Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Annę uśmiechnęła się. Już dawno doszła do wniosku, że skąpstwo wuja należy traktować z przymrużeniem oka. Jego niebieska kurtka wyszła z mody już czterdzieści lat temu, a tkanina na łokciach i mankietach była przetarta niemal na wylot. Nieraz proponowała wujowi, że odnowi jego garderobę, ale uparcie nie chciał przyjąć żadnej nowej rzeczy. - Skoro mowa o Grafstonie, to dlaczego nie on otworzył drzwi?- spytała. - Czyżby znów cierpiał na reumatyzm? - Nie, wysłałem go na górę, żeby obudził tego próżniaka. - Kogo? Ach, Edwina - upewniła się, trochę rozbawiona. Czyżby mój kuzyn miał o tej porze jakieś sprawy do załatwienia? Miałam nadzieję, że z nim porozmawiam. - Myślałem, że przyszłaś do mnie - gderliwie odparł wuj. Wszyscy goście przychodzą do mojego nic nie wartego syna. Tym razem jednak jest to egzekutor długów. A więc Edwin otrzymał kolejne wezwanie do zapłaty. Annę współczująco poklepała wuja po ramieniu. - Bardzo lubię twoje towarzystwo. Obiecuję, że niedługo przyjdę tu jeszcze raz i dokończę ci czytać „Podróże Guliwera". Dzisiaj jednak muszę się widzieć z Edwinem. - Jesteś za dobra dla takich jak on. Co też możesz mieć za sprawę do tego utracjusza? - Chcę go prosić, żeby mi pomógł w szukaniu ofiarodawców skłonnych wspomóc fundusz misyjny - wymyśliła na poczekaniu. - Zna wielu bogatych ludzi z towarzystwa. - Ale to wszystko oszuści, karciarze i pijacy. Nie ma wśród nich filantropów. - Może w takim razie ty, wuju ofiarowałbyś szczodry datek. To by mi oszczędziło wielu zachodów. Jak można się było spodziewać, na twarzy starca pojawił się wyraz popłochu. - Wiesz, chyba jednak Edwin zna jedną czy dwie odpowiednie osoby. Zaczekaj w bibliotece, a ja sprawdzę, co tego chłopaka zatrzymuje. Jak krab szukający schronienia pokuśtykał ku schodom. Annę zdusiła w sobie poczucie winy. Musiała skłamać, nie było innego sposobu. Wuj Francis nie może się dowiedzieć, o czym będzie rozmawiała z Edwinem. Ani on, ani nikt inny. Poszła do biblioteki, a jej kroki odbijały się echem w wielkim holu. Z półokrągłego sklepienia zwisał zakurzony, kryształowy żyrandol. Wuj, chociaż niezmiernie bogaty, zatrudniał do posług jedynie małżeństwo Grafstone'ow. Pani Grafstone była kucharką, jej niedołężny mąż pełnił rolę pokojowca i kamerdynera w jednej osobie. Nawet gdyby oboje byli młodzi i sprawni, sami nie poradziliby sobie z prowadzeniem tak wielkiego domu. Należałoby zatrudnić co najmniej dwadzieścia lub trzydzieści osób: lokajów, pokojówki i posługaczy. Jak zwykle Annę miała wielką ochotę otworzyć szeroko okiennice i wpuścić do tego ponurego mauzoleum trochę światła, podwinąć rękawy i wyszorować do czysta podłogę i meble. Teraz nie mogła jednak o tym myśleć. Musiała się skupić na ważniejszej sprawie. W bibliotece unosiła się woń zbutwiałego papieru, skórzanych opraw i kurzu na bibelotach. Sztywna z napięcia Annę odwróciła się do zamglonego lustra na ścianie. W mrocznym świetle jej fiołkowoniebieskie oczy straciły blask, a rysy wydawały się banalne. Dobrze, że szybki spacer wywołał rumieniec na jej policzkach. Pióro na kapeluszu trochę się przekrzywiło, więc spróbowała je wyprostować. Może powinna w ogóle zdjąć kapelusz. Nie, włosy miała w nieładzie. Z powodu rany nie mogła ich porządnie wyszczotkować. Poza tym lepiej będzie przykryć gojącą się ranę, żeby zrobić wiażenie silnej i opanowanej kobiety, gotowej do potyczki z fałszywym, sprytnym mężczyzną. Jej uwagę przyciągnął ruch w lustrze. W mroku, na tle szaf z książkami poruszył się jakiś kształt. Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę, który wstawał właśnie z głębokiego fotela przy wygasłym kominku. Twarz miał w cieniu, a jego muskularną postać trochę przysłaniał wielki globus. Mimo to poznała go natychmiast. - Co sterczy z tego kapelusza? - spytał z niesmakiem. - Kogucie pióro? - Bażancie - odrzekła piskliwym głosem. Serce łomotało jej w piersi, w głosie miała zamęt. Czy lord Joshua odkrył prawdę? Dowiedział się o rodzinnym sekrecie? Zapewne. Kochana, ufna mama najprawdopodobniej odpowiadała na wszystkie jego pytania. Annę postanowiła się jednak upewnić. - Co pana tu sprowadza? - Pani wuj kazał mi zaczekać w bibliotece. - Uśmiechnął się krzywo. - Wziął mnie za egzekutora długów. - I oszukanie starego człowieka wydaje się panu takie zabawne? - Po prostu nie wyprowadziłem go z błędu. Powiedział, że syn zobaczy się ze mną osobiście. - Nie ma pan żadnego powodu, żeby przychodzić do tego domu. - Mam taki sam powód jak pani. - Przyszłam z wizytą do wuja i kuzyna - odrzekła lodowato. - Pan tymczasem nie zna żadnego z nich, więc pewnie ma jakieś podejrzane zamiary. Lord Joshua szedł w jej kierunku, jakby chciał osaczyć nieprzyjaciela. - Dlaczego znów wstała pani z łóżka? - spytał, zmieniając temat. Poczuła dziwne drżenie w żołądku. Znała już tę reakcję. Przez ostatnie kilka dni doświadczała jej, kiedy tylko Kenyon znajdował się w pobliżu. I wcale jej się to nie podobało. Podeszła do okna i z wielka starannością odsunęła żaluzje