Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Szybciej, byle dotrzeć na szczyt! Uczepiła się krzaku jałowca i podciągnęła w górę. Zaraz znalazła się na ścieżce prowadzącej w dół, ale potknęła się i poturlała prosto w zaspę. Do butów dziewczynie nasypało się śniegu, ale nie zważając na to, zerwała się na równe nogi i popędziła przed siebie co tchu w piersiach. Jednak już po chwili silne dłonie Ravna zamknęły się w żelaznym uścisku wokół jej ramion. Runęli na ziemię i stoczyli w dół. Tova podjęła desperacką próbę uwolnienia się, ale nie ulegało najmniejszej wątpliwości, które z nich dwojga jest silniejsze. Ravn przygniótł do ziemi broniącą się zaciekle córkę rycerza i zacisnął ręce na jej nadgarstkach. Dziewczyna nie poddawała się, widząc nad sobą jego zaciętą twarz, ale gdy zorientowała się, że zadarta suknia odsłoniła jej nogi, przestała się szarpać. – Puść mnie – jęknęła błagalnie. – Puść! Chcę poprawić ubranie. Fałszywy mnich z bezczelnym uśmiechem powiódł spojrzeniem po jej ciele. Był całkiem przemoczony i Tova domyśliła się, że wskoczył do wody, by jak najszybciej przedostać się na drugi brzeg. Intensywny żar w jego oczach omal nie doprowadził jej do utraty zmysłów, miała wrażenie, że jej ciało płonie. – Pozwól mi odejść! – jęknęła, oddychając głęboko, by odzyskać równowagę. Uśmiech na twarzy Ravna zniknął. Teraz wydawał się całkiem bezradny, jakby niczego nie pojmował. Nie potrafił oprzeć się dziwnej sile przyciągającej go do dziewczyny i porywającej ich oboje. Podniósł dłoń, żeby dotknąć jej policzka, ale ocknął się w ostatniej chwili, ryknął coś brutalnie, a potem dwukrotnie uderzył ją w twarz, aż zadrżała z przerażenia i bólu. – Pozwól mi odejść – powtórzyła. – Na co ty w ogóle liczysz? – spojrzał na nią ze złością i zwolnił nieco uścisk. Tova obciągnęła pospiesznie suknię i zerwała się na nogi. – Przeziębisz się – mruknęła, patrząc na jego mokry kaftan i skórzane spodnie wetknięte w cholewki butów. Zaśmiał się krótko. – Przejmujesz się tym? Przecież to wszystko przez ciebie! Chodź już! Bezlitośnie pociągnął ją z powrotem na wzgórze, związawszy uprzednio rzemieniem. – Ostrzegam cię po raz ostatni. Rób, co ci każę, i nie próbuj żadnych sztuczek! Tova przeszła kilka kroków i nie odwracając się, jęknęła: – Leci mi krew z nosa! – Do dia... Kawałkiem szmaty wytarł jej nos. Na jego twarzy jednak odmalowała się taka wściekłość, że dziewczyna nie miała odwagi odezwać się ani słowem. Ale wytrzymała jego wzrok. Niedoczekanie! pomyślała. Nie zobaczy moich łez. Pod tym względem Tova była silna. Potrafiła wiele znieść, pod warunkiem że dotyczyło to wyłącznie jej samej, bo nigdy nie mogła się pogodzić z cierpieniem innych ludzi czy zwierząt. Zbliżali się do przełęczy. Szarzało już, gdy przedostali się na drugą stronę pasma gór, skąd roztaczał się widok na fiord i morze daleko na horyzoncie. Ravn, kompletnie przemarznięty, nie był w stanie opanować drżenia, ale po drodze kilkakrotnie wycierał Tovie nos. – Rozchorujesz się – powiedziała dziewczyna, wyraźnie zatroskana. – Zamknij się! – Cóż za wrażliwość! – Chcesz, bym cię jeszcze raz uderzył? – Kiedy zawodzi rozum, pozostaje siła – mruknęła. – Nie popisuj się! Ja także potrafię się wysławiać. – Naprawdę? – Jeśli tylko mam ochotę – dokończył opryskliwie. Tova wyczuwała, że dłużej nie powinna go drażnić. Minęli skalisty odcinek i znaleźli się na porośniętych trawą pastwiskach. – Ciesz się, że niedźwiedź wyniósł się stąd na wiosnę – mruknął. – Bo inaczej związałbym cię i rzucił mu na pożarcie. Tova zadrżała z lęku, bo nie raz słyszała, że na górskich szlakach grasują niedźwiedzie. Zaczynała się jednak domyślać, że straszenie jej i wygrażanie sprawia Ravnowi przyjemność. – Nie obawiasz się, że od twoich uderzeń będę miała sińce na twarzy? – zapytała. – A to na pewno zdenerwuje Grjota, nie mówiąc o moim ojcu. – Nie boję się nikogo. Jej sceptyczny uśmiech na nowo wzbudził w nim gniew