Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Na szczęście zdołała się zręcznie wywinąć. Obrzydliwy staruch! Sapnął lubieżnie, po czym uniósł pokrywkę z miski. - Ryba! - syknął. - Przecież dostaję kolki od ryby, dobrze o tym wiedzą. Zabierz to z powrotem! - Przykro mi - oznajmiła Unni. - Dziś nie ma nic innego do jedzenia. Pozrzędził jeszcze chwilę, ale wreszcie zabrał się do jedzenia, mlaszcząc i siorbiąc. Zdaje się, że apetyt mu dopisywał. Unni uporządkowała w tym czasie jego łóżko, schowała pisma pornograficzne pod poduszkę i otworzyła okno. - Czy ty oszalałaś, dziewczyno, chcesz mnie zabić? Zamknij je natychmiast! Jeśli chcesz żyć w tym zaduchu, proszę bardzo! Na zdrowie! pomyślała Unni. - Powiedz no mi, czym dziś zajmuje się mój syn? - Pan Patrik? - No tak, a któż by inny? Na przykład twój drugi syn Sigurd, pomyślała. Ale może on w ogóle się nie liczy? - Chyba siedzi w gabinecie. Starzec prychnął. - To ci dopiero zajęcie! Myślałem, że... A, wszystko jedno! Fircyk z niego. Próbowałem zrobić z niego oficera, ale mi się nie udało. Żadnego autorytetu. Nawet kiedy wypina pierś jak kogut i ściąga surowo brwi. I jeszcze na dodatek wziął sobie za żonę taką kurę. Ona chce się mnie pozbyć, dobrze wiem, ale już ja jej pokażę! Co to za przeklęta rodzina! Chora, po prostu chora! Jeden gorszy od drugiego. Pomóż mi się położyć! Dźwignął się ciężko z krzesła i sięgnął po swoje kule. Unni ujęła go pod ręce, pomagając iść. Kule stukały rytmicznie o podłogę. No jasne! przypomniała sobie nagle. To ich odgłos wtedy słyszałam, nie dochodził jednak z tego pokoju. Czyli to ty, staruszku, krążyłeś nocą po domu. Nie jesteś więc wcale taki niedołężny, jakiego udajesz. - Trzymaj mnie jak należy - ofuknął ją. - Przecież nie mogę upaść. Jesteś za tłusty i na tym tylko polega twój problem, pomyślała Unni, pomagając staremu Tildemowi położyć się do łóżka. Następnie wzięła tacę z opróżnionymi co do okruszyny talerzami i skierowała się do drzwi. Po drodze usłyszała jeszcze ciche mamrotanie: - Myśleli, że mogą od tego uciec. Ale od czegoś takiego się nie ucieknie. Zło w zatrutej duszy towarzyszy człowiekowi przez całe jego życie, gdziekolwiek by się znalazł. Unni zwlekała z wyjściem, lecz starzec powiedział już chyba wszystko, co leżało mu na sercu. Teraz mówił raczej do siebie niż do niej i prawie zasypiał. Unni poczuła nagle, że cała trzęsie się ze strachu. Zupełnie jakby dopiero teraz do niej dotarło, jak wielkie grozi jej niebezpieczeństwo. Uzmysłowiła sobie, że w tym cichym, tajemniczym Lindehede czai się coś naprawdę groźnego. A ona, służąca Unni, powinna być bardzo ostrożna, by nie narazić się temu, kto zabił dwie młode kobiety i prawdopodobnie uśmiercił też trzy pozostałe ofiary. ROZDZIAŁ VII Unni szła po schodach na dół, gdy spotkała Alice, biedne, samotne dziecko. - Cześć! - przywitała ją dziewczynka. - Pobawisz się ze mną? - Nie mam teraz czasu - odparła Unni. - Pani Krauss na mnie czeka. - Ta stara wiedźma? - Przecież to wariatka! Unni wybuchła śmiechem. - Gdzie ty się nauczyłaś takich słów? - Och, w naszym domu można dużo się nauczyć. Tej sposobności Unni nie mogła nie wykorzystać. - Wiesz co, na chwilkę możemy usiąść na schodach i porozmawiać. Zobacz, mam kawałek sznurka. Jeśli chcesz, poukładamy z niego różne wzory. Usiadła razem z Alice na schodkach i zaczęły tworzyć najrozmaitsze figurki. - Czy wujek Sigurd zawsze mieszkał z wami? - spytała jakby od niechcenia. - Nie. Przyjechał tutaj dwa lata temu. Z Australii. - Czyli wcześniej nigdy go nie widziałaś? - Nawet o nim nie słyszałam! - Wygląda na miłego człowieka - skłamała Unni. - Od razu go polubiłam. - Jest strasznie inteligentny. Prawie geniusz. I na dodatek bardzo sympatyczny. Dał mi masę prezentów. W zeszłym roku dostałam od niego rower. - Jeździsz na nim do szkoły? - Nie, bo teraz mama uczy mnie w domu. Uważa, że nie powinnam zadawać się z dziećmi ze wsi. Ale wcześniej chodziłam do szkoły. - Podobało ci się? Alice wzruszyła ramionami. - Wszyscy byli okropnie głupi. Chociaż paru chłopców mówiło, że jestem niebrzydka. Naprawdę, powiedz? - dopytywała się naiwnie. - Myślę, że kiedy dorośniesz, będziesz bardzo ładna - udzieliła dyplomatycznej odpowiedzi Unni. Dziewczynka bowiem była malutka i chuda jak patyk, miała ciągle zmierzwione włosy i nazbyt duże zęby w wąskiej inteligentnej twarzyczce. Gdy rozległ się gromki głos pani Krauss, Unni, pełna poczucia winy, zerwała się na równe nogi. Miała jeszcze tyle różnych pytań do Alice, wszystkie jednak musiały poczekać. Odd Stein siedział ukryty za delikatnymi firankami, nie spuszczając z oka dziedzińca i domu, i straszliwie się nudził. Nic się nie działo. Widział Kraussa z psami, odbywającego co godzina szybki kontrolny obchód. Czasami dozorca pracował też na klombach. Były trochę zaniedbane, ale dość ukwiecone jak na tę porę roku. Nie ulegało wątpliwości, że Tildemom przydałoby się znacznie więcej ludzi do pracy w majątku. Można było odnieść wrażenie, że nie mają odwagi nikogo zatrudnić. Jedyne osoby, do których mieli zaufanie, to Kraussowie. Odd Stein pomyślał, że spotkał w swoim życiu znacznie milszych służących. Tak, ten dom chyba rzeczywiście krył w sobie jakąś mroczną tajemnicę. Wiedziały o niej co najmniej dwie osoby, a może jeszcze więcej. Widział, jak pan domu chodzi marszowym krokiem po dziedzińcu, a pani krąży bez celu po skraju parku, prawdopodobnie dla zaczerpnięcia świeżego powietrza. Ich córeczka jeździła na rowerze, przewracała się i wstawała, poza tym skakała przez skakankę i chyba bardzo się nudziła