Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Odpowiem ci tak – chciałbym jej nie mieć. I mam wielką nadzieję, że się mylę. - Miałeś wizję?- Boromir spojrzał na niego. Aragorn z wolna pokiwał głową. - Można spytać co zobaczyłeś?- zapytał syn Denethora ostrożnie. - Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć? - Tak. - Zobaczyłem tysiące orków i Haradrimów przelewających się przez pola Pelennoru. Widziałem mumakile taranujące mury, Nazgule przelatujące nad miastem. Widziałem ogień i śmierć. - Myślisz, że to już... koniec?- zapytał Boromir stłumionym głosem. - Myślę, ze koniec nastąpi bardzo szybko, jeśli nie zdążymy z odsieczą. - Odsiecz!- wybuchnął Boromir, waląc nagle pięściami w reling, aż wszystko się zatrzęsło. - Też mi odsiecz! Sam widziałeś, ile wojska zostało Angborowi. Może wystarczy, by obsadzić jeden okręt! To kpina, a nie...- - Angbor zebrał sporo ludzi - Aragorn położył rękę na przedramieniu Gondorczyka, powstrzymując go przed kolejnym uderzeniem w poręcz. Z poprzedniego huku sądząc Boromir włożył w cios całą swą siłę i Strażnik chciał go uchronić przed złamaniem ręki. Zamierzał właśnie powiedzieć jeszcze kilka krzepiących słów, kiedy przeszkodził mu cichy, lecz wyraźny plusk, przypominający odgłos kamienia ciśniętego do wody. - Co to było?- Boromir wychylił się, usiłując spojrzeć w dół. - Słyszałeś? Aragorn spojrzał w prawo, na poręcz i westchnął. - Moja brzoskwinia - rzekł. - Co? - Przyniosłem tu sobie brzoskwinię w ramach deseru i położyłem na poręczy. Niestety wystraszyła się twego gniewu i postanowiła popełnić samobójstwo. No nic, łatwo przyszło, łatwo poszło. Jakieś ryby się ucieszą. Wracając do sprawy odsieczy – myślę, że obsadzimy wiele okrętów. - Skąd wiesz? - Legolas wypatrzył wojsko Angbora z daleka. Powiedział, że ludzi jest wielu. Będą tu niedługo. Gondorczyk wziął głęboki wdech próbując się uspokoić. - To i tak za mało. Za mało - jęknął zwieszając głowę. - Lepsza mniejsza pomoc, a niespodziewana, niż duża i spóźniona. - O ile już nie jest za późno. - Jeszcze nie jest - odparł Aragorn z mocą. - Jeszcze mamy szansę. Boromir zawahał się, jakby chciał go spytać skąd ta pewność, ale rozmyślił i zwiesił głowę. - Jesteś zmęczony - zauważył Strażnik cicho. - Wybierz sobie jakąś kajutę i wyciągnij się na chwilę. - Nie mogę - Boromir potrząsnął głową. - Nie potrafię się położyć zaraz po bitwie. Muszę jeszcze trochę odczekać, pochodzić... pomyśleć. Aragorn ze zrozumieniem pokiwał głową. Każdy miał swoje sposoby, by radzić sobie z napięciem, jakie wywołuje walka. - Może wolisz tu pobyć sam?- zapytał. - Już nie. Tych parę chwil mi wystarczyło. - Samotność ci pomaga?- drążył dalej Aragorn. Chciał dobrze poznać Boromira, a zachowanie po bitwie wiele o człowieku mówiło. - Pomaga pozbierać myśli - odrzekł Boromir cicho. I pozbierać *się* na nowo – dodał Aragorn w duchu. To ciekawe, lata temu Denethor też się odosobnił po wygranej bitwie z korsarzami. - Rozumiem - powiedział Strażnik na głos. - Korzystając z okazji, że rozmawiamy, chciałbym ci podziękować. - Za co? - Za uratowanie mi życia. - Ach, to. Proszę bardzo - oznajmił Boromir uprzejmie. - W świetle tego wydarzenia zmuszony jestem zrewidować swe poglądy i niechętnie, bo niechętnie, przyznaję, że dobrze się stało, iż uparłeś się na Ścieżkę Umarłych - oświadczył Aragorn z uśmiechem. - Innymi słowy cieszę się, ze z nami pojechałeś. Boromir odpowiedział mu gardłowym pomrukiem, który zależnie od potrzeb mógł być odebrany jako wyrażenie satysfakcji lub coś w zastępstwie prychnięcia. Aragorn nie nauczył się jeszcze interpretować wszystkich mruknięć towarzysza, ponieważ ten wypracował całą ich gamę i chyba tylko Peregrin Tuk potrafił wywnioskować co tak naprawdę Boromir chce danym pomrukiem przekazać. - Oczywiście – ciągnął Aragorn lekko - nie zmienia to faktu, że gdyby sytuacja się powtórzyła, kategorycznie zabronił bym ci jechać po raz drugi. - Oczywiście - Boromir pokiwał głową. - A wiesz, co ja bym wtedy zrobił? - Niech zgadnę. Pojechałbyś i tak. - Otóż to – Boromir błysnął zębami w uśmiechu. - Jak widzę cechuje nas głębokie, wzajemne zrozumienie. To podstawa relacji król – namiestnik, nie uważasz? - Owszem - Aragorn podrapał się po podbródku. - Wprawdzie z pewnym niepokojem dostrzegam drobny problem związany z wykonywaniem królewskich rozkazów, ale... - zawiesił głos. - ...ale nie bądźmy formalistami - dokończył Boromir pojednawczo. - Nie bądźmy. Na chwilę pogrążyli się w myślach. - Kiedy planujesz wypłynąć z portu?- Boromir nie wytrzymał długo w milczeniu. - Trudno powiedzieć. - Tak mniej więcej. - Najpóźniej o świcie. - Możemy nie zdążyć - Boromir uniósł głowę. - Zobacz, w ogóle nie ma wiatru. Nic. Cisza absolutna. - Pogoda może się zmienić w każdej chwili. - Oby. W przeciwnym wypadku będziemy musieli wiosłować pod prąd i...- - Boromirze, mogę cię o coś prosić? - przerwał mu Aragorn. - Tak? - Czy mógłbyś choć na chwilę przestać się martwić na zapas? Boromir wziął głęboki wdech. - Nie, nie mógłbym - przyznał. - Nie umiem. Bo widzisz, ja miałem taki sen, koszmar, który wciąż powracał, latami. Faramir śnił o zagładzie Numenoru, a ja o tym, że moimi bliskim grozi straszne niebezpieczeństwo. W tym śnie byłem daleko od domu, próbowałem się tam przedostać, ale na mojej drodze pojawiały się wszelkie możliwe przeszkody. Próbowałem je pokonać, wiedząc, że mój czas się kurczy, że lada moment będzie za późno. I dokładnie tak czuję się teraz. Valarowie, jakże bym chciał móc się obudzić! - Jutrzejszy dzień wszystko rozstrzygnie, na dobre czy na złe, ale ta męka niepewności dobiegnie końca - Aragorn też odetchnął głębiej. - Musimy być dobrej myśli. Przebyliśmy Ścieżkę. Zdobyliśmy port, mamy w ręku flotę. Jeszcze kilka godzin temu rzekłbyś, że to niemożliwe. A jednak stoimy tu razem, na pokładzie okrętu flagowego i planujemy odsiecz