Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
A basowe pohukiwanie i przyjacielskie szczerzenie zębów Taluta zachęciły ją wkrótce do odwiedzenia Obozu Lwa. Podczas Podróży poznała wielu ludzi i nieraz miała okazję dzielić się z nimi radością, nigdy jednak nie zdarzyło jej się, by ktoś śmiał się z niej. Życie nie nauczyło jej, że bezduszny rechot może być groźną bronią. Tego dnia po raz pierwszy przekonała się, że śmiech nie musi oznaczać radości, że może zadawać ból. Marthona także nie była zadowolona, że w tak niegodziwy sposób "powitano" gościa Dziewiątej Jaskini, kobietę, którą jej syn sprowadził pod swój dach, by została na zawsze pośród Zelandonii. - Chodź ze mną, Aylo - rzuciła stanowczo. - Znajdziemy dla ciebie coś bardziej odpowiedniego. Na pewno nada się któreś z moich ubrań... - Albo moich - dorzuciła Folara, która obserwowała daleka całą scenę, przepychając się śladem matki i brata, by jakoś pomóc zawstydzonej znachorce. Ayla ruszyła za nimi, ale zatrzymała się po kilku krokach. - Nie - oświadczyła zdecydowanie. Cztery młode kobiety, które dały jej ten nieodpowiedni strój, chciały sprawić, by wyglądała obco, inaczej, by wszyscy zrozumieli, że nie należy do Zelandonii. Ayla przyjęła ich dar z podziękowaniem, więc teraz będzie w nim chodzić! Nie pierwszy raz gapiono się na nią ze zdumieniem. Zawsze uchodziła za dziwną, brzydką, obcą, kiedy żyła pośród ludzi Klanu. Nikt nigdy nie śmiał się z niej - bo też nikt nie potrafił tego robić - ale wszyscy wpatrywali się w nią z odrazą, kiedy pojawiła się na Zgromadzeniu Klanu. Skoro potrafiła stanąć z podniesionym czołem jako jedyny odmieniec, jedyny uczestnik Zgromadzenia Klanu nie należący do Klanu, to z pewnością nie musiała obawiać się konfrontacji choćby i z całą Dziewiątą Jaskinią Zelandonii. Tu przynajmniej była wśród ludzi, którzy wyglądali tak jak ona. Ayla wyprostowała się, zacisnęła zęby i wysunęła nieco szczękę, przez moment bez słowa spoglądając na rozbawiony tłum. - Dziękuję wam, Marthono i Folaro, ale ten strój będzie w sam raz. To prezent powitalny. Niegrzecznie byłoby nie pokazać go wszystkim w takiej chwili. Obejrzawszy się przez ramię, zauważyła, że Marona i jej towarzyszki zniknęły - powróciły do domu. Ayla stanęła twarzą do tłumu i pewnym krokiem ruszyła w jego stronę. Marthona i Folara spojrzały z niedowierzaniem na Jondalara, kiedy minęła je bez słowa, ale on mógł tylko wzruszyć ramionami i bezradnie potrząsnąć głową. Ayla dojrzała gdzieś w oddali ruch znajomej sylwetki i już po chwili na ścieżce pojawił się Wilk, biegnący w stronę swej pani. Kiedy stanął przed nią, klepnęła się w pierś, a wtedy skoczył przednimi łapami na jej ramiona, polizał gardło i delikatnie zacisnął na nim mocarne szczęki. W ciżbie gapiów rozległy się zdumione szepty. Ayla dała Wilkowi sygnał, by puścił ją i szedł tuż obok niej, dokładnie tak, jak nauczyła go podczas Letniego Spotkania Mamutoi. Kiedy kroczyła dumnie pomiędzy gromadami roześmianych widzów, było coś szczególnego w jej postawie, w jej determinacji, w buntowniczym spojrzeniu, którym obrzucała wesołków, a także w groźnym wyglądzie Wilka sunącego u jej boku. Wkrótce nikt już nie miał ochoty na pusty śmiech. Ayla tymczasem dotarła do grupki ludzi, których już znała. Willamar, Joharran i Zelandoni powitali ją z powagą. Obejrzała się, by zwrócić się do Jondalara, za którym szły także Marthona i Folara. - Wydaje się, że nie poznałam jeszcze wszystkich zgromadzonych. Może zechciałbyś mnie przedstawić, Jondalarze? - spytała. Joharran uprzedził brata. - Aylo z Obozu Lwa Mamutoi, córko Ogniska Mamuta, wybrana przez Ducha Lwa Jaskiniowego i chroniona przez Ducha Niedźwiedzia Jaskiniowego, przyjaciółko koni i wilka, oto jest moja partnerka, Proleva z Dziewiątej Jaskini Zelandonii, córka... Twarz Willamara rozjaśniła się, kiedy słuchał oficjalnej prezentacji najbliższej rodziny i krewnych przywódcy, lecz w jego uśmiechu nie było nic ironicznego. Marthona zaś z narastającym podziwem przyglądała się młodej kobiecie, którą jej syn sprowadził do domu. Spojrzała przelotnie w oczy Zelandoni i wiedziała już, że będą musiały dokładnie omówić tę sprawę. Wielu ludzi patrzyło na Aylę z rosnącym zainteresowaniem - dotyczyło to szczególnie mężczyzn, którzy z wolna zaczęli zauważać, jak dobrze leżą na niej ubranie i pas, które zwykle nie kojarzyły im się z kobiecym powabem. Znachor - ka, która ostatni rok spędziła na wędrowaniu - raz pieszo, raz konno - nabrała silnej, muskularnej, a jednocześnie smukłej postury, którą doskonale podkreślał obcisły chłopięcy strój. Jako że wąska kamizela nie mogła w pełni zakryć jej raczej pokaźnego biustu, za rozsuniętymi rzemieniami widać było miękkie kontury piersi, a widok ten o dziwo działał na mężczyzn znacznie skuteczniej niż kobieca nagość, do której przywykli. Wąskie nogawice opinały kształtne nogi i krągłe pośladki, a mocno zaciśnięty pas - wbrew symbolice zdobiących go motywów - skutecznie uwydatniał talię, tylko nieznacznie poszerzoną przez zmiany towarzyszące wczesnej ciąży. Niecodzienny wygląd Ayli nabrał w oczach zebranych nowego znaczenia. Wiele kobiet miało pomalowane twarze - czysta twarz znachorki tylko podkreślała jej naturalną urodę