Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Kilka rękopisów zaczęło krążyć nielegalnie i półlegalnie po świecie. Badano je na uniwersytetach i w klasztorach, pewną rolę w przypadku tego sensacyjnego znaleziska odgrywały też pieniądze..., aż wreszcie te niepowtarzalne dokumenty, które zmieniły teologiczny obraz świata, wpadły w dobre ręce profesorów Andre Duponta-Sommera i Millara Burrowsa. Znaleziska te definitywnie dowodzą, że Jezus właśnie od esseńczyków przejął najistotniejszą część swoich nauk, choćby ich sedno, jakim jest Kazanie na Górze czy opisy walk „synów światła" z „synami ciemności". Oto przykłady. Już Filon z Aleksandrii, żyjący od około 25 roku do 50 roku po narodzinach Chrystusa, tak pisał w swojej pracy Quod omnia probus liber sit o esseńczykach: „Palestyńska Syria, zamieszkiwana przez znaczną część licznego narodu żydowskiego, umiała również wydobyć wiele cnót. Niektórych spośród tych ludzi, w liczbie ponad 4000, określa się mianem esseńczyków; miano to, moim zdaniem, [.,.] wiąże się ze słowem »świętość«; w istocie bowiem ludzie ci są w sposób nader szczególny oddani służbie bożej [...]. Nie pożądają ni srebra, ni złota, i nie kupują wielkich dóbr ziemskich [...], dbając jeno o podstawowe potrzeby [...], odrzucają wszystko, co mogłoby w nich wzbudzić żądzę posiadania [...]. Nie ma wśród nich niewolników, a wszyscy są wolni i pomagają sobie wzajem [...], o ich miłości do Boga świadczą tysiące przykładów [...]" [6]. Żydowski historyk i wódz Józef Flawiusz (37-97 r. po Chr.) tak napisał w 77 roku w Wojnie żydowskiej o gminie esseńczyków: „Są bowiem u Żydów trzy rodzaje uprawianej filozofii: zwolennicy jednej zwą się faryzeuszami, drugiej - saduceuszami, a trzeciej - esseńczykami. Ci ostatni cieszą się powszechnie opinią wielce świątobliwych. Są rodowitymi Żydami, lecz łączą ich ze sobą silniejsze niż u innych więzy miłości [...]. Małżeństwo jest przez nich nisko szacowane, lecz przyjmują cudze dzieci jeszcze w wieku podatnym do nauki, traktują je jak swoich krewnych i kształtują podług swoich zasad [...]. Z ubioru i postawy podobni są do dzieci [...]. Przed jedzeniem kapłan odmawia modlitwę [...]. Po posiłku znów on się modli. [...] W szczególny sposób interesują się dziełami autorów starożytnych, wy-czytując w nich przede wszystkim to, co dotyczy dobra duszy i ciała [...], cierpienia przezwyciężają mocą ducha [...]. Mają oni niezłomną wiarę, że ciała są zniszczalne, a tworząca je materia przemijająca, lecz dusze nieśmiertelne trwają wiecznie [...]" [7]. Ten psychogram wspólnoty pasuje do Jezusa-samotnika. Czy zrodzonego z dziewicy, oddano na wychowanie esseńczykom? Czy w klasztorze gdzieś koło Qumran wpojono mu prawo mojżeszowe - jest tylko jeden Bóg! - które dorosłemu Jezusowi kazało wzgardzić rzymskim wielobóstwem i sprawiło, że został członkiem ruchu oporu? Czy u esseńczyków nauczył się znoszenia, przezwyciężania męczarni i katuszy mocą ducha? Czy można też uznać tylko za przypadek - skoro według dawnych tekstów sanskryckich jest to pewne - że Masih--Mesjasz opowiedział królowi, że zrodziła go dziewica i głosił „prawdę" przeciw wykorzenianiu tradycji, co także było programem esseńczyków? Ujrzałem ślad prowadzący ze Śrinagaru w przeszłość, 2000 lat wstecz, w czasy Jezusa, a potem