Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Po drugie, wiemy, że szuka zabytków pod ieniami. Szuka w tajemnicy, a zatem nielegalnie. W każ` razie w podejrzanym celu. Po trzecie, wiemy kto. Arystoa. Wlemy, j` wygląda, wiemy, że ma nadludzkie siły, sa;hód i ponton... - Skąd wiesz, że ponton? - Teraz właśnie sobie uświadomiłam, co to było to coś, leżało na tylnym siedzeniu. Duże, gumowe, szare i w pier`ym momencie myślałam, że taki nietypowy materac. zie nie może dojechać, tam dopływa. Wiemy, że nazywa się zimierz Koprzyc... Słuchająca w skupieniu Okrętka poruszyła się gwałtow` - To wcale nie musiało być jego prawdziwe nazwisko. - Ale uzgodnił z tym, który ma pisać, że występuje jako `zimierz Koprzyc. Wątpię, czy to jest fałszywe nazwisko, bo `stał trzy listy od trzech różnych osób, podejrzałam, tam były żne charaktery pisma. Ogłosił całemu światu, że występuje id fałszywym nazwiskiem? - No dobrze, niech będzie, że tak sięnazywa. Co nam - Nie wiem na razie. Po któreś tam... Po które? - Po czwarte. - Po czwarte, szuka chaotycznie. Możliwe, że po prostu mija miejsca, z których ktoś go wypłasza, a potem do nich `raca, a możliwe, że jedne kupy go interesują, a inne nie. Nie viadomo, czy tu już był, w każdym razie kupa leży. Po piąte, isiłu e nie narażać nam się zbytnio, pewnie na wszelki wypalek oddał garnek i widelec. Po szóste... Po szóste, co? j 152 Większy kawałek świata - Nie wiem - powiedziała Okrętka i wyprostowała się nagle. - Słuchaj, przyszło mi do głowy coś okropnego! A jeżeli to niejest zakopane w całości, tylko w kawałkach i pod każdymi kamieniami on wygrzebuje trochę? Jeszcze ani razu nie widziałyśmy skutków tego kopania, to znaczy, czy coś potem niesie, czy nie. Może ukradł już połowę? Tereska zdenerwowała się tak, że wrzuciła pogrzebacz do ognia. - A mówiłam, żeby na niego poczatować! Oczywiście, że to jest możliwe, co za idiotki z nas, nie trzeba było uciekać w Mikołajkach, tylko podejrzeć, co zrobi dalej! Może wynosi to z samochodu, może wysyła pocztą, może oddaje wspólnikowi? Mogłybyśmy zobaczyć wspólnika! Okrętka uspokajająco zamachała ręką. - Nie masz sobie co wyrzucać, dużo by nam przyszło z czekania, ruszyłby tym samochodem i co? Dogoniłabyś go na piechotę? - Przynajmniej wiedziałybyśmy, w którą stronę pojechał. - I tak wiemy, w stronę następnych kamieni. Poczekaj, bo jeszcze coś mi przychodzi do głowy. Po pierwsze... - Miało być po szóste. - Nie, to są wątpliwości. Po pierwsze, kiedy to zostało zakopane, przecież te kamienie leżą tu od wieków, a po drugie, ciągle nie rozumiem, dlaczego nikt go nie pilnuje` Skoro wiadomo, że dzieje się coś takiego... Czekaj, nie przerywaj mi, bo się zgubię; może pozornie on uchodzi za porządnego człowieka i nikt na niego nie zwraca uwagi, a podejrzany jest ktoś inny, albo jeszcze inaczej... Nie, przecież on zostawia ślady i nawet nie fatyguje się, żeby zasypywać... Nie, jeszcze nie tak. Mnie tu w ogóle coś nie gra! - Mnie też nie gra - przyznała Tereska. - Ty masz rację, jedno drugiemu przeczy. Albo nie powinno się wiedzieć, kim on jest, albo co robi. Za dużo wiemy, wygląda mi to podej Jc anna ChmieLewska 153 rz inie. Pozostaje nam tylko jedno z dwojga: albo wreszcie p patrzyć, jak kopie, albo własnoręcznie rozkopać następną k pę i sprawdzić, co pod nią jest... - Wiedziałam, że to się tak skończy - mruknęła O rętka pod nosem z akcentem zgrozy. - Kupa pod ręką, mamy okazję - ciągnęła Tereska. Na razie na tej kupie mamy gorącą wodę, proponuję, żeby si umyć. Jutro będzie wesoły dzień... Późną nocą, kiedy obydwie poszły wreszcie spać, od jedn o z drzew z lekkim westchnieniem ulgi oderwała się czarna pc tać. Chwilę nadsłuchiwała, po czym zbliżyła się do kamienne o kopca, na którym popiół był jeszcze ciepły. Zgarnęła popi 'ł, pogrzebała parę minut w ziemi pomiędzy kamieniami, w` dobyła jakiś przedmiot, usypała i ugniotła ziemię z powrote , następnie starannie umieściła popiół na wierzchu. Kuchni wyglądała prawie identycznie jak przedtem. Postać podesz a do ogniska, żarzącego się słabo przed namiotem, pokiwała gł wą i przykryła odwróconą patelnią garnek z resztą gulaszu. N; stępnie znikła w mrocznych głębiach lasu. *** Wykopanie kamieni i obejrzenie, co pod nimi jest, dla d` óch normalnych osób płci żeńskiej okazało się pracą straszli` ą. Głazy z wierzchu dało się odwalić bez wielkiego trudu, al głazy pod spodem były wrośnięte w ziemię, zdaniem O ętki, chyba na kilometr. Tereska niczym fuńa okopywałaje ze wszystkich stron: wykonała skomplikowaną konstrukcję z pc i i bali, znalazła ściętą sosenkę odpowiedniej grubości, które koniec zaostrzyła w szpic. Okrętka kopała na zmianę z nią, w chwilach przerwy z rezygnacją poświęcając się gotowaniu m karonu oraz zbieraniu poziomek i malin. Uważała, że przy ta morderczej pracy należy się dobrze odżywiać, i brak ryb pr ysparzał jej głębokiej troski. 154 Większy kawałek świata - I to się nazywa, że się nie wtrącamy - mamrotała ponuro, rozgrzebując żar, na którym ustawiała garnki.Rzeczywiście, na tych kamieniach wygodniej gotować, tu mi albo kopci, albo za słabo grzeje. Dobrze chociaż, że przykryłaś gulasz, całą patelnię zasypało śmieciami, wszystkie byłyby w środku. - Nic nie wiem o żadnym przykrywaniu gulaszu!stęknęła Tereska, przepychając na właściwe miejsce bal pod dźwignię. - Włóż do ognia grubsze drzewo, będziesz miała węgle. Ciężkie to jak piorun, ile ten człowiek ma siły? - Pewno więcej niż my. Jak to nic nie wiesz o gulaszu, przykryłaś go przecież. Bardzo rozsądnie. - Nic nie przykrywałam. To ty przykryłaś. - Przeciwnie, nawet sobie przypomniałam, że nie przykryłam, ale nie chciało mi się wstawać. Musiałaś to zrobić bezmyślnie. - Możliwe, chociaż wątpię