Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ale musisz rzekł Jon. Muszę się z nią zobaczyć. Musisz mi powiedzieć. Odwrócony do niego plecami, mężczyzna ani drgnął; był nieubłagany. Proszę powiedział Jon, który nienawidził błagania kogokolwiek. To bardzo ważne. Proszę, powiedz mi. Mężczyzna wziął do ręki kopertę i zaczął ją otwierać. Jest w Londynie? To był rachunek. Starannie wsunął go z powrotem do koperty i odwrócił się w stronę schodów. Michaelu, posłuchaj... Idź do diabła. Gdzie ona jest? Wynoś się z mojego... Musisz mi powiedzieć. Nie bądź takim cholernym kretynem! To pilna sprawa. Musisz mi powiedzieć. Mężczyzna wyswobodził się z uchwytu Jona i zaczął wchodzić po schodach. Kiedy Jon ruszył za nim szybkim krokiem, Michael odwrócił się na pięcie i Jon po raz pierwszy zobaczył wyraz jego oczu. Jonie Towersie, narobiłeś już sobie wystarczająco dużo kłopotów i jeszcze więcej przysporzyłeś ich Marjohn. Chyba oszalałeś, jeśli myślisz, że jestem aż tak głupi, żeby ci powiedzieć, gdzie ona jest. Przyszedłeś do ostatniego człowieka na świecie, który podałby ci jej adres, a tak się złożyło, na szczęście dla Marijohn, że jestem jedynym człowiekiem, który go zna. A teraz wynoś się stąd, do diabła, zanim stracę cierpliwość i wezwę policję. Mówił spokojnie i cicho, niemal szeptał w pustym hallu. Jon cofnął się i stanął. A więc to ty telefonowałeś do mnie dziś wieczorem? Rivers wytrzeszczył oczy na niego. Telefonowałem do ciebie? Miałem anonimowy telefon. Ktoś powitał mnie w Anglii, tylko to powitanie nie było bardzo serdeczne. Sądziłem, że to mogłeś być ty. Rivers wciąż wytrzeszczał oczy ze zdumienia. Potem od wrócił się, jakby z oburzeniem. Nie wiem, o czym mówisz powiedział wchodząc na schody. Jestem prawnikiem, a nie wariatem, który prześladuje ludzi anonimowymi telefonami. Schody zaskrzypiały; Michael skręcił i nagle Jon został sam ze swoimi myślami w ciemnym, pustym hallu. Wyszedł pośpiesznie na dwór, odnalazł drogę do Parliament Square, minął Big Ben i Embankment. Hałas uliczny rozsadzał mu uszy, oślepiały go światła samochodów, spaliny dławiły w gardle. Szedł szybko, starając się w ten sposób uśmierzyć złość i rozczarowanie, lecz nagle uświadomił sobie, że nawet najszybszy spacer nie pomoże mu opanować zamętu, jaki miał w głowie; stanął więc wyczerpany i oparłszy się o poręcz, patrzył na ciemne wody Tamizy. Marijohn, bez końca powtarzał w myślach, za każdym razem czując gorączkowy niepokój i wściekłą rozpacz. Marijohn, Marijohn, Marijohn... Gdyby tylko dowiedział się, kto do niego telefonował. Choć przez chwilę podejrzewał swoją matkę, teraz był pewien, że tego nie zrobiła. Osoba, która dzwoniła, musiała być w Buryan podczas tamtego strasznego weekendu, i chociaż jego matka, dzięki swym szczególnym umiejęt nościom, mogła odgadnąć, co się stało, nigdy nie pomyślałby, że... Lepiej nie ujmować tego w słowa. Słowa są ostatecznymi formami, strasznymi w swej nieodwołalności. Więc to nie jego matka dzwoniła. I był prawie pewien, że nie zrobił tego Michael Rivers. Prawie... I oczywiście nie Marijohn. Pozostali tylko Max i Eva