Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Otworzywszy kartę, którą właśnie przeglądała, na danych biograficznych, stwierdziła, że jest tak i w tym przypadku. Szybko sprawdziła pozostałe pięć kart z Queens. Wszyscy pacjenci byli klientami AmeriCare niespełna rok, dwoje z nich zaledwie od dwóch miesięcy. Zadumała się nad tym dziwnym faktem, zastanawiając się, czy jest on istotny. Nie miała pojęcia, ale wyjęła blok w linie 1 zanotowała: „Wszystkie ofiary są niedawnymi członkami AmeriCare". Pod spodem napisała: „Wszystkie ofiary w ciągu dwudziestu czterech godzin od narkozy; wszystkie ofiary pod kroplówką; wszystkie ofiary młode lub w średnim wieku; wszystkie ofiary zdrowe". Spojrzała na tę listę, usiłując wymyślić inne cechy wspólne dla wszystkich ofiar. Nic nie przychodziło jej do głowy, tak więc odłożyła blok i wróciła do przeglądania kart. Choć wiedziała, że w Manhattan General zgony nastąpiły na rozmaitych oddziałach, z lekką przewagą chirurgii, nie miała pojęcia, jak 372 wyglądało to w Queens. Szybko przekonała się, że było podobnie - każdy z pacjentów leżał w innej części szpitala. Ponieważ karty z Queens były znacznie cieńsze, Laurie bardziej kusiło, by przeglądać je strona po stronie. Przy jednej z nich przyłapała się nawet na tym, że czyta zalecenia dla pacjentów, podane na zestandaryzowanym formularzu. Zawierały one wskazówki dotyczące przygotowania pola operacyjnego, zakaz jedzenia czegokolwiek po północy oraz zlecenie rozmaitych rutynowych badań laboratoryjnych. Przebiegając wzrokiem ich listę, spostrzegła jedno, którego nie rozpoznawała. Wymieniono je razem z badaniami krwi, więc zakładała, że jest jednym z nich. Nazywało się MASNP. Nigdy wcześniej nie zetknęła się z tą nazwą. Zastanawiała się, czy NP jest skrótem od nuclear protein, białko jądrowe, ale jeśli tak, co oznaczało MAS? Nie wiedziała, ale jeśli trafnie odgadła znaczenie NP, mogło to być jakieś badanie immunologiczne. Zajrzała na koniec karty, gdzie załączono wyniki badań laboratoryjnych. Nie znalazła wyniku. Choć były tam wyniki wszystkich innych badań, nie było wyniku MASNP. Zaintrygowana, zajrzała do pozostałych kart z Queens. W każdej znajdowało się zlecenie wykonania MASNP, w żadnej jednak nie było wyniku. Dokładnie tak samo było w przypadku kart z Manhattan General: każda zawierała zlecenie, ale bez wyników. Laurie sięgnęła po blok i zapisała: „U wszystkich ofiar jest zlecenie MASNP, ale brak wyników. Co to jest MASNP?" Myśl o badaniach laboratoryjnych przypomniała jej o zarejestrowanym przez zespół reanimacyjny krótkim odcinku EKG w karcie Sobczyk. Przerzuciła karty, szukając właściwej. Znalazła ją łatwo dzięki sterczącej z niej linijce. Otworzyła ją, rozpostarła wykres i ponownie przeczytała własną notatkę, by pokazać ten fragment kardiologowi. Odłożywszy na bok kartę Sobczyk, wciąż otwartą na elektrokardiogramie, sprawdziła, czy w którejś z pozostałych kart nie ma zapisu EKG z akcji reanimacyjnej. Nie przypominała sobie, by coś takiego widziała, ale chciała mieć pewność. 373 - Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkadzam - odezwał się ktoś. Laurie odwróciła się. W drzwiach stał Jack. Zamiast zwykłej, lekko sardonicznej miny na jego twarzy malowała się troska. - Wyglądasz na strasznie zajętą - dodał. - Tak jest najlepiej - stwierdziła Laurie. Sięgnęła po krzesło Rivy i przyciągnęła je do swojego biurka. - Cieszę się, że cię widzę. Wejdź i usiądź. Jack opadł na krzesło i rozejrzał się po jej biurku. - Co robisz? - Chciałam się upewnić, że zgony z Saint Francis naprawdę są podobne do tych z Manhattan General. Są, i to w zaskakującym stopniu. Znalazłam też coś ciekawego. Słyszałeś kiedyś o badaniu krwi MASNP? Przypuszczam, że to jakiś skrót, ale nigdy się z nim nie zetknęłam. - Ja też nie - przyznał Jack. - Gdzie to widziałaś? - To jedno ze standardowych zaleceń przedoperacyjnych u wszystkich tych pacjentów - odparła Laurie. Sięgnęła po pierwszą z brzegu kartę i pokazała mu formularz. - Jest w każdej karcie. Domyślam się, że to rutynowy warunek w AmeriCare, przynajmniej w tych dwóch szpitalach. - Ciekawe - stwierdził Jack. Pokręcił głową. - Zaglądałaś na koniec, żeby zobaczyć, w jakich jednostkach podany jest wynik? To mogłoby nam coś podpowiedzieć. - Zaglądałam, ale nie znalazłam wyników. - W żadnej z tych kart? - W żadnej. Nigdzie! - Cóż, sądzę, że zdobędziemy odpowiedź w poniedziałek, prosząc kogoś z wydziału dochodzeniowego, żeby wyjaśnił tę sprawę. - Dobra propozycja - przyznała Laurie. Zrobiła sobie kolejną notatkę na kartce samoprzylepnej. - Jest jeszcze jedna osobliwa rzecz. Wszystkie ofiary były stosunkowo nowymi członkami AmeriCare. Nikt z tych ludzi nie był jego klientem dłużej niż rok. 374 - Pocieszające odkrycie, zważywszy na to, że my też należymy do tej kategorii. Laurie roześmiała się ponuro. - Nie pomyślałam o tym. - AmeriCare werbuje członków w takim tempie, że jak przypuszczam, spory odsetek jego klientów zalicza się do tej grupy. - To prawda, ale mimo wszystko wydaje mi się to dziwne. - Masz jeszcze coś ciekawego? Laurie omiotła wzrokiem rozrzucone na biurku karty. - Zaiste. — Podała Jackowi kartę Sobczyk z rozłożonym wykresem EKG. - Czy wygląd tej krzywej coś ci mówi? Zarejestrowała to ekipa reanimacyjna zaraz po przybyciu do pacjentki i tuż przed ustaniem akcji serca. Jack spojrzał na zygzaki, wstydząc się przyznać, że nie potrafiłby zinterpretować krzywej EKG nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach. Już na początku studiów podjął decyzję, że zostanie okulistą, i nie poświęcał zbyt wiele uwagi umiejętnościom, które nie miały mu być potrzebne. Kręcąc głową, oddał kartę Laurie. - Gdybym musiał coś powiedzieć, stwierdziłbym, że moim zdaniem wygląda na to, że nawalił układ przedsionkowo--komorowy serca, ale to oczywiste przy tak rozciągniętych zespołach. Jednak nie mnie powinnaś o to pytać. Radziłbym ci, żebyś pokazała to jakiemuś kardiologowi. - Taki właśnie mam zamiar - odparła Laurie. Sięgnęła po kartę i odłożyła ją wraz z innymi. - A co z listami Rogera? - zapytał Jack. - Zdążyłaś je już przejrzeć? - Jeszcze nie. Najpierw musiałam zrobić autopsję aresz-tanta, więc jestem tu dopiero jakieś pół godziny