Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
I wtedy zaczął mi zakładać te korale… — Jesteś pewna, że właśnie wtedy podbiegł do okna? — N–no… jakby to panu powiedzieć… Złapał się za głowę, odwrócił do mnie plecami i zrobił krok albo dwa w kierunku okna… A może nie do okna, ale ja po prostu niczego poza oknem w pokoju nie widziałam… — A czy ci się nie wydaje, że oprócz was w pokoju mógł być ktoś jeszcze? Może teraz przypomnisz sobie jakiś szmer, dziwaczny odgłos, na który nie zwróciłaś wtedy uwagi… Zastanowiła się. — Nie. Było zupełnie cicho… jakieś ciche odgłosy było słychać, ale za ścianą. Olaf jeszcze zażartował, że to Simonet chodzi u siebie po ścianach… I to wszystko. — I to rzeczywiście dochodziło od strony Simoneta? — Tak — powiedziała Brane z przekonaniem. — Już wtedy staliśmy, i słyszeliśmy dźwięki z lewej strony. Najzwyczajniejsze — kroki, woda z kranu. — Czy Olaf przesuwał jakieś meble? — Meble? Ach tak, było coś takiego. Powiedział, że mnie nie wypuści i przysunął fotel do drzwi… no, a potem, rzecz jasna, odsunął. Wstałem. — To by było na dzisiaj wszystko — powiedziałem. — Połóż się spać. Dziś już cię nie będę niepokoić. Du Bamstockre również wstał i ruszył ku mnie z wyciągniętymi ramionami. — Drogi inspektorze! Rozumie pan chyba, że nie miałem najmniejszego pojęcia… — Tak, du Barnstockre — powiedziałem. — Dzieci rosną, du Bamstockre. Wszystkie dzieci. W tym również dzieci nieboszczyków. Niech pan jej nigdy w przyszłości nie pozwala nosić ciemnych okularów, du Bamstockre. Oczy są zwierciadłem duszy. Zostawiłem ich, aby wspólnie rozmyślali nad tymi bezcennymi klejnotami ze skarbnicy policyjnej mądrości, sam zaś poszedłem do holu. — Jesteś zrehabilitowany, Alec — zawiadomiłem właściciela hotelu. — A czy byłem skazany? — zdziwił się, podnosząc oczy znad arytmometru. — Chcę powiedzieć, że obecnie jesteś poza wszelkimi podejrzeniami. Masz stuprocentowe alibi. Ale nie wyobrażaj sobie, że to ci daje prawo do ponownego mącenia mi w głowie jakimś zombizmem–mombizmem… Nie przerywaj. Teraz zostaniesz tu i będziesz siedział, póki nie pozwolę ci wstać. Zakonotuj sobie, że z tym jednorękim facetem ja muszę rozmawiać pierwszy. — A jeśli on się obudzi wcześniej niż ty? — Nie zamierzam się kłaść — powiedziałem. — Chcę przeszukać dom. Jeżeli ten biedak się obudzi i będzie wołał kogokolwiek, nawet mamę, natychmiast poślesz po mnie. — Rozkaz — powiedział właściciel hotelu. — Jedno pytanie. Rozkład dnia w hotelu pozostaje niezmieniony? Zastanowiłem się. — Tak, chyba tak. O dziewiątej śniadanie. A potem zobaczymy. Aha, kiedy twoim zdaniem można się tu spodziewać kogoś z Muir? — Ciężko powiedzieć. Rozkopywać śnieg być może zaczną nawet jutro. Pamiętam przykłady takiej operatywności… Ale jednocześnie przecież oni tam dobrze wiedzą, że nam tu nic nie grozi… Możliwe, że za jakieś dwa dni przyleci helikopterem Cwiryk, nasz górski inspektor… jeśli na jego pozostałym terenie wszystko jest w porządku. Cały problem w tym, że na początek trzeba się skądś w ogóle dowiedzieć, że zeszła lawina… Krótko mówiąc, na jutrzejszy dzień to ja bym nie liczył… — To znaczy, na dzisiejszy? — Tak, na dzisiejszy… Ale jutro ktoś może przylecieć. — Nadajnika tu nie ma? — A skąd? I przede wszystkim po co? Dla mnie to nie byłoby zbyt wygodne, Peter. — Rozumiem — powiedziałem. — To znaczy, że jutro… — Nie mogę zaręczyć — uprzedził gospodarz. — Słowem, w ciągu najbliższych, dwóch, trzech dni. Dobrze. Teraz posłuchaj mnie, Alec. Załóżmy, że postanowiłeś się ukryć w tym domu. Na długo, na parę dni. Gdzie byś się schował? — Hm… — powiedział właściciel z powątpiewaniem. — Jednak przypuszczasz, że w domu jest ktoś obcy? — Gdzie byś się schował? — powtórzyłem. Alec pokręcił głową. — Oszukują cię — powiedział. — Słowo honoru, że oszukują. Tu nie ma gdzie się schować. Dwanaście pokoi, tylko dwa stoją puste, ale Kaisa tam codziennie sprząta, musiałaby zauważyć. Człowiek zawsze pozostawia ślady. Na przykład śmiecie, a ona ma fioła na punkcie czystości… Piwnica — od zewnątrz zamknięta na kłódkę… Strychu nie ma, między dachem a sufitem ledwie można rękę przesunąć… Wszystkie służbowe pomieszczenia również zamyka się z zewnątrz, a poza tym przez cały dzień ktoś się tam kręci, albo ja, albo Kaisa… To byłoby właściwie wszystko… — A łazienka na górze? — Racja. Tam dawno nie zaglądaliśmy