Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nie jest wykluczone, że sama wierzyła we własne słowa. Trub nie wierzył, ale patrzył na nią z wdzięcznością. Wszedł Romero i zapytał mnie szeptem o czym myślę. Myślałem o tym, że luka czasowa niemal nie zaszkodziła przedmiotom, a na wszystkie istoty żywe poza Mizarem sprowadziła groźne dolegliwości. Paweł pogłaskał Mizara, który położył się przy jego nodze. Mądry pies nie spuszczał oczu z Truba. Słyszał, co o nim mówiłem, ale nie zareagował. Wprawdzie dzięki staraniom Lusina doskonale rozumiał ludzką mowę, jeśli tylko nie zawierała ona pojęć zbyt dla niego abstrakcyjnych, ale jednak nigdy nie proszony nie wtrącał się do naszych rozmów. — Wskazał pan na fakt ogromnej doniosłości, admirale — powiedział Romero. — Prawdopodobnie fazowe przesunięcie czasu czy też jego przerwanie, jak uważa Głos, było w naszym pokładowym światku tak minimalne, że przedmioty martwe nie zdołały nań zareagować. Jednak dla żywej komórki, zwłaszcza komórki nerwowej nieistnienie w ciągu jednej lub dwóch sekund równa się mi-krośmierci. Musimy w przyszłości o tym pamiętać. — Najbardziej dostało się Trubowi. — Podobnie jak Romero mówiłem niemal szeptem. — Wstrząs, jakiego doznały komórki nerwowe, doprowadził do ciężkiej choroby. On sam zresztą tak to sobie tłumaczy. — Anioł chyba poczuł się lepiej — powiedział uradowanym głosem Paweł. — Poruszył się! Romero niestety się mylił. To nie było ożywienie, tylko agonia. Ciało Truba wyprężyło się gwałtownie, zadygotało i opadło. Skrzydła znów bezsilnie rozpostarły się na podłodze. Trub odszedł. — To koniec, Mary! — wykrzyknąłem z rozpaczą. — Na kogo teraz przyjdzie kolej? Mary płakała. Romero w milczeniu stał przy posłaniu i nie ocierał łez płynących mu po twarzy. Dopiero teraz spostrzegłem, że jego nieodłączna laseczka przestała mu już służyć wyłącznie jako starożytny atrybut stroju i stała się po prostu niezbędną podporą. Wyprężony opodal Gig żałobnie postukiwał kośćmi. Ten chrzęst szkieletu na zawsze pozostanie w mej pamięci. W konserwatorze stanął kolejny przezroczysty sarkofag. Przez kilka kolejnych nocy zupełnie nie mogłem spać. Wspominam o tym nie dlatego, żeby wzbudzić czyjeś współczucie czy też podziw dla mojej wrażliwości. Nic podobnego! Romero powiedział mi kiedyś, że w starożytności bezsenność była niemal powszechną dolegliwością, chorobą wymagającą leczenia. Ale ja nie byłem chory ani nadmiernie wrażliwy. Przeżyłem śmierć Wiery i Astra, Allana, Leonida i Lusina, cierpiałem, ale snu mi to nie odebrało. Teraz jednak nie spałem, bo nie mogłem sobie poradzić z myślami. Podczas dyżurów i rozmów z przyjaciółmi nie potrafiłem się skupić. Nie umiem tak jak Olga wyłączyć się w największym nawet tłumie i hałasie. Do rozmyślań potrzebna mi jest bezwzględna samotność. Wstawałem więc, kiedy Mary zasypiała, szedłem do mojej kabiny i wpatrywałem się w malutki gwiezdny ekran, na którym wciąż szalała niesłychana gwiezdna burza, panował niewyobrażalny gwiezdny chaos, zrodzony przez jakąś przedwieczną, wszechogarniającą i trwającą wciąż eksplozję. Patrzyłem na to i zastanawiałem się, co mógł oznaczać taki potworny wręcz brak elementarnego porządku, nie mówiąc już o majestatycznej harmonii gwiezdnych sfer? Jądro kipi, powiedziała kiedyś Olga mimochodem i to zdanie nie mogło mi wyjść z głowy. Co zmusza jądro do kipienia, co rozpryskuje gwiazdy niczym krople wrzącej wody? Jakaż straszliwa temperatura sprawia, że gigantyczne ciała niebieskie miotają się zupełnie jak molekuły przegrzanego gazu, i czy ta niesłychana temperatura nie powoduje zmian właściwości samej przestrzeni? Cóż zresztą wiemy o jej właściwościach! Że nie jest pustym nośnikiem ciał materialnych, gdyż może zamieniać się w materię i z materii powsta wać? Ale co wiemy poza tym? Przestrzeń jest największą tajemnicą natury, najbardziej tajemniczą jej zagadką. A czas? Czy i on nie jest tu zanadto przegrzany? Przywykliśmy do spokojnego, równomiernego upływu czasu na naszej spokojnej gwiezdnej prowincji, więc nie mamy pojęcia jakie jeszcze postaci może przybierać. Bo czyż ten, który widzi ocean podczas flauty potrafi sobie wyobrazić go podczas szalejącego sztormu? Tutaj czas jest nieciągły, zrakowaciały — mówił zdrajca Oan... Straszył czy ostrzegał? Biedny Trub padł ofiarą luki czasowej... A gdyby tej luki nie było? Wówczas wszyscy padlibyśmy ofiarą gigantycznej katastrofy. My, nasze statki i same gwiazdy. Cóż to byłaby za eksplozja! — Poczekaj! — wykrzyknąłem do siebie na głos