Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Ciekawa koncepcja, ale wróćmy do twego zadania. Musisz odszukać wielki krater, na dnie którego spoczywa moja ukochana.— A jeżeli go znajdziemy, co wtedy?— To proste. Dokopiesz się do niej, a ja w nią wniknę.— A na pewno nie możesz sam jej znaleźć i sam się do niej dokopać?— Nie mogę marnować sił na to, co możesz wykonać za mnie ty lub ewentualnie, po twej śmierci, ktoś inny.— Hm... Zatem poszukujemy wielkiej skały, która tysiące lat temu zaryła się w ziemię?— W olbrzymim skrócie można tak powiedzieć. Staraj się jednak wyrażać z szacunkiem o mojej ukochanej.— Ależ oczywiście, zważywszy, jak wielka jest wasza miłość. A co będzie, kiedy już wnikniesz w jej wnętrze?— To proste, ona ożyje i opuścimy to miejsce złączeni na zawsze, by przemierzać wszystkie szczęśliwe przestrzenie naszej przyszłości. Po nieskończonych milionach lat ekstazy nasze kryształy przenikną się i damy życie nowej istocie.— Czy... przepraszam, że pytam o taki drobiazg, ale... czy przypadkiem w chwili, gdy będziecie opuszczać nasz świat, nie nastąpi tu jakaś kolejna katastrofa?— Oczywiście. Trzęsienie ziemi, jakie wywoła nasz odlot, spowoduje pewien nieporządek na waszej planecie. Morza i lądy zamienią się miejscami, góry się zapadną i tak dalej. Nie ma się jednak czym smucić, mój przyjacielu, zwłaszcza, że już wiesz, co to prawdziwa miłość. Życie odrodzi się raptem po kilkunastu tysiącach lat. Zresztą, nie wszystkie organizmy ulegną zagładzie. Na przykład przetrwają te przepiękne, podobne do nicieni kolonie na podmorskich stokach wulkanów i niektóre porosty, a kto wie, może nawet niektóre owady.— Hm... tak, to miłe...— Che, che, niepotrzebny ten sarkazm. Zanim ożywię swą ukochaną i wzniesiemy się ku przestworzom, minie około pięciuset tysięcy lat. Niełatwo będzie mi dotrzeć do jej wnętrza. Wiesz, odnaleźć kobietę, a wniknąć w nią to dwie różne sprawy... Do tego czasu zapewne ludzie w ogóle przestaną istnieć, a ty, to już na pewno...— Mam w każdym razie taką nadzieję.— A teraz wyjaśnię ci, co się stało z twym ciałem w czasie naszej pogawędki.— Niech zgadnę, mam nową nogę...— Lepiej, znowu masz starą.— Potrafisz cofać czas?— Pewnie, że potrafię. W ograniczonych kontinuach czasoprzestrzennych, ma się rozumieć. Ale tym razem to nie moja zasługa. Twoja odcięta noga przyrosła do kikuta dzięki żywej, obcej tkance. Szczerze mówiąc, nawet jestem zaskoczony. Nie przypuszczałem, że wasi nieudolni cyrulicy to potrafią.— W takim razie niewiele o nas wiesz. Ciekawe, co byś powiedział na kilka sztuczek Karcena? Zresztą, chyba nie ominie cię przyjemność spotkania z nim — mruknął rycerz.— Nie widzę, żebyś się cieszył z rychłego powrotu do zdrowia.— Bo w ogóle nie wiem, co czuję i co czuć powinienem. Tyle dziwnych rzeczy przydarzyło mi się ostatnio. Zupełnie, jakbym został bohaterem powieści obłąkanego bajarza. Czy możesz z powrotem połączyć mój umysł z ciałem. Chciałbym je poczuć.— Zapewniam cię, że nie warto. Poziom bólu natychmiast przerwałby to połączenie, a ja znowu musiałbym się trudzić, by złapać z tobą kontakt.— Dobrze, dobrze... A co się stało z Bisenną i Alem?— Leżysz na plecach i tylko jedno twoje oko jest lekko uchylone, przyznasz więc, że pole widzenia mam nieco ograniczone. Widzę skały, jakąś chmurę i deszcz. Jedno twoje ucho zajął ogromny skrzep, drugim słyszę strzępy dziwnych rozmów. Al nadal żyje, lecz jest więźniem jakichś istot.— Czarnych ludzi?— Nie, chyba gryzoni. Bisenna, jak słyszałem, leży pod kurhanem, który na żądanie tych dziwnych istot wzniósł Al.— Ty chyba też źle się czujesz — mruknął Sendilkelm. — Opowiadasz same bzdury.— Możliwe, nie do końca potrafię interpretować wasze dziwaczne obyczaje. Pozwól, że ześlę na twój umysł głęboki sen, byś mógł zregenerować siły. Potem spróbujemy powoli wstać.— Wspaniale, mam nadzieję jednak, że nie odeślesz mnie przez pomyłkę w objęcia Anielicy Śmierci.— Bądź spokojny. Bogowie i duchy nie mają do ciebie dostępu, gdy strzeże cię istota z innego świata. Znaczą dla mnie tyle, co dla ciebie muchy