamowitym ciśnieniem gęstego smaru nabiera naprawdę piekielnych prędkości. Dziewczyna zadumana patrzyła mi w oczy i widać było, że zrobiłem na niej wrażenie. Potem ja, czyli amant firmowy, chwyciłem ją za rękę i kiedy zbliżałem swoje usta do jej ust, stało się coś dziwnego. - Ty zboczeńcu! - wykrzyknęła dziewczyna i strzeliła mnie, czyli amanta, w twarz. Zerwała się i wybiegła z kawiarni. W firmie tłumaczyli, że w mojej aparycji musi być coś tak odpychającego, że kobiety skłonne są brać mnie za zboczeńca, wampira, kogoś spoza kręgu potencjalnych znajomych, kogoś, z kim żadna nie porozmawia nawet, a co dopiero pójdzie do łóżka. Bardzo mnie to zdołowało. Poczułem się jak trędowaty, obleśny, odpychający, obrzydliwy typ, którego wszyscy wyrzucają poza obręb społeczeństwa. Dołączył mi jeszcze jeden kompleks, który zagarnął resztki mojej normalnej świadomości. Mimo to chciałem kontynuować akcję kontrolingową. Bo jeżeli amant firmowy nie pomoże, to kto pomoże? W firmie zgodzili się, choć bez przekonania. Powiesiłem kilka swastyk, ale nie poprawiło mi to humoru. Wtedy wpadłem na pomysł. Skoro ona uważa mnie za zboczeńca, to będę się zachowywał jak zboczeniec. Postanowiłem ją śledzić i podglądać. Zaczaiłem się przy ósmej pełzaczce ściekowej i czekałem na nią. Zjawiła się jak zwykle wieczorem. Spływała staromodnym wiaderkiem z jedną gałką i niezbyt uważnie patrzyła przed siebie. Kilka razy omal nie wpadła na innych przechodniów. Ruszyłem za nią w mojej miednicy, która z wolna sunęła w gęstej cieczy pełzaczkowej. Minęliśmy kilka załomów i kiedy zbliżaliśmy się do siedemnastego ściekospadu imienia Fredy Krugera, Angelika skręciła nagle w lewo. Zaczaiłem się chwilę przy załomie, aby niczego nie zauważyła i po jakimś czasie spłynąłem za nią. Powoli sunęła kanałem rurowym, przy pierwszym rozgałęzieniu zatrzymała się, jakby chciała sprawdzić, czy nikt jej nie śledzi. Poprawiła sobie włosy i skręciła swoim wiaderkiem w prawo. Chyba jednak mnie nie zauważyła - pomyślałem. Kanał rurowy przeszedł w szczerbatkę sprężyniastą i wiaderko z wolna uniosło się w powietrze, gęsta ciecz spływała z niego zostawiając ślad na zardzewiałym podłożu. Sunąłem tym śladem aż do złomowni H-515, przy której stał olbrzymi silos mieszkalny. Tam Angelika zostawiła swoje wiaderko na wieszaku i weszła do silosu. Doszedłem do wniosku, że pewnie tu mieszka