Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Miły głos, prawda? - spytała Ethel. - No pewnie - dodał Joey. - Jemima zawsze jąkała się i piszczała; potrafiła powiedzieć tylko: "Obiad podany. Proszę uważać, sir, talerz z zupą jest bardzo ciepły." Sam uśmiechnął się. Zauważył, że jego córka podziwia masywną sylwetkę nabytku. Pomyślał, że tylko siedemnastoletnia dziewczyna jest zdolna lokować uczucia w najdziwniejszych obiektach. Był szczęśliwy, widząc zadowoloną rodzinę. Robot kosztował sporo, ale był tego wart. Carmichael obudził się wcześnie rano. Nie mógł się doczekać śniadania. Jego dobrego nastroju nie psuły nawet rozmyślania o uciążliwości diety. Miał dość denerwujących wałków tłuszczu, wystających spod elastycznego pasa. Ćwiczył sporadycznie, nigdy nie udało mu się utrzymać rygorystycznej diety. Teraz wreszcie będzie jadł posiłki smaczne, ale tak zaplanowane przez nowego robota, że waga ciała spadnie. Uśmiechnął się z rozrzewnieniem, przypominając sobie czasy, kiedy był szczupły i przystojny. Wziął prysznic, ogolił się i ubrał. O siódmej trzydzieści śniadanie było gotowe. Kiedy się zjawił w jadalni, Ethel z dziećmi siedziała już przy stole. Kobiety chrupały tosty, Joey przyglądał się badawczo misce kaszy i szklance mleka. - Pański tost, sir - zamruczał robot-sługa. Carmichael spojrzał na pojedynczą kromkę. Została już posmarowana porcją masła wymierzoną mikrometrem. Robot podał mu filiżankę czarnej kawy. Sam odruchowo sięgnął po śmietankę i cukier. Nie było ich na stole. Rodzina spoglądała na niego dziwnie, zachowywała się podejrzliwie cicho. - Lubię śmietankę i cukier do kawy - powiedział do krzątającego się służącego. - Nie znalazłeś tego w starym banku przepisów Jemimy? - Oczywiście, sir. Ale musi pan nauczyć się pić kawę bez takich dodatków, aby zgubić nadwagę. Carmichael uśmiechnął się kwaśno. Jakoś nie oczekiwał, że dieta będzie tak spartańska. - A... czy jajka są już gotowe? Uważał dzień za niekompletny, jeśli nie zjadł jajek ugotowanych na miękko. - Przykro mi, sir. W poniedziałki, środy, piątki śniadania składają się tylko z tostów i czarnej kawy. Jedynie pan Joey dostaje kaszę, sok owocowy lub mleko. -Tak... widzę. No cóż, sam się o to prosił. Wzruszył ramionami i ugryzł kawałek tosta. Pił kawę małymi łykami; smakowała jak mulista rzeka. Starał się jednak tego nie okazywać. Joey z trudem przełykał suchą kaszę. Carmichael zwrócił na to uwagę: - Dlaczego nie wlejesz szklanki mleka do kaszy? - spytał. - Czy nie będzie w ten sposób lepiej smakowała? - Pewnie będzie, ale Bismarck mówi, że nie dostanę już mleka, więc jem na sucho, aby mieć czym popić. - Bismarck? Joey zachichotał i dodał: - To nazwisko słynnego dziewiętnastowiecznego niemieckiego dyktatora. Nazywali go "Żelaznym Kanclerzem". Wychylił się w kierunku kuchni, dokąd cicho wycofał się robot-sługa, i dodał: - Całkiem dobra nazwa dla niego, co? - Nie - powiedział Sam. - Jest głupia. - Ma pewien wydźwięk prawdy - zauważyła Ethel. Carmichael nie odpowiedział. Skończył śniadanie w ponurym nastroju i skinął na Clyde'a, by wyprowadził auto z garażu. Poczuł się przygnębiony. Przejście na dietę nawet z nowym robotem nie wydawało już mu się takie łatwe. Przy drzwiach otrzymał mały zadrukowany świstek papieru. Rozwinął go, zdziwiony, i przeczytał: "sok owocowy, sałata, sałatka z pomidorów, jajko na twardo (jedno), czarna kawa". - Co to jest? - Jest pan jedynym członkiem rodziny, który nie będzie jadł trzech posiłków dziennie pod moją kontrolą, daję więc menu na lunch. Proszę się go trzymać - spokojnie powiedział robot. Carmichael stłumił zdenerwowanie. Włożył kartkę do kieszeni i niepewnie podszedł do samochodu. Tego dnia był wierny poleceniom robota, choć czuł, że opuszcza go entuzjazm, z jakim jeszcze wczoraj wieczorem podejmował decyzję odchudzenia się. Aby nie ulec pokusie, minął restaurację, w której pracownicy Normandy Trust zwykle jedli lunch. Wślizgnął się ukradkiem z podniesionym kołnierzem do taniego baru samoobsługowego. Zjadł łapczywie posiłek, po którym nadal czuł się głodny. Zmusił się jednak, aby wrócić do biura. Zastanawiał się, jak długo wytrzyma żelazną dyscyplinę. Ze smutkiem uświadomił sobie, że niezbyt długo. A co będzie, jeśli ktoś ze spółki przyłapie go jedzącego w barze samoobsługowym? Stanie się pośmiewiskiem! Nikt na stanowisku kierowniczym nie jada lunchu sam w zmechanizowanych barach. Do czasu zakończenia pracy odczuwał kurczący się żołądek. Trzęsła mu się ręka, gdy programował w samochodzie drogę powrotną. Dziękował Bogu, że mniej niż godzinę zajęło mu dostanie się z biura do domu. Myślał, że wkrótce znów będzie smakował jedzenie. Włączył zamontowane w dachu samochodu video i w pozycji półleżącej usiłował się zrelaksować. Przeszedł pole bezpieczeństwa i otworzył drzwi