Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Może dlatego że były niecodzienne. – Kto to? – spytała. – Dorothy Ann Samenov, przedstawiciel handlowy firmy Computron. Zajmują się sprzedażą programów komputerowych. Mają biura w centrum, przy Allied Bank Plaża. Trzydzieści osiem lat, jeżeli wierzyć prawu jazdy. Odwróciła się i spojrzała na niego pytająco. – Znalazł ją stojący na zewnątrz funkcjonariusz, VanMeter – wyjaśnił Cushing nie przerywając żucia. – Przyprowadziła go przyjaciółka ofiary... Vickie Kittrie. Pracowały razem. W miniony czwartek razem z Samenov i paroma koleżankami z biura poszły po pracy na drinka. Ofiara opuściła bar około wpół do siódmej. Z tego, co wiemy, wtedy ostatni raz widziano ją żywą. Następnego dnia nie zjawiła się w pracy. Kittrie zadzwoniła do niej do domu, ale nikt nie podniósł słuchawki, więc pomyślała, że koleżanka jest chora. Dzwoniła potem jeszcze wiele razy w ciągu dnia, ale nie odbierano. Przyjechała tu po pracy, by sprawdzić, co się dzieje, i stwierdziła, że samochód Samenov stoi zaparkowany pod domem – w tym samym miejscu co teraz. – Kittrie nie mieszka tutaj? – Nie. Zapukała więc do drzwi, ale nikt nie zareagował. Zdziwiła się nieco, ale nic nie zrobiła. Następnego dnia, w sobotę, miały iść razem na gimnastykę. Kiedy Samenov nie zjawiła się, Kittrie ponownie przyjechała, ale i tym razem nie zareagowano na pukanie. Samochód w dalszym ciągu stał przed domem. Zaniepokoiła się i zadzwoniła na policję. Opowiedziała przybyłemu funkcjonariuszowi, że się niepokoi, ale bez dowodu, że coś jest nie tak, odmówił wejścia do mieszkania. Zadał zwykłe w takich przypadkach pytania i zasugerował, że Samenov może wyskoczyła z kimś na długi weekend. Kittrie przyznała, że koleżance co prawda czasami się to zdarzało, jednak zawsze wtedy kogoś o tym informowała. Policjant zasugerował, żeby spróbowała ponownie nawiązać kontakt z Samenov w niedzielę po południu i jeżeli nie będzie jej w poniedziałek w pracy, ponownie zawiadomiła policję. Tak też zrobiła. – Rozmawiałeś z nią? – Nie – odparł Cushing bawiąc się drobnymi w kieszeni. – Jak sądzisz? Ten sam, prawda? Nie wiem – skłamała. Wiedziała doskonale, że mają do czynienia z dziełem tego samego sprawcy, i powodowało to u niej mdłości. Każdy szczegół wskazywał na niebezpiecznego szaleńca. Odwróciła głowę i zawołała za siebie: – John?! Birley stał w drzwiach i z zakłopotaniem obserwował martwą kobietę. – Hej, Birley! – rzucił Cushing. Birley kołyszącym się krokiem podszedł do łóżka. – Co macie? – spytał Leelanda, klepiąc go po drodze w szerokie bary. Nawet przez chwilę nie odwrócił wzroku od zwłok. Leeland uśmiechnął się rozbawiony, ale nic nie powiedział. – Zaczęliście już, chłopaki? – spytała Palma. – Cholera, Carmen, wszystko jest dziewicze! – odparł Cushing unosząc górną wargę. – Nikt tu nie wchodził poza policjantem z patrolu, Julesem i nami, jedyne, czego dotykaliśmy, to dywan pod naszymi stopami, a i jego nie za wiele. Palma była pedantką i Cushing doskonale wiedział, o czym teraz myśli: czy czegoś dotykali, czy otworzyli jakąś szufladę, zmienili położenie drzwi, dotykali ciała? Birley stał obok Palmy i oboje w milczeniu obserwowali zamordowaną. – Skurwysyn – powiedział w końcu Birley. Też wiedział, co oglądają. – Nie do wiary... – Palma z trudem panowała nad drżeniem. – Sądzę, że lepiej będzie, jeśli pogodzę się, że to fakt. – Birley wzruszył ramionami. – O czym wy, do cholery, gadacie? – Cushing nerwowo szarpnął głową w bok. – To robota tego samego czy nie, do jasnej cholery? – Możliwe – odparła Palma nie patrząc na niego. – No świetnie... pięknie jak cholera – parsknął Cushing. – Bardzo wam dziękuję. – Coś ci powiem, Cush – spokojnie powiedział Birley. – Jeżeli nie znajdziesz więcej materiału dowodowego niż my, będziesz miał kłopoty. Wygląda na to, że facet zaczyna robić swoje regularnie. Przybije ci jaja do ściany. – No jasne. Wspaniale. Chcesz mi powiedzieć, że nie macie żadnych wskazówek? Sarkazm Cushinga musiał zdenerwować Dona Leelanda, bowiem nerwowo zaszurał nogami. Leeland stanowił całkowite przeciwieństwo Birleya. Był średniego wzrostu, miał sylwetkę, która pewnego dnia stanie się pękata, a jego duże, zawsze zmartwione oczy w połączeniu z gęstymi wąsiskami powodowały, że kojarzył się Palmie z młodym morsem. Ponieważ cechowało go łagodne usposobienie, zwykle nie zadzierał nosa i robił swoje, pozostawiając szpanowanie partnerowi. W odróżnieniu od Cushinga, który wiedzę o naturze człowieka zdobył w trakcie patrolowania ulic, nie był cyniczny ani wojowniczy. Przyszedł do wydziału zabójstw z sekcji analitycznej i jego praca dochodzeniowa opierała się mniej na odczuciach i instynkcie, bardziej zaś na metodach naukowych i logice. Stanowili dobrą parę, choć Leelandowi nigdy nie podobał się styl Cushinga. Birley zignorował pytanie i przeszedł na drugą stronę łóżka. – Jest trochę bardziej poobijana niż tamta. Założę się, że jak zdejmiemy makijaż, okaże się, że ma połamane więcej niż nos i szczękę. – Kiwnął głową. – I popatrz na ślady zębów. Palma już zdążyła je zauważyć. Nigdy nie była w stanie pozostać obojętna na ślady zębów na martwym kobiecym ciele. Spośród śladów standardowych dla przestępstw na podłożu seksualnym nic nie wzburzało jej tak mocno jak ugryzienia, nic nie wydawało jej się bardziej prymitywne ani atawistyczne. Jej wyobraźnia aż nazbyt często podsuwała obraz parzących się lwów, kiedy samiec wchodzi na skuloną samicę, a w momencie kopulacji wbij a jej w kark wyszczerzone kły. Podeszła bliżej łóżka. – Jest ich więcej i były robione ze znacznie większą agresywnością. Są głębsze. Birley nachylił się nad zwłokami i tuż nad twarzą wciągnął powietrze. – Perfumy. Skurwiel tym razem ją wyperfumował. Palma skinęła głową. – Jest czysta – dodał Birley, w dalszym ciągu nachylony. – Nie widzę śladów walki. Palma rozejrzała się po sypialni. – Albo jest bardzo porządny, albo nie było czego sprzątać. Może ona... – A niech... to... Ton głosu Birleya kazał Palmie natychmiast obrócić ku niemu głowę. Cushing i Leeland też zbliżyli się do łóżka. Birley był bardzo nisko nachylony nad zwłokami. – Carmen, ona nie ma otwartych oczu