jeszcze dalej, w epokę bogów i anielskich buntowników. Choćbym nawet uważał, że grób Jezusa jest w Śrinagarze, to wiem, że zachodni teolodzy uśmiechną się tylko, słysząc o azjatyckich legendach. A tymczasem powinni się wspólnie zabrać do wyjaśnienia indyjskiej legendy o Jezusie! Czy to niestosowna propozycja, czy to herezja? Bluźnierstwo? Czy kaszmirskiego grobu Jezusa nie można zbadać dlatego, że skoro Jezus został wniebowzięty, to nie może mieć grobu? Kwestię tę należy wyjaśnić dla dobra samego chrześcijaństwa. Jeśli nawet w miejscu pielgrzymek Rauzabal Khanyar naprawdę znajdują się szczątki Jezusa, to i tak w niczym nie zmieni to jego wzniosłych nauk. Nie trzeba wszystkiego widzieć w tak czarnych barwach, jak w „Pierwszym liście św. Pawła do Koryntian" (15, 16 n.): „Jeśli bowiem umarli nie bywają wzbudzeni, to i Chrystus nie został wzbudzony. A jeśli Chrystus nie został wzbudzony, daremna jest wiara wasza; jesteście jeszcze w waszych grzechach". Eksplozja atomowa przed 4000 lat? Profesor Hassnain pokazał nam ruiny świątyni Parhaspur, gdzie w promieniu wielu kilometrów wszystko jest całkowicie zniszczone. Wyraźnie widać tarasowy układ dawnej budowli, który od razu przywiódł mi na myśl metody obróbki kamienia i budowy inkaskich świątyń, na przykład w Cuzco w Peru, co polegało na układaniu kamiennych ciosów, łączących się wzajemnie, jednego na drugim. Podobnie jak tam, również tu ogromne ilości kamienia wycięto ze skały jakby bez trudu, również tu transport tego budulca nie stwarzał chyba żadnych problemów, również tu człowiek odnosi wrażenie, że zagłada nastąpiła skutkiem wybuchu, bo zniszczeń nie spowodował upływ tysiącleci. Patrząc na te spustoszenia - są to obrazy, jakie telewizja pokazuje codziennie: skutki bombardowań w rejonach wojen - trudno sobie wyobrazić, żeby tak straszne zniszczenia, przypominające wybuch bomby atomowej w Hiroszimie, nie powstały za sprawą wybuchu. Jeżeli rozejrzymy się wokół z centrum dawnej budowli, zauważymy, że tysiące kamiennych bloków leży mniej więcej w takiej samej odległości od środka. Legendy o „bogach" i ich straszliwej broni znam równie dobrze jak tabliczkę mnożenia. Dlatego myśl o zniszczeniach dokonanych z powietrza wcale nie wydaje mi się tak absurdalna. Latające aparaty w staroindyjskich tekstach sanskryckich Taki właśnie tytuł miał wspaniały wykład, wygłoszony przez prof. dr. Dileepa Kandżilala na VI Światowym Kongresie Ancient Astronaut Society, jaki odbył się w 1979 roku w Monachium [8]. Kandżilal jest profesorem w Calcutta Sanskrit College, jest jednym z czołowych sanskrytologów. Wywody profesora Kandżilala, które pozwolił mi uprzejmie przytoczyć w książce, podbudowują moją hipotezę, że „buntownicy", opisani przez Henocha, dysponowali urządzeniami technicznymi i nieskomplikowanymi aparatami latającymi nawet po odlocie macierzystego statku kosmicznego. „Anioły- renegaci", „istoty przybyłe z nieba" zadały się z ziemskimi kobietami, spłodziły potomstwo. Nazywano ich „synami bożymi", ale na pewno nie dysponowali oni już pierwotną wiedzą buntowników, należących do pierwszej załogi statku kosmicznego, urodzonych gdzieś na odległej planecie. Urządzenia techniczne istot pozaziemskich uległy zniszczeniu, zardzewiały, zginęły w pierwszych stuleciach po wylądowaniu ekspedycji