Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

– Sama przechowuję przecież pamięć Ashli, a nic takiego nawet mi do głowy nie przyszło! – Pamięć osadnika nie może znać dobrze świata zewnętrznego – zauważył. – Przez lata przebywałem w Głębinie na Korwarze. Było to ciężkie więzienie, ale mieliśmy w zamian kontakt z połową galaktyki. Korwar to planeta dla skazanych bez określenia długości wyroku, bezplanetarnych potępieńców żyjących na hałdzie odpadów Głębiny. Od czasu do czasu pracowałem za dnia w porcie i napatrzyłem się dziwnych rzeczy. A to-to mi coś przypomina i musimy dowiedzieć się, co. Jeśli jednak obudzenie Nailla wpędzi mnie w pułapkę zastawioną na ludzi, musisz być gotowa, by mi pomóc. Uśmiechnęła się. – Doprawdy nie wierzę, aby ktoś, kto był zanurzony w Thanth, mógł czemuś ulec. Będę jednak przygotowana na... na co, Ayyar? Aby przebić cię mieczem? Wpatrzył się w nią z powagą. – Jeślibym miał stać się jednym z tych niewolniczo maszerujących, wtedy tak, wolałbym raczej przyjąć śmierć z ręki przyjaciela. Uśmiech znikł z twarzy Illylle.. – Nie żartuj, chcesz żebym ci złożyła przysięgę? – Niekoniecznie. Tylko w razie gdybym miał zamiar oddalić się stąd, musisz zatrzymać mnie za wszelką cenę. Wlepił wzrok w owo coś. Zdawało się ono nie mieć przewężenia między głową i ciałem, jeśli można by tak opisać prostopadłościenne pudło z dwoma słupami nóg i parą zwisających po bokach ramion. Z powodu szalejącej burzy nie mógł niczego dojrzeć wyraźnie. Pudło na nogach. Kiedy mu się bacznie przyglądał dostrzegł szereg małych światełek w poprzek piersi. Całość była – był tego pewien – metalowa lub pokryta metalem. A on widział to już dawniej, ale gdzie i kiedy? Naill Renfro... świadomie zabrał się do przywoływania Nailla. Jakie były najdawniejsze wspomnienia Nailla, pogrzebane tak głęboko, że z wielkim trudem odnajdywał ich fragmenty? Zmusił się do wyobrażenia sobie statku kosmicznego swego ojca, kabiny i korytarza oraz własnego małego, sześciennego pokoju – jedynego domu, jaki kiedykolwiek posiadał. Kapitan Duan Renfro, Wolny Kupiec, i jego żona Malani, którą przywiózł sobie z ciepłej, wesołej planety o płytkich morzach z szeregiem wysp i nie kończącym się, łagodnym lecie. Odwiedzali jeden świat po drugim, aż pechowo dostali się w sam środek bitwy, która nic ich zresztą nie obchodziła. Malani i Naill ratowali się ucieczką w kapsule ratunkowej – pojmani i przerzuceni na Korwar, by egzystować na wysypisku w Głębinie, gromadzącym tych, którzy nie mieli dokąd powrócić. Statek... Naill – Ayyar śmiało powrócił myślą do statku i przejrzał wspomnienia... Bez rezultatu; na światach, które odwiedzili, także nic. Wspomnienia zatarły się w przeszłości. Jedyne, co pozostało, to Głębina. To nie było w zbiorowisku baraków – a więc w mieście lub w porcie... Skupił myśli na porcie. Były tam obszerne lądowiska, na których siadały całe floty różnorodnych statków kupieckich przywożących luksusowe towary z tysiąca światów, liniowce pasażerskie, prywatne jachty władców i bogaczy. Mignęło mu jedno z fragmentarycznych wspomnień i z wysiłkiem przypomniał sobie nieco więcej. Tak! Ujrzał długi szereg komputerów w samym sercu liniowca, który odbywał kwarantannę z powodu nowej choroby wykrytej na pokładzie. Mimo to przez odblokowane przejście posłano z Głębiny robotników po jakiś bardzo ważny zapieczętowany ładunek. Mijając mostek kapitański zauważył stojącego tam robota do napraw komputerów wyglądającego zupełnie jak ten tutaj. Więcej go nie zobaczył. Na co ten robot oczekiwał, co tu robił? Najlepiej byłoby pójść za nim i nie opóźniać jego powrotu. Ayyar poczuł, że musi koniecznie jak najszybciej dołączyć do pozostałych, gdyż jest im bardzo potrzebny. Cóż właściwie jeszcze tu robi, moknąc na deszczu, podczas gdy jest tak bardzo, bardzo potrzebny? Musi natychmiast ruszyć w drogę... – Ayyar! Zakaz powstrzymał go od powstania i odejścia. Gniewnie wydzierał się z uchwytu – był przecież Naillem Renfro i miał coś do zrobienia, natychmiast! Patrzcie! Robot odwracał się... odchodził... Jeśli nie podąży za nim będzie zgubiony! Przenigdy nie zdoła połączyć się z resztą, nie stanie się z nimi jednością, tak jak powinien! – Ayyar! Desperacko walczył z zakazem. Wtem oślepił go jakiś piekący błysk przed oczami. Znalazł się w kompletnej ciemności, w której nie było ani Nailla, ani niczego... – Ayyar! Słabiutki głos przyzywał go z oddali. Dlaczego miałby odpowiadać? To wymagałoby zbyt wiele wysiłku. – Ayyar! Wołanie ścigało go i zawracało z drogi, raz jeszcze z powrotem na świat. Z ogromną niechęcią otworzył oczy i ujrzał zieloną twarz i zatroskane skośne oczy. Malani? Nie, Illylle! Powoli i boleśnie umysł dopasował imię do twarzy. To była Illylle, a on nazywał się Ayyar – Ayyar z Iftów. Ukrywali się między skałami wrogiego Pustkowia wśród szalejącej burzy... Walczył, by usiąść prosto, podczas gdy ręce dziewczyny wsparte na jego ramionach przyciskały go do ziemi z niewiarygodną siłą. – W porządku. Jestem Ayyar..