Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Połowę widowni stanowili ludzie Horusa, toteż ich owacja dla swojego patrona nic ustawała. Zerwali się na równe nogi z nieskładnym rykiem. Drugi akt zakończył się mym kolejnym triumfem, upokorzeniem zaś dla nieletniego boga, który, jak wykazały późniejsze oględziny, obficie zanieczyścił swe powijaki. Kozpocząłem końcowy akt kolejną recytacją, opisując dzieciństwo i dojrzewanie Horusa. Opowiedziałem o świętym obowiązku nałożonym nań przez Izydę, a gdy to robiłem, rozsunęły się zasłony, ukazując boginię w centrum sceny. Izyda kąpała się w Nilu w otoczeniu swych służebnic. Mokra szata przylgnęła do ciała, tak że przeświecała przez nią mleczna piękna skóra. Niewyraźne zarysy piersi zwieńczone były drobnymi kwietnymi pąkami dziewiczego różu. Tanus w roli Horusa wyłonił się zza kulis i natychmiast stał się najważniejszą postacią na scenie. W swej wypolerowanej zbroi, tryskający wojowniczą dumą, stanowił doskonałą przeciwwagę dla urody bogini. Długa lista zwycięstw w wojnach na rzece oraz ostatni wyczyn - uratowanie królewskiej łodzi - przyciągnęły ku niemu uwagę całej publiczności. Tanus stał się ulubieńcem tłumu. Zanim zdążył się odezwać, powitały go okrzyki, a owacja trwała tak długo, że aktorzy zmuszeni byli zastygnąć w wyjściowych pozach. Widownia wiwatowała na cześć Tanusa, a ja wyszukałem w niej kilka twarzy i przyglądałem się malującym się na nich emocjom. Nembet, wielki lew Egiptu, patrzył spode łba i mruczał coś pod nosem, nawet nie starając się skryć swej wrogości. Faraon uśmiechnął się łaskawie i skinął głową, tak by siedzący za nim zdali sobie sprawę z jego pochwały, co podsyciło tylko ich zapał. Mój pan, książę Intef, nie zwykł żeglować wbrew nieprzychylnym wiatrom, przywołał więc swój najsłodszy uśmiech i skłonił głowę na znak, że całkowicie podziela uczucia władcy. Lecz z mojego niezwykle dogodnego punktu obserwacyjnego widziałem, że jego oczy zieją śmiertelną nienawiścią. Wreszcie owacja przycichła i Tanus mógł rozpocząć swą kwestię, choć nie bez problemów, jako że za każdym razem, gdy przerywał, by zaczerpnąć powietrza, rozlegały się kolejne wiwaty. Dopiero gdy Izyda zaczęła śpiewać, raz jeszcze na widownię spłynęła kompletna cisza. Cierpienie twego ojca, straszliwe przeznaczenie zawisłe nad naszym domem, wszystko to musi zostać zmazane. Wierszem Izyda ostrzegała swego szlachetnego syna i błagalnie, a zarazem rozkazująco, wyciągnęła ku niemu ramiona. Przekleństwo Setha okrywa nas wszystkich, jedynie ty władny jesteś je odwołać. Odszukaj swego potwornego wuja. Po jego pysze i zawziętości rozpoznasz go. Gdy go odnajdziesz, powal. Zakuj w łańcuchy, nagnij do twej woli, tak by bogowie i wszyscy ludzie uwolnieni zostali spod jego ohydnej władzy. Wciąż śpiewając, bogini wycofała się, by powierzyć poszukiwania synowi. Niczym dzieci słuchające ulubionego wierszyka, widzowie dobrze wiedzieli, co będzie dalej, lecz pochylili się i zabrzmiał szmer oczekiwania. Gdy Seth wpadł wreszcie w podskokach na scenę, przygotowany na decydujące starcie - starą jak świat walkę dobra ze złem, piękna z ohydą, prawości z bezwstydem - publiczność gotowa była na jego przyjęcie. Powitał go chór nienawistnych głosów, spontaniczny i nieudawany. Rasfer wyszczerzył wyzywająco zęby, bełkocząc coś do widzów, stąpał wyniośle przez scenę. Genitalia ujął w złożone dłonie i ruszał biodrami w szyderczym i obscenicznym geście, który doprowadził publiczność do szału. - Zabij go, Horusie! - zawyli. - Rozwal mu ten brudny pysk! Seth zaś podskakiwał przed nimi, podsycając ich furię. - Zabij mordercę wielkiego boga Ozyrysa! - ryczeli w paroksyzmie szaleństwa. - Rozwal mu gębę! - Wypruj mu flaki! Zgromadzeni wcale nie reagowali spokojniej przez to, że w głębi duszy wiedzieli, że przed sobą mają Rasfera, a nie Setha. - Odrąb mu głowę! - krzyczeli. - Zabij go! Zabij go! Seth udał wreszcie, że dopiero teraz zauważył swego siostrzeńca, i podążył ku niemu buńczucznie, wywalając język spomiędzy poczerniałych zębów, śliniąc się jak debil, tak że srebrne nitki śliny ściekały mu na pierś. Nigdy nie uwierzyłbym, że Rasfer potrafi ohydą swego wyglądu przewyższyć wszelkie osiągnięcia natury w tej dziedzinie, lecz okazało się, że byłem w błędzie. - Cóż to za dzieciak? - zapytał i beknął Horusowi prosto w twarz. Tanus nie był na to przygotowany i mimo woli cofnął się z nieudawanym wyrazem niesmaku, poczuwszy smród oddechu Rasfera i zawartości żołądka, w którym ciągle jeszcze fermentowało wino. Szybko jednak odzyskał pewność siebie i wyrzekł kolejną kwestię: - „Jestem Horus, syn Ozyrysa”. Seth zaniósł się szyderczym śmiechem. - „A czego szukasz, niedorosły potomku martwego boga?”. - „Szukam pomsty za zabójstwo mego szlachetnego ojca. Poszukuję mordercy Ozyrysa”. - „Nie szukaj więc dalej - zawołał Seth - bo to ja jestem Seth, niszczyciel pomniejszych bogów. Jestem Seth pożeracz gwiazd, burzyciel światów”. Dwaj bogowie obnażyli miecze i rzucili się na siebie, by zewrzeć się na środku sceny ostrze w ostrze