Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Tak myślałem. Wtedy. Rozdział 6 (c.d.) - W dalszym ciągu mi się to nie podoba, Miller. Klęcząc pod osłoną relingu z mikrotelefonem w ręku, za pomocą którego porozumiewałem się z obsługami dział, spojrzałem ze znużeniem na Trappa. PO raz piąty byliśmy prawie gotowi - ale jak do tej pory, za każdym razem w ostatniej chwili coś mu się przywidziało i tracił pewność siebie. Jeszcze raz spojrzałem przez szczeliny obserwacyjne i zobaczyłem tylko puste, lekko falujące morze. Potem popatrzyłem na pokład i ujrzałem plączący się ze zniecierpliwieniem obok wysuniętej już za burtę szalupy "Zespół paniki", który sprawiał wrażenie wkurzonego do ostateczności. - Komandorze, proszę. To przecież tylko kilka minut... Wyimaginowany okręt podwodny wynurza się z prawej burty, Babikian opuszcza statek, a artylerzyści zajmują stanowiska. POdają im namiary na rzekomo zbliżającego się U_boota, a potem... - Dobra, dobra... - PO raz ostatni obrzucił spojrzeniem horyzont. - A ja myślałem, że to Araby będą wszędzie widziały te cholerne peryskopy... Załoga - do opuszczenia statku. Opuszczać STATEK! W tej samej chwili rzuciłem ostro do mikrotelefonu: - Obsługa, do dział! - i usłyszałem odgłos biegnących stóp. Byłem całkowicie pewny, że obszarpani artylerzyści "Charona" właśNie przekształcają się w sprawną załogę okrętu wojennego. - Panie drugi, pogoń ich pan! - ryknął z irytacją Trapp i kucnął gwałtownie obok mnie. Od tej pory mostek miał sprawiać wrażenie opuszczonego. Skulony za kołem sterowym Gorbals Wullie zawołał nagle: - Hej, czyśta o czemś nie zapomnieli? Trapp spojrzał na mnie pytająco, ale ja tylko wzruszyłem ramionami. Wszystko było zbyt dobrze zaplanowane, żeby mogła zaistnieć jakaś pomyłka. Wullie filozoficznie wzruszył ramionami, i jakby przechodząc nad wszystkim do porządku: - NO dobra. PO prostu pomyślałżem tylko, że może zechceta najpierw zatrzymać statek, zanim opuścita szalupę na wodę... Pięć minut póóNiej staliśmy w dryfie, kołysząc się ponuro na fali. - NO dalej, rób pan swoje! - warknął wściekle Trapp. - To co, mamy odpływać, kapitanie? - drżącym głosem zawołał Babikian od strony rufy. - Oochch, spieprzaj! - ryknął w odpowiedzi Trapp. Potem klapnął obok mnie i westchnął: - Decyzje... Ciągle te cholerne decyzje... Gwałtownie zająłem się mikrotelefonem. - Uwaga. To ćwiczenia... Cel - U_boota. Odległość trzy tysiące jardów i zmniejsza się. Kąt kursu celu - zero dwa pięć. Przesuwa się ku rufie... Crocker ustawia kąt podniesienia lufy i naprowadza wciąż ukryte za opuszczanymi klapami działo, w miarę jak zmieniam odległość i kąt kursu celu. Będzie to robił do czasu, kiedy w wybranej przeze mnie chwili klapy zostaną opuszczone, wycelowane działo wystrzeli i... ...potem wszystko może się zdarzyć. Jedno było zupełnie pewne - jeżeli nie zdołamy obez- władnić naszego nic nie podejrzewającego kontrolera kilkoma pierwszymi pociskami, to krążownik pomocniczy Jkm "Charon" bardzo szybko zostanie przekształcony w piekło wybuchającej amunicji, wrzeszczących i płonących żywcem ludzi. Ale ten strzał miał być tylko ćwiczebny. NIczego tam przecież nie było. Skorygowałem, teoretycznie oczywiście: - Obecna odległość celu dwa tysiące pięćset jardów. Kąt kursu celu - zero cztery zero. - Widzę coś - odezwał się nagle Trapp. - Z prawej burty! Spojrzałem na niego z irytacją. Od strony rufy rozległ się łomot bloków i wysoki głos Babikiana popędzającego załogę: - Puścić fały... Chyba wyraźNie mówię, co? NO to puść te fały i nie sprzeczaj się... W każdym razie ta banda nie miała żadnych problemów z okazywaniem demoralizacji. Trapp jednak klęczał i patrzył bacznie przez szczelinę obserwacyjną tuż obok mnie. Próbowałem nie zwracać na niego uwagi i dalej śledziłem kurs wyimaginowanego okrętu podwodnego zmierzającego do dającego się przewidzieć finału. - Odległość dwa tysiące trzysta stała. Kąt kursu celu jeden osiem pięć, na trawersie... Przygotować się do strzału. - Poczekaj, chłopie - warknął nagle Trapp. - Na rany Chrystusa, wstrzymaj... Słuchawka pisnęła cichutko: - Na celu. Gotów do opuszczenia osłon. - Hej! - wrzasnął nagle Gorbals Wullie. - Czy nie mówiliśta, że to majom być ćwiczenia? Bo ja cóś widzę... Trapp odwrócił się w moją stronę. Jego twarz była czerwona pod wpływem hamowanego wzburzenia. - To okręt podwodny - krzyknął niemal błagalnie. - To prawdziwy, cholerny okręt podwodny! Wtedy również i ja go zobaczyłem. Wynurzającego się jak wielki, czarny wieloryb z białą pianą spływającą z jego kadłuba szybkimi, skłęBionymi stróżkami