Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Zamilkł. - Chaos jest największym nieszczęściem, jakie zdarzyć się może na froncie- dodał po chwili głosem proroczym i znowu zamilkł. - Niedługo będziemy w Rabie - odezwał s1ę wyglądając oknem. - Meine Herren! Szeregowi dostaną dzisiaj po 15 dekagramów salami. Pół godziny odpoczynku. Zajrzał do marszruty: - Wyjeżdżamy o 4 minut 12. O 3 minut 58 wszyscy winni siedzieć w wagonach. Wysiadamy kompaniami. Jedenasta itd. Zugsweise. Direktion VerpflegUngsmagazin nr 6. ~ Kontrola przy wydawaniu: kadet Biegler. Wszyscy spojrzeli na kadeta Bieglera, jakby chcieli rzec: "Użyjesz sobie, gołowąsie!" Ale uczynny kadet wyjął z kuferka arkusz papieru, linijkę, poliniował arkusz, powypisywał na nim kompanie marszowe i rozpytywał dowódców Plutonami. Kierunek magazyn intendentury nr 6. (niem.) poszczególnych kompanii o stan liczebny, ale nikt nie umiai odpowiedzieć mu na pamięć, więc podawali tylko przybliżone liczby według niedokład - nych uwag w notatnikach. Tymczasem kapitan Sagner z rozpaczy zaczął czytać nieszczęsną książkę Grzechy ojców. a gdy pociąg się zatrzymał na stacji Raba, zamknął książkę i rzeki: - Ten Ludwik Ganghofer pisze nieźle. Porucznik Lukasz pierwszy wyskoczył z wagonu sztabowego i pobiegł ku wagonowi, w którym znajdował się Szwejk. Szwejk i inni już dawno przestali grać w karty, a służący porucznika Lukasza, Baloun, był już taki głodny, że zaczynał się buntować przeciwko zwierzchności wojskowej, i głośno wywodził, że dobrze o tym wie, jak to panowie oficerowie obżerają się dobrymi rzeczami. Mówił, że teraz jes t gorzej, niż bylu za czasów pańszczyzny. Dawniej było w wojsku inaczej. Przecież jeszcze w roku sześćdziesiątym szóstym, jak mawiał jego dziadek siedzący na du-rywociu, oficerowie dzielili się z żołnierzami kurami i chlebem. Narzekaniom Bałouna nie było końca, więc Szwejk uznał wreszcie, że koniecznie trzeba pochwalić dzisiejszą wojskowość i sposób wojny. - Masz widać jakiegoś młodego dziadka - rzekł uprzejmie, gdy dojechali do Raby - który. pamięta jedynie wojnę roku sześćdziesiąte- go i szóstego. A ja, bratku, znam niejakiego Ronovskiego, którego dzia- dek był w Italii jeszcze za czasów pańszczyźnianych. Służył on jak si ę patrzy dwanaście lat i wrócił do domu jako kapral. A że nie mógł zna- leźć roboty, więc ojciec tego Ronovskiego wziął go do siebie. Razu pewnego wysłano ludzi do lasu, żeby zwozili wykarczowane pniaki, a je- den z- tych pniaków, jak nam opowiadał ten dziadek, był taki ciężki, że nie sposób było ruszyć go z miejsca. No i ten dziadek powiada: "Dajmy spokój pniakowi, niech sobie leży." Ale gajowy, który to słyszał, zaczął wymyślać i podniósł kij na niego, żeby koniecznie ten pniak nałożył n a wóz. A dziadek Ronovsky nic nie odpowiedział, tylko rzucił takie słówko: "Ty popychadło jedno, ja jestem stary, wysłużony żołnierz." Ale po tygodniu dostał wezwanie. Znów był wzięty do wojska, wyprawili go do Italii i był tam dziesięć lat. Pisał do domu, że jak wróci z wojska, to tego gajowego siepnie siekierą w łeb. Całe szczęście gajowego, że przedtem umarł. 26 ,, ~,-.-. W tej chwili we drzwiach wagonu ukazał się porucznik Lukasz. Domażlicka brama ładnie malowana, - Pójdźcie no, mój Szwejku -- kiwnął na niego -- i przestańcie gadać A gen, co j@ malowat, chodził za pannami... głupstwa. Musicie mi Coś' Wytłumaczyć. ' Ale już go nie ma, nie ma między nami... -- Naturalnie, panie oberlejtnant, posłusznie melduję. Porucznik Lukasz prowadzii Szwejka na bok, a spojrzenie, które rzucał -- Człowieku, przecie tu nie teatr, a wy ryczycie jak śpiewak operowy - na mego z boku, było bardzo podejrzliwe. zawołaj wystraszony porucznik, gdy Szwejk dośpiewał ostatnie siowa: "Aże W ciągu wykładu kapitana Sagnera porucznik Lukasz rozwinął w sobie juź go nie ma, nie ma między nami." -- Nic o to was pytam. Chciałem się niejakie zdolności detektywistyczne, chociaż dla wykrycia pewnych tylko dowiedzieć, czy zauważyliście, że te książki, o których mi mówiliście, związków przyczynowych między poszczególnymi etapami vVykładu, który były utworami Ganghofera. Mówcie mi zaraz, co się stało z tymi zakończył się takim fiaskiem, nie trzeba było rozporządzać osobliwymi książkami! - zawołał gniewnie