Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Było cudownie rozsłonecznione czerwcowe przedpołudnie. Ponieważ sprawy w Genewie zostały załatwione szybko, Peter przyleciał do Paryża o dzień wcześniej, niż pierwotnie planował. Kochał to miasto i był pewien, że jakoś wypełni sobie czas — choćby spacerem nad Sekwaną. Może zresztą Suchard, choć taki francuski, poważny i sztywny, zgodzi się na spotkanie już dzisiaj, mimo że jest niedziela? Trzeba będzie zadzwonić do niego z hotelu. Rozmowy służbowe z Suchardem Peter prowadził po angielsku, chociaż przez ostatnie lata nauczył się trochę mówić po francusku. W ogóle Peter Haskell nauczył się niejednego, odkąd opuścił rodzinny Srodkowy Zachód. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest człowiekiem wysoko postawionym, inteligentnym i obytym; uderzało w nim poczucie siły i pewność siebie. Nic dziwnego, skoro w wieku zaledwie czterdziestu czterech lat pełnił funkcję dyrektora naczelnego jednej z największych firm farmaceutycznych na świecie. Nie był wszakże naukowcem, lecz tak samo jak Frank Donoyan, prezes zarządu, specjalistą od marketingu. Poza tym osobliwym zrządzeniem losu przed osiemnastu laty poślubił córkę Franka. Nie było to „sprytne” bądź wykalkulowane posunięcie — Peter postrzegał je jako przypadek czy kaprys fortuny, któremu zrazu, przez sześć lat znajomości z Kate, próbował się oprzeć. Peter bowiem nie chciał poślubić Kate Donoyan. Nie miał nawet pojęcia, kim jest, kiedy ją poznał podczas studiów na Uniwersytecie Stanu Michigan. Liczył sobie wtedy dwadzieścia lat i w rok młodszej Kate widział po prostu ładniutką blondyneczkę z drugiego roku, którą udało mu się poderwać na prywatce. Po dwóch randkach jednak stracił dla niej głowę. Chodzili ze sobą od pięciu miesięcy, kiedy ktoś zauważył żartem, że z Petera musi być nielichy spryciarz, skoro zdobył względy dziewczyny nie tylko urodziwej, ale i majętnej. I wtedy wyszło na jaw, że Kate jest córką i jedyną dziedziczką współwłaściciela spółki Wilson-Donoyan, największej firmy farmaceutycznej w kraju. Peter wpadł wtedy w szał i zaatakował Kate z naiwnym oburzeniem dwudziestolatka. — Jak mogłaś? — pieklił się. — Dlaczego mi nie powiedziałaś? — Co ci miałam mówić? Czy miałam obowiązek cię ostrzec, kim jest mój ojciec? Nie sądziłam, że to dla ciebie ważne. Była urażona jego napaścią i pełna obaw, że ją porzuci. Znała dumę Petera i ubóstwo jego rodziców; Haskell senior zaledwie kilka miesięcy wcześniej kupił farmę mleczną, na której przepracował całe życie. Obciążenie hipoteczne gospodarstwa było ogromne, toteż Peter żył w nieustannym lęku, że w razie załamania koniunktury będzie musiał zrezygnować ze studiów i wrócić do Wisconsin, by pomóc rodzinie. — Doskonale wiesz, że jest ważne! I co ja mam teraz zrobić? Lepiej niż ktokolwiek zdawał sobie sprawę, że w jej świecie nie ma dla niego miejsca, Katie zaś żadnym cudem nie zamieszka z nim na farmie w Wisconsin. Była na to zbyt światowa, zbyt wyrafinowana, chociaż może sama sobie tego jeszcze nie uświadamiała. Prawdziwy problem polegał jednak na tym, iż Peter miał poczucie, że sam wyrósł ze swoj ego świata. Choćby nie wiadomo jak bardzo się starał, by podczas odwiedzin w domu uchodzić za „swojaka”, biła odeń odmienność i wielkomiejskość. Już jako dziecko nie znosił wsi, marząc o wyjeździe do Chicago czy Nowego Jorku, o wejściu w krainę wielkich interesów i wielkich pieniędzy. Dojenie krów, piętrzenie siana w kopy i wyrzucanie gnoju było mu wstrętne. Od małego po lekcjach pomagał ojcu w gospodarstwie — najpierw cudzym, teraz wreszcie we własnym. Wiedział, co to oznacza: koniec końców po suldiach będzie musiał wrócić. Przerażała go ta perspektywa, ale nie miał zamiaru się wykręcać. Wierzył w poczucie obowiązku i nie miał zaufania do dróg wiodących na skróty. Był zawsze — jak powtarzała matka — dobrym chłopcem, choćby wiązało się to z łańcuchem wyrzeczeń. Chciał pracować ile sil, aby osiągnąć to wszystko, czego pragnął. Kiedy dowiedział się, kim jest Katie, związek z nią uznał za niestosowny, ponieważ bez względu na szczerość jego uczuć byłaby to droga na skróty, łatwe wyjście z trudnej sytuacji, pospieszna winda na szczyt. Uroda dziewczyny, jego miłość — to wszystko straciło znaczenie. Peter był bezradny..