Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

– Dzień dobry, Modraszku – powiedział starzec. – Jestem ogrodnikiem na Słonecznej Polanie. Chodź ze mną, pokażę ci swoje kwiaty. – Zbyt wielki to dla mnie zaszczyt – odpowiedział Modraszek. – Ależ nie, przecież nigdy nie skrzywdziłaś żadnej rośliny. Poszli więc razem i wkrótce znaleźli się nad brzegiem morza. Piękny mały mostek prowadził wprost na wysepkę. Był tam ogród! A w nim wszystko: i duże, i małe, uporządkowane jak w książce. Ogrodnik mieszkał w domu z wiecznie zielonych drzew, sosen, świerków i jałowców, pokrytych chrustem; podłogi były utkane z zawsze zielonych krzewów i ziół, a szczeliny wypełnione ciasno mchami i porostami. Bażyny, zimozioły i niedźwiedzie grono zastępowały deski. Sufit składał się z pnączy: był tam winobluszcz, kozilistek, klematis i pospolity bluszcz, a wszystko splecione tak ciasno, że ani jedna kropla deszczu nie przedostawała się do środka. Przed drzwiami stały ule, lecz zamiast pszczół mieszkały w nich motyle. Cóż to był za widok, kiedy wylatywały ze środka! Nie lubię męczyć pszczół – powiedział starzec – a zresztą są takie brzydkie. Wyglądają jak owłosione ziarnka kawy i w dodatku kłują jak żmije. Weszli do ogrodu. – A teraz będziesz czytać z elementarza natury, poznasz tajemnice kwiatów i działanie ziół. Nie możesz jednak o nic pytać, możesz tylko słuchać i odpowiadać... Spójrz tu, drogie dziecko, na tym granicie rośnie coś, co przypomina szary papier. Pojawia się, kiedy góra zmoknie. Góra pleśnieje, a pleśń nazywamy porostem. Tu mamy dwa rodzaje porostów. Jeden przypomina rogi renifera i nazywa się chrobotek reniferowy. Jest głównym pożywieniem reniferów. Drugi to mech islandzki i przypomina... No, co on przypomina? – Przypomina płuco, tak jest przynajmniej napisane w podręczniku do przyrody. – Tak, pod szkłem powiększającym przypomina pęcherzyki płucne i dlatego ludzie nauczyli się używać go w chorobach układu oddechowego. Kiedy porosty utworzą warstwę próchnicy, pojawiają się mchy. Mają coś w rodzaju prostych kwiatków i rozsiewają zarodniki, a wyglądają jak lodowe kwiaty, które mróz maluje zimą na szybach. Zauważ jednak, że przypominają także wrzosy i drzewa iglaste, i wszystko, co tylko możliwe, bo rośliny tworzą jedną wielką rodzinę. Na przykład ten rokitnik jest podobny do choinki, ale owocnię ma jak mak, chociaż może trochę skromniejszą. Na mchach pojawią się kwitnące wrzosy. Gdybyś popatrzyła na wrzosy przez szkło powiększające, to zobaczyłabyś, że przypominają wierzbówkę kiprzycę, po łacinie epilobium, albo rododendron, albo wiąz, który jest tylko wielką pokrzywą. Pożywienie z próchnicy jest gotowe i już może na nim rosnąć wszystko. Człowiek potrafi wykorzystać część roślin, ale natura sama dostarcza mu wskazówek, które rośliny są pożyteczne i jak należy ich używać... Nie ma w tym nic dziwnego, podobnie jak nie ma nic dziwnego w pięknie i barwach, które przybierają kwiaty, by poinformować owady, gdzie się znajduje słupek. Popatrz na len, roślinę najbardziej pożyteczną ze wszystkich, a przekonasz się, że to ona sama nauczyła człowieka prząść. Popatrz tylko na jej kwiat, a zobaczysz pręciki, które otaczają słupek niczym paździerze włókno. Aby wyrazić się jaśniej: natura pozwoliła na przykład pewnej roślinie, będącej pasożytem, a zwanej wilcem, owijać się dokoła innych roślin w górę i w dół niczym czółenko w krośnie. Dziwne, że to nie człowiek, ale motyl odkrył pierwszy, że len można prząść. Nazywa się zwójka, a przędzie z liści i własnej nici małą kołyskę i prześcieradło dla swoich dzieci. Jest na tyle sprytny, i tak świadomy czasu, że tuż przed zebraniem lnu, jego potomstwo jest gotowe do odlotu. A zioła lecznicze! Pomyśl tylko! Spójrz na ten wielki mak, płomienny jak gorączka i obłąkanie! Na dole kwiatu jest czarny krzyżyk – apteczny symbol oznaczający truciznę. Pośrodku krzyżyka tkwi rzymska waza z nacięciami. Kiedy zacznie się je żłobić, popłynie leczniczy sok, który – źle użyty – może spowodować śmierć, ale dobrze użyty sprowadzi miłego brata śmierci sen. Oto jak mądra i szczodra jest natura. No, ale teraz obejrzymy sobie złotorost!... Staruszek zrobił pauzę, żeby zobaczyć, czy Modraszek okaże się ciekawski. Ale nie. – A więc teraz obejrzymy sobie złotorost! I jeszcze jedna pauza! Modraszek umiał milczeć, mimo że był jeszcze taki malutki. Obejrzymy złotorost, który ma kwiaty przywrotnika, a liście paprotnicy. Jest to znak rozpoznawczy miejsca, w którym znajduje się źródło. Przywrotnik gromadzi w swoich liściach rosę i wodę, dzięki czemu sam jest malutkim źródełkiem, a paprotnica kruszy góry. Bez gór nie ma źródła, a góra czasem znajduje się gdzieś bardzo daleko. To właśnie mówi złotorost tym, którzy go rozumieją. Rośnie on na tej wyspie, a tobie w nagrodę, że jesteś taka milutka, będzie dane zobaczyć to miejsce. Z twojej małej rączki bogacz otrzyma świeżą wodę dla swej spragnionej duszy i dzięki tobie wyspa ta będzie błogosławiona. Idź w pokoju, moje dziecko. Kiedy znajdziesz się w leszczynowym lesie, zobaczysz po prawej stronie srebrzystą lipę, a pod nią padalca, który nie jest niebezpieczny. Pokaże ci drogę do złotorostu. Zanim jednak odejdziesz, dasz dziadkowi buzi, oczywiście jeśli zechcesz. Modraszek przysunął swą malutką buźkę do staruszka i pocałował go