Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Gdyby, jak Staszka uwijającego się z Jackiem wokół wymalowanego słonia, tę moją wspinaczkę zobaczyć mógł pielgrzym, który zniknął za bramą w świątynnych podwórcach, uśmiechnąłby się pewnie z politowaniem po raz drugi. Proste to wszak wszystko – proste jak Wiara. Razu pewnego – czyż jest w tym cokolwiek dziwnego? – bóg Kriszna wybrał się na polowanie. Jak co dzień ruszył na dzień cały, aż po zmierzch, o którym dopiero zwykł z łowów powracać. Tego dnia nie powrócił jednak – pewien myśliwy wypuścił był za zwierzem strzałę tak niecelnie, że w boskie ugodziła ciało i Kriszna legł martwy pod drzewem. Wiele razy powracał Surja na niebiosa, przez wiele dni słał słoneczne promienie w dżunglę, by rozbić jej mrok i ułatwić komu trafienie na zwłoki Kriszny. Aż i trafili – nie na zwłoki już jednak, na ledwie kupkę kości pod drzewem trafili bogobojni. Jedną po drugiej, aż po ostatnią, po najmniejszą, złożyli kości boże w drewnianą skrzynię i ponieśli ją przed oblicze króla Indradjumny. Padł król na kolana i wzniósł błagalne modły do boga Wisznu. I słusznie uczynił, komuż bowiem jeśli nie Wisznu właśnie, którego Kriszna jest jednym z wcieleń, bliższa mogła być sprawa obrócenia boskich popiołów w ciało. Polecił przeto Wisznu, by wykonano posąg, który stanie się bogiem o imieniu Dżagannath, a w jego wnętrzu złożono kości Kriszny. Któż jednak zdoła – biadał bogobojny król Indradjumna – kto zdoła boga z drewna wyciosać? A któż – odparł Wisznu – jeśli nie architekt bogów, mistrz Wiśwakarman. I mistrz zgodził się, jeden tylko postawił warunek – aby się nikt nie ważył przeszkadzać mu do chwili, gdy dzieło ukończy. Czekał więc Indradjumna cierpliwie tydzień, czekał dni dziesięć, dwanaście. Na koniec wiedziony ciekawością jął krążyć w pobliżu pracowni mistrza. Aż dnia piętnastego nie zdzierżył 77 – przez chwilę choć, przez ułamek chwili rzucić okiem na stan prac. Wielce oburzył się Wiśwakarman, porzuca rozpoczętą, ledwie obrobioną rzeźbę. Siadł Indradjumna przed z gruba ciosanym, sękatym a niezgrabnym posągiem, który miał być bogiem. Siadł i zapłakał. Aż ulitował się nad jego rozpaczą bóg Brahma – sam dodał koślawemu posągowi Dżagannatha oczy i tchnął duszę w sękaty pień. Niechaj – rzekł Brahma – koślawy, niechaj grubo zostanie ciosany, jako rzecz w niecierpliwości spełniona, ja zasię uczynię go sławnym i niechaj mu to za podłą postać będzie nagrodą. Tak też się stało. Rzeźba Dżagannatha z Puri – a wraz z nią z tego samego drewnianego pnia poczęte rzeźby siostry jego i siakti zarazem, Subhadry, i brata jego, Balabhadry – choć proste a grubaśne jak marzenia dawnych czcicieli tej Trójcy, ściągają pielgrzymów z całego subkontynentu. Ściągają w nadziei na łaskę. Nadziei prostej jak Wiara. Krążymy z kamerą wokół świątynnych murów. Nie nam poganom przestąpić bramę, nie nam deptać świątynne podwórce. Acz i oni, pątnicy o wymalowanych twarzach, nie dotrą do jądra –– do osi osi. Do głównej świątyni w ogóle nie ma wejścia – tu wstępuje jedynie bóg. A ty się cofnij, profanie. Może czas jeszcze, i dla mnie czas może cofnąć się przed świętokradczą włóczęgą? Późno już. Staszek przykleił się do posągów i kończy właśnie pierwszą rolkę taśmy. Prowadź Ganesz... PS. W kflikuckim konsulacie dorwałem się do naszej prasy. Okazuje się, że podczas mojej nieobecności wyszło parę książek: wreszcie pełne tłumaczenie „Społecznej historii sztuki i literatury” Hausera, Appia w serii Teorii Współczesnego Teatru, nowy Almanach Sceny i II tom „Wprowadzenia do nauki o teatrze”. Kup, Marysienko, te książki koniecznie. Jeszcze raz całuję A Hotelowy portier podaje mi kartkę. Jest! Wiadomość od radży. Jutro świtem ruszamy do Kaniki! – Potomek rodu, który dźwiga na plecach dziewięć stuleci, ma zaszczyt czekać na nas z noworocznym obiadem. Prawda – dziś mamy przecież wieczór sylwestrowy. Jak kamień spadam do łóżka. 78 2 Czyż tak właśnie wygląda kres? Letarg... Bierne pochrapywanie w uciszających wszystko osypiskach. – Radża nie wstał jeszcze. Bardzo późno poszedł wczoraj do swoich pokoi. Dziś Nowy Rok – sługa dodaje usprawiedliwiająco i gnie się w kolejnym pokłonie. – Jego Książęca Mość prosił, aby się panowie rozgościli i wypoczęli po przeprawie. Istotnie, droga była dosyć nużąca