Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Gilly przygładziła włosy i znów obciągnęła koszulkę, schodząc po ¦ schodach. Wiedziała, że wygląda okropnie. Biedna kobieta musiała przeżyć niezły szok na jej widok. Kiedy Gilly weszła do salonu, nieznajoma uśmiechnęła się niepewnie i kiwnęła głową... - Biedne dziecko - powiedziała. Gilly obejrzała się, żeby sprawdzić, czy przypadkiem W. E. nie zszedł za nią na dół. - Niech cię Bóg błogosławi. Nikogo za nią nie było. - Mnie? - Courtney nic nie przesadziła. Jestem bardzo zadowolona, kochanie, że do niej napisałaś. Jakim cudem oddali cię do takiego domu? 95 - Mnie? O czym ta kobieta mówi? Jaki dom? - Wiedziałam, że nie powinnam przyjeżdżać bez uprzedzenia, ale musiałam cię najpierw sama zobaczyć, nim porozmawiam z twoją kuratorką. Przebacz mi, kochanie, że... Na schodach zabrzmiało ciężkie, mocne stąpanie. Obie siedziały absolutnie nieruchomo i słuchały zbliżających się kroków. - Oooch!-przeraziła się kobieta. W drzwiach kołysała się ogromna bosa zjawa, w męskiej piżamie w paski, z siwymi włosami opadającymi na ramiona, z nieprzytomnym wyrazem w oczach. - Zapomniałam! - wyjęczała zjawa, kołysząc się w przód i w tył. - Zapomniałam! - Kurczowo uchwyciła się framugi. - Zapomniałam! Gilly zerwała się na równe nogi. - O czym zapomniałaś, do cholery? - O indyku. - Trotterowa niemal płakała. - Piętnaście dolarów i trzydzieści osiem centów, wszystko na marne. Nie wyglądało na to, żeby spostrzegła, "iż w salonie jest ktoś obcy. - Nic się nie zmarnowało. Przecież bym poczułe, nie? - Gilly ukradkiem rzuciła okiem na przybyłą, która zdawała się być tak przerażona, jak W. E. na widok nowego słowa w czytance. - Wracaj do łóżka. Ja zaraz włożę indyka do pieca. Trotterowa zrobiła ruch, jakby chciała posłuchać, i omal nie upadła. - Chyba muszę usiąść na minutkę - wydyszała. - Kręci mi się w głowie. Gilly obiema rękami mocno chwyciła tył piżamy w paski i na wpół ciągnęła, na wpół podtrzymywała ciało opadające w kierunku kanapy. Wiedziała jednak-tak jak dziecko, które bawi się klockami, wie, że od tego ostatniego klocka wieża się zawali - wiedziała, że im się nie uda. - Ratunku! - krzyknęła pani Trotter, waląc się na podłogę i wgnia- tając Gilly w dywanik. Rozłożyła się na plecach niczym wielki przewrócony żółw. - No i stało się. - Zachichotała histerycznie. - Wycisnęłam z ciebie wszystkie soki. 96 - Co tam? Co się stało? Na scenie pojawił się w nocnej bieliźnie trzeci aktor. - Żyjesz, Gilly, złotko?-spytała Trotterowa i, nie czekając na odpowiedź, powiedziała: - Wszystko w porządku, proszę pana. - Ale ktoś upadł. Słyszałem, że ktoś upadł - nalegał pan Ran- dolph. - Tak, to ja upadłam. - Trotterowa bezskutecznie usiłowała podnieść swe duże ciało. -Już w porządku, prawda, Gilly, złotko? - Zejdź ze mnie-rozległ się zduszony głos.-Przesuń się i zejdź ze mnie. - Co to? Co to? -pisnął pan Randołph. - Biedna Gilly. Trotterowa chrząknęła i z ciężkim westchnieniem zsunęła się z Gilly na podłogę. - Panienko Gilly? -spytał zatroskanym głosem pan Randołph. - Nic mi nie jest.-Gilly wstała, otrzepała się i wzięła go za rękę. - Niech pan wraca do łóżka. Nim wróciła do salonu, pani Trotter udało się jakoś osiągnąć siedzącą pozycję na kanapie. Zaciskając w oszołomieniu kurczowo obie dłonie na poduszkach, znalazła się twarzą w twarz z obcą, bladą z przerażenia kobietą. - Mówiłaś, że nikogo nie ma - stwierdziła z pretensją. Gość tkwił na samym brzeżku brązowego fotela - zdaniem Gilly - w całkowitym szoku. Po chwili kobieta odzyskała głos. - Chyba lepiej już pójdę-powiedziała wstając.-Zdaje się, że przyszłam w nieodpowiednim momencie. Gilly podążyła za nią do drzwi, marząc, aby jak najszybciej pozbyć jej się z tego szpitala wariatów, w jaki znienacka zmienił się dom. - Cieszę się, że panią poznałam - odezwała się najuprzejmiej, jak umiała. Nie chciała, żeby ta kobieta miała o niej złe zdanie. W końcu jest - a w każdym razie twierdzi, że jest-matką Courtney. Kobieta zatrzymała się, nie zważając na pośpiech Gilly. Pochyliła się gwałtownie i musnęła wargami jej policzek. - Niedługo cię stąd wyciągnę - szepnęła z mocą. - Obiecuję. 4 Wielka Gilly 97 Gilly, ogłupiała ze zmęczenia, kiwnęła tylko głową i szybko zamknęła za nią drzwi. Dopiero kiedy położyła panią Trotter z powrotem do łóżka i wkładała indyka do pieca, dotarło do niej, co kobieta powiedziała. Och, Boże! Ale przecież nie ma znaczenia, co ona sobie pomyślała. Panna Ellis wszystko wyjaśni. Nikt jej nie zmusi, żeby stąd odeszła, kiedy wszyscy jej potrzebują. Poza tym Trotterowa nie pozwoli jej zabrać. „Nigdy-obiecała kiedyś - nigdy, nigdy, nigdy". ROZDZIAŁ JEDENASTY „Nigdy" i inne odwołane obietnice Strach leżał w żołądku Gilly, niczym zdechła ryba na piasku. Choćby nawet na nią nie patrzeć, zapach przenika wszędzie. Wreszcie Gilly przyznała się sama przed sobą, że to jej list zmusił Courtney do odezwania się do matki po trzynastu latach milczenia. Co takiego napisała? Sama już nie pamiętała, co było w tym liście. Z kolei list Courtney przywiódł tę kobietę aż z Wirginii, żeby ją, Gilly, odnaleźć. I co teraz? Nie tak sobie to wszystko wyobrażała