Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Następnie napisała KIJ i przekreśliła literę K, zastępując ją literą W. Kij na ziemi zmienił się w długiego, smakowitego wiją. – Widzisz... magia, jakiej zawsze pragnąłeś – powiedziała entuzjastycznie. – Pomysł, co mógłbyś zrobić z dużym wijem! Mógłbyś go zamienić w największego w Xanth soczystego robala. I biesiadować przy nim tak, że ślinka leci. Pająkowi na samą myśl pociekło więcej śliny. – Dam ci ten fantastyczny magiczny pisak w zamian za pewną grzeczność – powiedziała głosem, który miał go zachęcić. – Musisz jedynie zmienić się w pomost i pozwolić mi wsiąść do łodzi. Za to możesz dostać magiczny pisak i mój notatnik i będziesz mógł... Zawahała się, ponieważ w głowie pojawiła się jej pewna myśl. – Czy ty potrafisz pisać? Pająk pokręcił przecząco głową. To był problem. Jednak jej znakomity umysł postanowił się i z tym zmierzyć. – Cóż, może umiesz rysować? Poczekaj, sprawdzę, czy to działa także z rysunkami. – Znalazła jeszcze jeden patyk i położyła przed sobą. Szybko go naszkicowała, następnie przekreśliła i narysowała jeszcze gorszego wiją. Patyk zamienił się w robala. Działało także na rysunkach. Może Dobry Mag sądził, że jest zbyt głupia, aby czytać i pisać. Co, prawdę powiedziawszy, byłoby całkiem uspra- wiedliwionym domniemaniem; nigdy nie wyszła poza pierwszy rok szkoły centaurów, co oznaczało, że radziła sobie tylko z wyrazami jedno- i dwusylabowymi. Gdyby kazano jej napisać „kwintesencja”, musiałaby się poddać. – A więc jeśli potrafisz rysować, możesz tego używać – doszła do wniosku. – Nie zdawałam sobie sprawy, jak to urządzenie potrafi być elastyczne. No, ale dopóki będzie tu dość patyków, będziesz miał pod dostatkiem jedzenia. Umowa stoi? Pająk skinął głową. W tej samej chwili przeszła jej przez głowę słabiutka, ale zauważalna myśl. Czy pająk okaże się słowny? A co jeśli złapie i ją, i pisak? Zaraz jednak pojawiła się druga myśl – musi być słowny, ponieważ inaczej Dobry Mag nie użyłby go do zadania. Zebrała się więc w sobie... nie, to nie byłoby odpowiednie dla dziewczyny, uniosła dumnie głowę i poszła w stronę pająka. Jeżeli źle oceniła sytuację, a pająk pojmie ją i zacznie wysysać, po prostu zmieni swoje soki w truciznę i powie, że jej przykro. Miała jednak nadzieję, że wszystko się uda. Pająk zamienił się w pomost. Chlorine niepewnym krokiem weszła na niego i skierowała się do łodzi. Weszła do niej. Teraz położyła pisak na pomoście, odwiązała łódź, wzięła wiosło i odbiła od brzegu. – Miło jest robić z tobą interesy – powiedziała zadowolona. Pająk wrócił i złapał w odnóża pisak. Jednym z nich pomachał dziewczynie. Przeszła drugie wyzwanie. – Oj – zapomniała o Nimbym. – Hej, Nimby! – zawołała. – Może przejść? Pająk uczciwie zmienił postać, pozwalając Nimby’emu przejść suchą nogą po deskach aż do łodzi. Może zdawał sobie sprawę, że Nimby to smok z twardymi łuskami, więc nie był kimś, z kim można sobie żartować. Teraz już razem odbili od brzegu. Powiosłowali przez fosę bez dalszych incydentów. Ona jednak wiedziała, że czeka ją jeszcze trzecie zadanie. Co to będzie? Nigdy nie były takie same, to wiedziała. Oby tylko nie pojawił się potwór z fosy, bo w takim przypadku nie wiedziałaby, co zrobić. Dobili do brzegu ogrodu oddzielającego fosę od Zamku Dobrego Maga. Wyszli z łódki. W tej samej chwili łódź odpłynęła z powrotem na swoje miejsce. Teraz było za późno zmieniać zdanie. Popatrzyła na ogród. Był cudowny i ohydny zarazem. Lewa strona porośnięta była fatalnie wyglądającymi i śmierdzącymi kłączami, pośród których stał obrzydliwy pomnik. Prawa strona pełna była pięknych kwiatów i uroczego zapachu. Naturalnie na tę stronę ogrodu chciała przejść. Tymczasem ścieżka prowadziła w lewo, więc tam też poszła. Chcąc iść w prawo, musiała podeptać piękne kwiaty lub zerwać pnącą się winorośl, a tego nie potrafiłaby zrobić. Ścieżka zarośnięta była chaszczami, kolczastymi pnączami, pokrzywami, kłującym winem, czepiającymi się łętami, a nawet śmierdzącymi bulwami, z których jedną uważnie obeszła z boku. Inaczej wybuchłaby i otoczyła ją jedną wielką chmurą, tak że nic i nikt nie wytrzymałby hałasu ani smrodu. Im dalej szła, tym gorzej wyglądało, aż wreszcie okazało się, że dalej nie sposób przejść. To był kres ogrodu. No i bez wątpienia kolejne wyzwanie. Wycofała się i dołączyła do Nimby’ego, który po prostu czekał. Ładna suknia była poplamiona jakimiś pozbawionymi wyraźnego koloru plamami, a na ramionach i łydkach miała pełno zadrapań. Cóż za obrzydliwa okolica! Ponownie rozważyła spacer do ładniejszej części ogrodu. Gdyby tylko odnalazła ścieżkę. Nie było jednak żadnej i chociaż ogród wyglądał pięknie, był tak samo zarośnięty jak jego brzydsza część. Na pewno naraziłaby się na różnego rodzaju szkody, a i tak zapewne nie zdołałaby się przedostać na drugą stronę. Jakaś droga musiała przecież istnieć. Ale gdzie i jaka, jeśli nie była to ścieżka? Chlorine spoglądała to na jedną, to na drugą stronę ogrodu, przekonana wewnętrznie, że coś zapewne uszło jej uwagi. Zastanawiając się nad sytuacją, wąchała kwiatki i nagle dostrzegła, że niektóre rośliny układają się we wzory. Dostrzegła wyraźną linię, według której rosła cykoria podróżnik. Wyrastała z kolein. A więc pewnie tędy właśnie można było podróżować. Rosło tu także drzewo podróżnika i leżała pod nim kłoda. Gdyby więc ją odrzucić, może odsłoniłaby się droga za drzewem i zadanie zostałoby rozwiązane