dziewczyna, którą wtedy przywiózł z Londynu, wysoka blondynka, traktująca go dość lekceważąco. Biedny Max, kompletnie zgłupiał, usiłując oszukać samego siebie, że wie wszystko o kobietach. Ciągle odgrywał rolę kiepskiego donżuana, a przecież jedyną osobą, która dała się na to nabrać, był on sam... Prawda okazała się bolesna kobiety interesowały się nim tylko dlatego, że prowadził ożywione życie towarzyskie, jak na rajdowca przystało, i był wystarczająco zamożny, by szastać pieniędzmi. Jon wszedł na stację metra przy Charing Cross i zamknął się w budce telefonicznej. To Eva, oczywiście. Kobiety często bawią się w anonimowe telefony. Ale co ona wie? I jak dużo? Może tylko chciała zrobić mu dowcip i nic nie wie? Może była to jedynie zapowiedź szantażu, i w tym wypadku... Dziesiątki myśli kołatały się w jego głowie, kiedy podniósł słuchawkę i wykręcił numer odnaleziony w książce telefonicznej. Spojrzał na zegarek, gdy usłyszał buczący sygnał. Robiło się późno. Bez względu na to, co się stanie, musi pamiętać, żeby zatelefonować o północy do Sary... Północ w Londynie, szósta w Toronto. Sara będzie grała na pianinie, kiedy on wybierze numer, a gdy usłyszy dzwonek, odgarnie z czoła kosmyk ciemnych włosów i pobiegnie do telefonu... W słuchawce rozległ się trzask. Flaxman dziewięć-osiem-jeden-jeden powiedział raptownie męski głos na drugim końcu drutu. Obraz Sary zniknął. Max? Cisza. Po chwili: Przy telefonie. Nagle zorientował się, że trudno mu mówić. W końcu powiedział tylko: Max, tu Jon. Dziękuję, że zatelefonowałeś dziś wieczorem i powitałeś mnie w Londynie. Skąd wiedziałeś, że jestem w mieście? Zapadła kłopotliwie długa cisza. Wreszcie Max się odezwał: Przepraszam. Nie chciałbym zrobić z siebie kompletnego głupka, ale nie mam pojęcia, o co chodzi. John... Towers. Jon Towers! Dobry Boże, co za niespodzianka! Po myślałem, że to ty, ale znam kilkunastu Johnów, więc wolałem się upewnić, z kim rozmawiam... O co, do diabła, chodzi z tym powitaniem przez telefon? Nie dzwoniłeś do mnie do hotelu dziś wieczorem i nie witałeś mnie w domu? Stary, nie wiedziałem nawet, że jesteś w Londynie, dopóki ktoś nie zatelefonował i nie powiedział, że piszą o tobie w wieczornej gazecie... Kto? Co? Kto telefonował? Wiesz, to bardzo ciekawe, odezwała się dziewczyna, którą przywiozłem do Buryan wtedy, kiedy... Eva? Eva! No jasne! Eva Robertson. Zapomniałem, jak się nazywa, ale masz rację. Eva. Gdzie ona teraz mieszka? No, chyba mówiła, że mieszka na Davies Street. Po wiedziała, że pracuje na Piccadilly w firmie handlującej brylantami. Dlaczego, u licha, chcesz to wiedzieć? Straciłem z nią kontakt wiele lat temu, prawie od razu po tamtym weekendzie w Buryan. Dlaczego więc, do diabła, skontaktowała się z tobą dziś wieczorem? Bóg raczy wiedzieć... Słuchaj, Jon, o co właściwie chodzi? Co usiłujesz... Nic powiedział Jon. Głupstwo, Max, zapomnij o tym; to nie ma znaczenia. Słuchaj, może się spotkamy? Dawno się nie widzieliśmy, a dziesięć lat wystarczy, żeby zapomnieć o wszystkim, co się między nami wydarzyło. Jutro o dziewiątej wieczorem zapraszam cię na kolację do Hawaii