Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Chciał puścić wodze, ale nie mógł; instyn- ktownie owinął je wokół nadgarstka. Jeśli koń spadnie, pociągnie go za sobą. Równie nagle, jak stracił grunt pod nogami, koń znalazł litą skałę i z pomocą swego pana wrócił na ścieżkę. Tenaka osunął się po skalnej ścianie. Wierzchowiec obwąchiwał go, a on poklepał go po szyi. Nadgarstek krwawił w miejscu, gdzie rzemień przeciął skórę. - Głupiec! - powiedziała Renya, wyprowadzając konia na bezpieczną ścieżkę. - Nie przeczę - powiedział. - Ale udało się. Od tego miejsca ścieżka rozszerza się i nie spotkamy już wielu naturalnych niebezpieczeństw. Nie sądzę też, by Drenąjowie poszli naszym śladem. - Chyba się w czepku urodziłeś, Tenako Khanie. Tylko nie zużyj całego zapasu szczęścia, zanim dojedziemy do Nadirów. Rozłożyli obóz w niewielkiej jaskini, nakarmili konie i rozpalili ognisko drewnem, które przywieźli przytroczone do siodeł. Tenaka zdjął kaftan i położył się na kocu przy ognisku, a Renya rozmasowała mu nadwerężone plecy. Płacił teraz za wysiłek włożony w uratowanie konia i nie mógł poruszyć prawym ramieniem. Renya delikatnie zbadała spuchnięte miejsce wokół łopatki. - Wygląda paskudnie - powiedziała - całe w sińcach. - A boli jeszcze gorzej. - Zaczynasz się robić na to zbyt stary - powiedziała złośliwie. - Mężczyzna jest tak stary Jak się czuje, kobieto! - warknął. - A na ile się czujesz? - Na jakieś dziewięćdziesiąt - przyznał. Nakryła go kocem i usiadłszy, zapatrzyła się w noc. Było spokojnie, daleko od wojny i rozmów o niej. Tak naprawdę nie zależało jej na zrzuceniu Ceski z tronu - zależało jej tylko na tym, żeby być z Tenaką Khanem. Mężczyźni są tacy głupi; w ogóle nie rozumieją realiów życia. Tylko miłość miała znaczenie. Wzajemna miłość dwojga ludzi. Dotknięcie rąk, dotknięcie serc. Ciepło przynależenia, radość dzielenia. Dyktatorzy będą zawsze. Ludzie najwidoczniej nie potrafią obyć się bez nich. Ponieważ bez tyranów nie byłoby herosów, a człowiek nie umiałby żyć bez bohaterów. Renya owinęła się płaszczem i wrzuciła do ognia resztę drewna. Tenaka spał z głową opartą na siodle. - Kim byłbyś bez Ceski, mój kochany? - zapytała go wiedząc, że nie może jej usłyszeć. - Myślę, że potrzebujesz go bardziej niż mnie. Otworzył swe fioletowe oczy i uśmiechnął się sennie. - Nieprawda - powiedział. Potem znowu zamknął oczy. - Kłamca - szepnęła i zwinęła się w kłębek obok niego. Rozdział 16 Scaler, Belder i Pagan leżeli na brzuchach na skale nad obozem Drenajów. Pod nimi wokół pięciu ognisk siedziało około dwudziestu żołnierzy. Na środku obozu, przywiązani do siebie plecami znajdowali się dwaj więźniowie, pilnowani przez wartowników. - Czy jesteś pewny, że to konieczne? - zapytał Belder. - Jestem - odpowiedział Scaler. - Jeżeli uwolnimy dwóch wojowników Sathuli, łatwiej nam będzie prosić o pomoc ich współplemieńców. - Wygląda na to, że są dobrze strzeżeni - mruknął stary. - Racja - powiedział Pagan. - Jeden wartownik stoi w odległości dziesięciu kroków od więźniów. Dwaj następni patrolują skraj lasu, a czwarty zajął pozycję w lesie. - Mógłbyś go znaleźć? Pagan uśmiechnął się szeroko. - Oczywiście. A co z pozostałymi trzema? - Znajdź tamtego w lesie i przynieś mi jego zbroję - powiedział Scaler. Pagan zsunął się i zniknął, a Belder zajął jego miejsce obok Scalera. - Chyba nie zamierzasz schodzić na dół? - Jak najbardziej. To podstęp - czyli coś, w czym jestem dobry. - Nie będziesz mógł się wycofać. Schwytają nas. - Proszę, Belder, żadnych umoralniających kazań - wpędzisz mnie w zarozumialstwo. - Cóż, ja tam nie pójdę. - Nie przypominam sobie, żebym cię o to prosił. Minęło prawie pół godziny, nim wrócił Pagan. Przyniósł odzież wartownika zawiniętą w czerwony płaszcz. - Ukryłem ciało najlepiej jak umiałem - powiedział. - Jak daleko do zmiany warty? - Godzina - może trochę mniej - powiedział Belder. - Za mało czasu. Scaler otworzył tobołek, zbadał jego zawartość, a potem zaczął przypinać napierśnik. Nie bardzo pasował, ale lepiej za duży niż za mały - pomyślał. - Jak wyglądam? - zapytał, wkładając na głowę hełm z pióropuszem. - Niedorzecznie - powiedział Belder. - Nie dadzą się nabrać ani przez moment. - Starcze - syknął Pagan - jesteś jak wrzód na tyłku! Jesteśmy razem od trzech dni, a mam cię już naprawdę dosyć. Zamknij się. Belder już się szykował do ciętej odpowiedzi, lecz jedno spojrzenie w oczy czarnoskórego powstrzymało go. Ten człowiek był gotów go zabić! Krew zastygła mu w żyłach i odwrócił się. - Jaki masz plan? - zapytał Pagan