Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Pochwalili makiaweliczny plan. - To nie był żaden makiawelizm, tylko swobodna improwizacja - wyprostowałam im poglądy. - Nie jestem podstępna z natury. Potem poplotkowaliśmy trochę o ukochanych kolegach. Paweł mówił coś o jakichś nowinach. Nie wytrzymałam w końcu. - Słuchajcie, ja jestem cierpliwa jak nie wiadomo co, ale nie trzymajcie mnie już dłużej! - A o co chodzi? - spytała niewinnie Krysia. - Kryśka, nie bądź zwierzę. Paweł mi mówił, że macie jakieś propozycje, czy coś takiego... 271 - Coś takiego - mruknęła Krysia. - To jeszcze nic pewnego, ale powiemy ci, oczywiście, w czym rzecz - zdecydował się Maciek. - Tylko jest problem, bo leżysz w tym szpitalu i nie wiadomo, kiedy cię wypuszczą, a nawet jak cię już wypuszczą, to nie wiadomo, czy będziesz na takim cho dzie, żeby móc to robić. - Ale co, na miłość boską! - Program - wyjaśnił uprzejmie Maciek. - Maciek, ja cię naprawdę zabiję! - Może masz rację, sam bym się zabił za takie ględzenie. Posłu chaj: ma być jakiś jubileusz firmy. W kwietniu. Kiedy ty rodzisz, a propos? - Koniec kwietnia, mniej więcej. - Niedobrze. Nie mogłabyś trochę przenosić? Bo wiesz, jest pla nowana jakaś szczątkowa impreza, trzy godziny drzwi otwartych. - Tylko trzy? - Właśnie. My z Krysią jesteśmy zdania, że jak już telewizja ma jubileusz, to powinna się pokazać. I wtedy najlepiej, żebyśmy zrobili to we trójkę. Nie pytałam, co. Było to oczywiste. Wszystko. - Też tak uważam. Powinna być impreza przed firmą, otwarte drzwi przez cały dzień i porządny program, w którym pokażemy firmę, urządzenia i ludzi. - Otóż to. Ale skoro ty jesteś tu, to kto to wymyśli? - Ja mogę tu myśleć! Nie zabraniają mi! A jak już będzie po rządny scenariusz, to wy go przecież zrealizujecie. Ewkę się po prosi do współpracy, może jeszcze kogoś. Zrobimy zadymę na ca łe miasto! - A jedną kamerę ustawimy na porodówce - powiedziała Kry sia. - Na wypadek, gdybyś się zdecydowała urodzić w trakcie pro gramu. - Odpukaj natychmiast w co chcesz! Czekaj, ktoś by się jesz cze przydał oprócz Ewy. Pomyślę. Ach, przy okazji - jak nasze programy bałtyckie? Roch sobie radzi? Bo dzwonił, mówił, że okay, ale on jest taki artysta... - Roch jest zawodowy. Możesz być o niego spokojna. O pro gram też. -No, dobrze. Przywracacie sens mojemu ponuremu życiu 272 w tym szpitalu, przynajmniej będę miała o czym myśleć. Krysia, tylko wiesz co? Postaraj mi się o służbową komórkę, bo na wykonanie tych milionów telefonów z mojej po prostu mnie nie stać. Jakoś sobie teraz radzę finansowo, bo mam średnią, ale kokosy to nie są. -Jeśli dadzą... - Jeśli nie dadzą, to nie mamy o czym mówić. Mogę stąd ko ordynować wszystko, nawet za friko, ale nie będę dopłacać do in teresu! -i tak będziesz. • - Maciuś, a jakie środki produkcyjne możemy sobie wziąć? - Wszystkie, które mamy. A, to świetnie. Będzie się czym bawić. •'' Zostawili mnie w znacznie lepszym nastroju, niż zastali. •'. Wizje pani domu podającej ukochanemu Tymonowi kolacyjkę chyba przestaną mnie na czas jakiś nawiedzać. Po kolacji przyszedł jeszcze raz Tymon. - Tak sobie przyszedłem - powiedział. - Dla przyjemności. - Wąchanie tych zapachów szpitalnych sprawia ci przyjemność? -Wąchanie zapachów może mniejszą... ale tu u ciebie to się tak nie rzuca w oczy. • • : - W nos. - W nos. Nie jesteś ciekawa, jak było na rozprawie? - Domyślam się - powiedziałam smętnie. - Kocha cię jak nie wiem co. - Skąd wiesz? Cały czas mnie kochała. Myśli w ogóle wyłącz nie o mnie. - To dlaczego wyjechała do Szczecina, zamiast siedzieć z tobą w Świnoujściu i prać ci skarpetki? - Bardzo cierpiała, że ją tak brutalnie wyrzucam, ale potulnie się zgodziła, bo myślała, że jak pobędzie trochę z dala ode mnie, to mi przejdzie ta nieuzasadniona, nagła i niespodziewana nie chęć do niej. Czasami robiła próby, przyjeżdżała do Świnoujścia i prawie, prawie się godziliśmy; nie da się ukryć, że w łóżku... - Naprawdę?! - Nie żartuj! Ale trudno będzie udowodnić, że łże. Rozumiesz, o co chodzi: że ten rozkład pożycia nie był taki konsekwentny i do końca. 273 Czegoś tu jednak nie rozumiem. Czy ona zamierza do ciebie wrócić, żeby ci zrobić na złość? Przecież mówiła, że ma jakieś pla ny osobiste. - Pamiętam. Ale tego jej też nie udowodnię, a ona po prostu chce się drogo sprzedać. Może jej zaproponuję jakąś forsę? Tak poza sądem, prywatnie? Bo mnie wykończy tymi rozprawami. - Forsę, mówisz... Sama przecież całkiem nieźle zarabia! - Ale lubi mieć więcej. Gdyby nie cholerne szprotki, wykupił bym się natychmiast. Szprotki mnie sporo kosztowały. Z drugiej strony, ciebie też mam dzięki szprotkom... Więc jednak dobrze, że były. - Ładnie to powiedziałeś... Nic nie odpowiedział, a właściwie odpowiedział, tylko nie werbalnie. To jest właśnie urok pojedynczego pokoju. Niedziela, 11 lutego Wymyślam scenariusz. „Buddenbroków" przeczytałam, „Pachnidło" też, zabrałam się za „Zbrodnię i karę". Mam nadzieję, że lektury czytane w ciąży nie mają wpływu na charakter przyszłego dziecięcia! Poniedziałek, 12 lutego Właśnie głowiłam się nad końcówką genialnego scenariusza, kiedy w drzwiach mojego bezcennego pojedynczego pokoju stanęła Ewcia. - Hellou - powitała mnie wytwornie. - Zostaw te bazgroły, bę dziemy rozmawiać o życiu! Mogę sobie zrobić kawę? Tobie też? Świetnie. Ciasteczka przyniosłam, od Henia, z Duetu, genialne, jak zwykle. Henio cię pozdrawia i życzy szybkiego powrotu do życia. Scenariusz tworzysz? Bardzo dobrze. O scenariuszu potem. Słuchaj, spotkali się! - Kto się spotkał? Z kim? Z tobą? - Z sobą nawzajem się spotkali. Stefanek i Maksio! -i co? .. - Nic. Dali sobie po mordzie