Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. to by³a po prostu jeszcze jedna z ich nielegalnych sprawek. Palenie opium by³o legalne, wiêc nosz¹c okreœlone stroje i okreœlony makija¿ mogli kr¹¿yæ wœród elity œwiata, w czym uczestniczyli nawet Nowi i Niezwykli. Wszyscy, nie wykluczaj¹c pracowników rz¹dowych, zasmakowali w nowej pochodnej opium, nazwanej scener¹ od nazwiska jej odkrywcy, Wade'a Scenery, Nowego. Sta³a siê, podobnie jak miniaturowe, plastykowe statuetki Boga, ogólnoplanetarnym szaleñstwem. - Widzi pan, Appleton - odezwa³ siê Denny, podaj¹c Charley niemal pust¹ puszkê - ona zawsze nosi ca³kiem fa³szywe identyfikatory, same oficjalne... - machn¹³ rêk¹ - ... wie pan, takie, jakie pan musi nosiæ, inne ni¿, powiedzmy, karta kredytowa Union Oil. I s¹ tak wspaniale podrobione, ¿e pasuj¹ do ma³ych szczelin w tych elektronicznych skrzynkach, które maj¹ gliny. Racja, ty ma³a dziwko? - Wyci¹gn¹³ rêkê i obj¹³ czule dziewczynê. - Dziwka ze mnie, a jak¿e - powiedzia³a. - I to mnie w³aœnie uratowa³o w Budynku Federalnym. - Znajd¹ ciê tutaj - nalega³ cierpliwie Nick. Denny odpar³ arogancko, ze z³oœci¹: - S³uchaj pan, ju¿ to wyjaœnia³em. Kiedy was z³apali w drukarni, to oni... - Na czyje nazwisko jest mieszkanie? - spyta³ Nick. - Na moje - odpar³ Denny, marszcz¹c brwi. Po chwili rozpromieni³ siê. - Nie maj¹ pojêcia... jeœli NASI PRZYJACIELE Z FROLIXA 8 231 chodzi o nich, ja nie istniejê. S³uchaj, Appleton, musisz mieæ nie po kolei w g³owie; mazgaj z ciebie, nudziarz. Ch³opie, jakbym by³ nacpany, to g³owê dajê, ¿e ju¿ byœ mi podpad³. - Rozeœmia³ siê, ale teraz by³ to œmiech obraŸliwy, poni¿aj¹cy. - Jesteœ pewny, ¿e jej nazwisko nigdy nie pojawi³o siê oficjalnie w zwi¹zku z tym mieszkaniem? - pyta³ dalej Nick. - Có¿, parê razy op³aci³a czynsz czekiem. Ale nie rozumiem, jak to... - Jeœli podpisywa³a czek za mieszkanie - powiedzia³ Nick - to jej nazwisko trafi³o automatycznie do komputera w New Jersey. I to nie samo nazwisko - komputer otrzyma³ i przechowuje informacjê, sk¹d przysz³o jej nazwisko. A Charley jest w kartotece SBP, jak ka¿dy. Poprosz¹ komputer w New Jersey, aby wyplu³ wszystko, co ma na wasz temat - skojarz¹ to z danymi policji... czy na przyk³ad by³a z tob¹ choæ raz w Purpurowej Syrenie, kiedy ciê spisano? - Tak - mrukn¹³ Denny. - Za przekroczenie szybkoœci. - Wziêli równie¿ jej nazwisko, jako œwiadka. Z rêkami za³o¿onymi na piersiach Denny opad³ powoli na kanapê i usiad³ ciê¿ko, mówi¹c: - Tak. - To im wystarczy. Maj¹ œlad prowadz¹cy do ciebie, a wiêc do tego mieszkania, a poza tym Bóg wie co mo¿e byæ na Charley w rejestrach SBP. Wyraz przera¿enia odmalowa³ siê na twarzy Den-ny'ego, cieñ, przesuwaj¹cy siê z prawa na lewo. Oczy 232 Philip K. Dick mu b³yszcza³y z podejrzliwoœci i niepokoju; wygl¹da³ teraz tak jak poprzednio. Mieszanina strachu i nienawiœci wobec w³adzy, symboli ojca. Denny myœla³ bardzo szybko; wyraz jego twarzy zmienia³ siê ju¿ z sekundy na sekundê. - Ale co mogliby mieæ na mnie? - zapyta³ ochryple. - Bo¿e. - Tar³ czo³o. - Mam mêtlik w g³owie przez ten alkohol; nie mogê myœleæ. Jak siê mogê z tego wy³gaæ? Niech to diabli... muszê coœ za¿yæ. - Znikn¹³ w ³azience i przetrz¹sa³ szafkê. - Wodorochlorek metamfetaminy - powiedzia³, wyjmuj¹c s³oik. - To mi przejaœni w g³owie. Muszê mieæ jasny umys³, jeœli mam siê wykaraskaæ. - A wiêc od alkoholu straci³eœ rozum - odezwa³a siê z³oœliwie Charley - przez to, ¿e ³ykasz co popadnie. - Nie pouczaj mnie! - krzykn¹³ Denny, wracaj¹c do salonu. - Nie mogê tego wytrzymaæ; zaraz oszalejê. - Zwróci³ siê do Nicka: - Zabierz j¹ st¹d. Charlotte, zostañ z Nickiem; nie próbuj wracaæ do tego mieszkania. Nicku, ma pan przy sobie jakieœ popsy? Wystarczy na pokój w motelu na parê dni? - Chyba tak - odpowiedzia³ i poczu³ radoœæ w sercu - zapêdzi³ Denny'ego w kozi róg, a¿ ten siê sam za³atwi³. - To poszukajcie jakiegoœ motelu. I nie dzwoñcie tutaj... linia jest na pewno na pods³uchu. Chyba zaraz tu wpadn¹. - Paranoik - powiedzia³a lodowato Charley. Nastêpnie spojrza³a na Nicka i.., I dwaj czarniacy, policjanci w czarnych mundu-NASI PRZYJACIELE Z FROLIXA 8 233 rach, zwani czarnymi glinami, wkroczyli do mieszkania, nie dotkn¹wszy klamki i bez pomocy klucza - po prostu drzwi siê nagle otworzy³y. Czarny agent po lewej stronie wyci¹gn¹³ rêkê, pokazuj¹c coœ Nickowi. - To pana zdjêcie? - Tak - odpar³, gapi¹c siê na fotografiê. Jak oni j¹ zdobyli? Zdjêcie to - pojedyncza odbitka - le¿a³o w dolnej szufladzie szafy z ubraniami w domu. - Nie dostaniecie mnie - powiedzia³a Charley. - Nie dostaniecie mnie. - Podbieg³a do nich, rycz¹c na ca³y g³os: - Wynoœcie siê! Czarny gliniarz siêgn¹³ po swój s³u¿bowy, automatyczny pistolet laserowy. To samo zrobi³ drugi. Denny rzuci³ siê na tego, który dawa³ os³onê; potoczyli si¹ po pod³odze jak dzikie koty: ruchomy k³êbek cia³. Charley kopnê³a pierwszego agenta w pachwinê, a potem unios³a rêkê, wziê³a zamach i uderzy³a go w tchawicê swoim koœcistym ³okciem, poruszaj¹c siê tak szybko, ¿e dla Nicka by³a tylko ruchom¹ plam¹... a potem funkcjonariusz le¿a³ na pod³odze, usi³uj¹c z³apaæ oddech, charcz¹c g³oœno i bezskutecznie w walce o powietrze. - Musi byæ gdzieœ jeszcze jeden - powiedzia³ Denny, wstaj¹c zwyciêsko ze swojej kociej bójki. - Na dole albo na dachu. Zaryzykujmy i chodŸmy na dach; jeœli uda nam siê wsi¹œæ do Syreny, to mo¿emy im uciec. Wiedzia³eœ o tym, Appleton? Mogê przegoniæ statek policyjny; wyci¹gam na niej do dwustu na godzinê. - Ruszy³ do wyjœcia. Nick poszed³ sztywno za nimi. 234 Philip K. Dick - Im nie chodzi³o o ciebie - powiedzia³ Denny do Charley, kiedy jechali wind¹. - Przyszli po obecnego tutaj pana Czystego. Charley westchnê³a. - Och! - zdziwi³a siê. - Zaraz, Chryste... a wiêc uratowaliœmy Nicka zamiast mnie. To on taki wa¿ny? Denny zwróci³ siê do Appletona: - Nie bi³bym siê z nimi, gdybym wiedzia³, ¿e œcigaj¹ pana. Nawet pana nie znam. Ale zobaczy³em, jak tamten siêga po broñ i pozna³em, ¿e to komandos ze s³u¿b specjalnych. A wiêc przyszli tutaj, ¿eby zabijaæ