Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
O ważności milczenia św. Izaak Syryjczyk mówi tak: "Jeśli na jednej szali położymy wszystkie czyny tego życia, a na drugiej milczenie, to zobaczymy, że ono przeważa. Nie porównuj czyniących w świecie znaki i cuda, ukazujących moce, z tymi, którzy świadomie żyją w milczeniu. Umiłuj bardziej bezczynność milczenia niż nasycanie łaknących tego świata, niż nawracanie licznych narodów ku Bogu. Lepiej dla ciebie, byś uwolnił się z więzów grzechu, niż byś miał wyrwać niewolników spod jarzma niewoli". Nawet mędrcy najbardziej pogańscy uznawali pożytki płynące z zachowania milczenia: filozoficzna szkoła neoplatońska kierowana przez filozofa Plotyna, mająca wielu znakomitych zwolenników, głęboko rozwijała życie wewnętrzne, kontemplacyjne, osiągane głównie w milczeniu. Pewien duchowny pisarz powiedział, że nawet gdyby państwo miało wykształcenie i moralność rozwinięte w najwyższym stopniu, to i wtedy pozostanie troska i potrzeba posiadania ludzi dla celów innych, kontemplacyjnych, leżących poza społeczną działalnością obywateli, by podtrzymywać ducha prawdy, i przejmując go od wszystkich wieków minionych zachowywać dla nadchodzących czasów i pokoleń. W Kościele takimi ludźmi są pustelnicy, anachoreci, mnisi żyjący w zamknięciu. PIELGRZYM: Wydaje mi się, że nikt nie ocenił lepiej zalet milczenia, niż to uczynił św. Jan Klimaks "Milczenie, mówi on, jest matką modlitwy, powrotem z niewoli grzechu, niewidzialnym postępem w cnotach, ciągłym wstępowaniem w niebo". Przecież nawet sam Jezus Chrystus, aby ukazać nam pożytek i konieczność milczącej samotności, często zostawiając nauczanie publiczne oddalał się w miejsca ustronne, by w milczeniu i spokoju przebywać na modlitwie. Ci, co żyją w milczeniu, oddając się kontemplacji, są jak filary podtrzymujące pobożność Kościoła przez swą nieustanną modlitwę: nawet w głębokiej starożytności widzimy, że liczni pobożni ludzie świata, nawet sami władcy narodów i ich dostojnicy, wyprawiali się, by odwiedzać pustelników i tych, co żyją w milczeniu, i błagać ich o modlitwę w intencji swego umocnienia i zbawienia. Wynika z tego, że nawet milczący samotnik może służyć bliźnim i współdziałać dla dobra i pożytku społeczeństwa poprzez swą samotną modlitwę. PROFESOR: Jeszcze z jedną myślą nie mogę się uporać: wszyscy chrześcijanie mają zwyczaj proszenia siebie wzajemnie o modlitwę; pragnienie by inni modlili się za mnie, zwłaszcza powierzeni mi członkowie Kościoła. Czy nie jest to zwyczajna potrzeba płynąca z miłości własnej, a może tylko przejęty, zasłyszany od innych, zwyczaj mówienia tak, bo tak się spodobało, bez głębszego zastanowienia? Czyż Bóg potrzebuje ludzkiego starania się, zabiegów, jeśli przecież przewiduje wszystko i czyni najlepiej według swej Opatrzności, a nie według naszych chęci, wiedząc i wyznaczając wszystko zanim poprosimy, jak to mówi święta Ewangelia? Czyż na Jego wyroki silniej może wpłynąć modlitwa wielu niż jednego? Byłby zatem Bóg kimś stronniczym? Czyż modlitwa innych może uratować mnie, gdy przecież każdy za swoje czyny będzie zawstydzony albo wysławiany? Dlatego proszenie innych o modlitwę jest, jak myślę, tylko pobożnym owocem duchowej uprzejmości, wystawiającej w dodatku na widok publiczny pokorę, chęć przypodobania się przez okazanie wzajemnych względów, i nic ponadto! MNICH: Po dokonaniu analizy powierzchownej i według zasad filozofii pogańskiej można się z tym zgodzić, ale rozum uduchowiony, ogarnięty światłem religii, wykształcony dzięki doświadczeniom życia wewnętrznego, wnika głębiej, widzi jaśniej i w tajemny sposób odkrywa coś całkiem przeciwnego do tego, co zostało przedstawione! Aby szybciej i jaśniej to zrozumieć, wyjaśnimy za pomocą przykładu i porównamy tę prawdę ze Słowem Bożym