Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
W przed- rannych godzinach toczy Jakub tę walkę duchową, o której mówi poeta, że była "tak brutalna jak bitwa mężów", bierze się za bary z potęgami losu; obraz tych zapasów unieśmiertelnił Delacroix. Gdy zaczyna świtać, pojmuje, że uniknął wielkiego niebezpieczeńs- twa. Jest wyczerpany walką, ma obolałe biodro. Ale otrzymał to, o co walczył; zażądał, by Siła niewidzialna pobłogosławiła go i by w ten sposób zatwierdziła jego posłannictwo. Przeciwnik powiedział mu: "Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś" (Rdz 32, 29). Tak więc odtąd Izrael, potomstwo bohatera nocnej walki, będzie walczył w ciemności, by utwierdzić pewność Obietnicy, i w walce tej zniewoli Boga. IZRAEL I ŻYCIE PATRIARCHALNE Te bitwy duchowe są nowymi narodzinami. Wydaje się, że dech Boży zdmuchnął raz na zawsze wszystko, co w Jakubie było jeszcze nieczyste, zbyt ludzkie, przywiązane do bogactwa, że zgasił kipiące namiętności i wyrównał braki charakteru. Odtąd Jakub wstępuje w ślady swych ojców, staje się Patriarchą jak Izaak i Abraham, a świadomość posłannictwa ujawnia się w każdym jego czynie. Pierwszą oznaką opieki Bożej jest pomyślny przebieg spotkania z Ezawem. Bracia godzą się i klan Jakuba podejmuje dawne życie, to życie, które Terachidzi wiedli od dwóch już pokoleń. Naprzód rozbija Jakub namioty w dolinie Sychem, ale brutalne zajście z mieszkańcami miasta zmusza go do opuszczenia tej okolicy. Syn miejscowego króla pozbawił czci jedną z córek Jakubowych, Dinę. Chce co prawda ożenić się z nią, ale bracia obrażonej dziewicy inaczej zapatrują się na tę sprawę; samo to małżeństwo byłoby zmazą, naruszeniem czystości rasy. Zdobywają więc podstępem miasto i dokonują w nim okrutnej rzezi. Całe plemię musi zwinąć namioty. Izrael koczuje w okolicach Betel, potem wśród wzgórz południowych. Tam, gdzie miało później powstać Betlejem, Rachela, raz jeszcze ciężarna, wydaje na świat ostatniego syna. Będzie on założycielem dwunastego pokolenia, ale matka poród ten przypłaci życiem; czuje to i z góry nazywa dziecię Ben-oni, "Syn mojej boleści". Imię to może przynieść nieszczęście - Jakub je zmienia: najmłodsze jego dziecię będzie Beniaminem, "Synem strony prawej"; to imię jest szczęśliwe. Potem klan wraca do stóp Hebronu, w cień dębów Mamre; odnajduje tam starego Izaaka, który czekał na ten powrót, by umrzeć. Betel i Mamre - miejsca Obietnicy, miejsca nawiedzone przez ducha. Tu odtąd upływać będzie życie Patriarchy. W Betel, tu, gdzie złożył ślub wierności, przeprowadza jakby nawrócenie swoich bliskich; niektórzy członkowie klanu przyswoili sobie podczas pobytu w Cha- ranie różne zwyczaje mezopotamskie, jak cześć dla terafim lub zwyczaj noszenia amuletów w uszach. Zachodziła potrzeba oczyszczenia. Nawróceni Izraelici grzebią przedmioty bałwochwalczego kultu u stóp jednego z dębów i wznoszą ołtarz wdzięczności Bogu jedynemu. W Mamre Jakub odnajduje starego ojca, a gdy ten, syt życia, zmarł w wieku lat stu osiemdziesięciu i gdy złożono go w rodzinnym grobie w Makpela, Izraelowi nie pozostaje już nic innego jak używać wolno upływającej starości i cieszyć się życiem tak uregulowanym i tak niezakłóconym, że już w samym słowie "patriarchalny" pobrzmiewa jego spokojny majestat. To właśnie życie, życie koczowniczych początków, będzie nawiedzało pamięć Izraela później, gdy lud ten stanie się już narodem. Z tego życia czerpać będzie swe obrazy księga Joba chcąc dać przykład doskonałości. Tym ludziom osiadłym, mieszczanom i rolnikom, będzie się ciągle wydawało, że wówczas gdy koczując wiedli życie pasterzy, byli czystsi - może dlatego, że wtedy mniej byli przywiązani do dóbr ziemskich, że mieli pełniejszą wolność. Na życie to nie należy patrzeć z punktu widzenia, do którego przyzwyczaiła nas cywilizacja miejska. Bo jakkolwiek jest ono bardzo dalekie od naszych dzisiejszych wyobrażeń o komforcie, pozwala bezsprzecznie nawet na to, by otoczyć się zbytkiem, a przy tym kryje wielkie powaby. Dziś jeszcze na Pustyni Syryjskiej namioty wodzów, rozpięte na sześciu palikach i przedzielone przez środek ścianką odgradzającą gineceum, są równie wspaniałe jak praktyczne. Ziemia pokryta dywanami tworzy migkkie posłanie, na zwykłych trzech kamieniach, które będą jedynym śladem obozu, gdy karawana pociągnie dalej, można gotować bardzo smaczne potrawy. Ale życie to czyni człowieka wolnym. Potrzeba zaledwie kilku kwadransów, by zagospodarować się tam, gdzie się chce, nie więcej czasu - aby jakieś miejsce opuścić. Majątek jest ruchomy, nie ma ziemi, tylko przechodzące z miejsca na miejsce bydło: kozy i barany. Do przewożenia ciężarów służy osioł; nie jest to nędzny osiołek algierski, ale zwierzę pokaźnego wzrostu, niewiele mniejsze od muła, które odznacza się srebrnoszarą sierścią i zdumiewającą siłą. Wielbłąd jest oznaką zbytku