Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Do tego właśnie zmierzałem. Nie zauważyłaś, po- nieważ wszystkie dzieci są u nas traktowane jednakowo. - Ale jeśli dziecko... spyta o swego ojca? - No cóż - uśmiechnął się - chyba martwisz się o to trochę przedwcześnie, nie zrobi tego jeszcze bardzo długo. Do tej pory sytuacja może się zmienić. Nie - pomyślała Debora - to się nie zmieni. To dziecko Timothy'ego i nikt inny nie zostanie jego ojcem. Lekarz opacznie zrozumiał jej zamyślenie i dodał: - Posłuchaj, Deboro, to smutny fakt, że młodzi mężowie często idą do wojska i... nie wracają. Z przykrością muszę ci powiedzieć, że mamy tutaj dwie wdowy, nawet młodsze od ciebie, z pięciorgiem dzieci. Pochylił się i uderzył dłonią w biurko. - Ale dzieciaki mają się świetnie! Nasza wspólnota obdarza je miłością, której potrzebują. Teraz najważniejsze jest, żebyś przestrzegała odpowiedniej diety, brała witaminy i myślała o przyjemnych rzeczach. Debora wiedziała, że nie uda jej się wypełnić jego zaleceń. Wyjdzie z kliniki i będzie musiała stawić czoło rzeczywisto- ści - sama, chociaż nie sama. Ponieważ zdecydowała, że nigdy nie pokocha innego, była przygotowana na to, że zo- stanie matką, nigdy natomiast nie zostanie niczyją żoną. Tymczasem doktor zorientował się, że jeszcze coś ją gnębi. - Czy martwisz się o rodziców? - spytał domyślnie. - Tak - przyznała. - Mój ojciec ma swoje sposoby, żeby dowiadywać się o takich rzeczach. Doktor Barnea rozumiał aż nazbyt dobrze. - Deboro, czy chcesz poznać moją definicję człowieka do- rosłego? To ktoś, kto budzi się rano i mówi sobie: "Nic mnie nie obchodzi, co pomyślą rodzice". Dla mnie to prawdziwa psychologiczna bar micwa. Skinęła głową, wstała i powoli wyszła z kliniki. Ostre połU- dniowe słońce uświadomiło jej, jak długo przebywała w środ- ku - albowiem gdy przyszła dowiedzieć się o wyniki testu, było jeszcze zimno. Gdy wracała do swej chaty, tysiące sprzecznych myśli kłębiły się w jej głowie i atakowały ją niczym burza piaskowa na pustyni. Była właściwie pewna, że odtąd nie będzie jej już obchodziło, co pomyśli Moses Luria. Pragnęła natomiast tylko jednej rzeczy, która była niemoż- liwa. Chciała, żeby Tim wiedział o dziecku. 32 DaNIEL W miarę jak rosła moja zmysłowość i malała moja wiara, zacząłem zdawać sobie sprawę, czemu tak bardzo pociąga mnie Ariel - w oszałamiającym opakowaniu stanowiła wcie- lenie wszystkiego, co moja religia uważała za tabu. Powiedziała mi, że studiuJe historię sztuki w NYU, i chyba robiła to w wielkim stylu. ściany jej mieszkania były obwie- szone imponującymi dziełami sztuki współczesnej, łącznie z au- tentycznymi obrazami Utrilla, Braque'a i kilkoma rysunkami Picassa. Półki w salonie uginały się pod ciężarem setek książek na temat dzieł współczesnych mistrzów. Nigdy przedtem nie widziałem takiego mieszkania - a już na pewno nie u studentki. Po pierwsze, było ogromne i umeblowane wyłącznie na biało. Jedyny wyjątek stanowiły srebrne tace, ale nawet one były napełnione - nie żartuję - białymi czekoladkami. Jej lodówka była wypchana butelkami szampana i kawio- rem - oraz mrożonkami "Bird's Eye". Powinienem był się domyślić, ponieważ nigdy nie widywała się ze mną wieczorami we wtorki, środy i czwartki. Jasne, wiedziałem, że może mieć zajęcia również wieczorem, ale gdy zaproponowałem parę razy, że wpadnę koło północy, roze- śmiała się. Połapałem się wreszcie pewnej piątkowej nocy (tak, byłem na tyle otumaniony, że lekceważyłem nawet szabat), gdy przy- padkowo oblała mnie czerwonym winem i zaproponowała wesoło, że zliże je w ramach "pokuty". Rozebrała mnie i we- pchnęła pod luksusowy prysznic w łazience. Gdy wyszedłem spod niego, podała mi nie tylko płaszcz kąpielowy, lecz również męską koszulę i spodnie. Próbowałem wytłumaczyć sobie obecność owej męskiej gar- deroby tym, że należała do jakiegoś poprzedniego kochan- ka - albo nawet męża. Spodnie były jednak zbyt starannie wyprasowane, a ko- szula zbyt świeżo wyprana