Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- W kamizelce i kasku? - zapytał Martinsson. - Jak tylko wejdzie do sali restauracyjnej, musimy go zgarnąć. Dlatego wszystkie wyjścia będą zablokowane, z wyjątkiem tego przy recepcji. Ja sam będę w ruchu. Jedynie ja potrafię go zidentyfikować. Wallander zamilkł. - Co mamy robić, jak się pojawi? - pytał dalej Martinsson. - Raportujecie bezpośrednio do mnie o wszystkich podejrzanych osobach w obrębie zewnętrznego pierścienia. Będę miał wszędzie blisko. Jeżeli to on - trzeba go ująć. Gdyby uciekał - strzelamy. - A jeśli mimo wszystko dostanie się do środka? - Będziecie mieli broń. Musicie jej użyć. Wallander ich ponaglał - czas uciekał. Zaczęły napływać posiłki z innych okręgów. Była szósta. Zanim się rozeszli, Wallander powiedział coś jeszcze: - Musimy być przygotowani na to, że znowu może przebrać się za kobietę. Nie za Louise. Jakąś inną. Poza tym nie ma pewności, czy w ogóle się pojawi. - Co wtedy? - Idziemy spać i śpimy do samego rana. Tego potrzebujemy najbardziej. Tuż po siódmej byli na miejscu. Martinsson i Ann-Britt włożyli kelnerskie stroje. Wallander urzędował w pokoju za recepcją. Miał łączność radiową z siedmioma odbiornikami na zewnątrz i jednym w kuchni. Pistolet trzymał w kieszeni. Zaczęli się schodzić goście. Ann-Britt Hóglund miała rację -dużo młodych. Równie młodych jak Isa Edengren. I przebranych. Nastrój był radosny. W recepcji i w sali restauracyjnej rozbrzmiewał śmiech. Komisarz myślał, że Ake Larstam nienawidziłby tej radości. Wallander czekał. Była ósma. Nic się nie działo. Bez przerwy kontaktował się z patrolami na zewnątrz. Nic podejrzanego. Za siedem wpół do dziewiątej przyszło wezwanie z ulicy Supgrand, graniczącej z południową ścianą budynku. Jakiś mężczyzna przystanął na chodniku i wpatrywał się w okna hotelu. Wallander wyskoczył z recepcji. Zanim zdążył wyjść na ulicę, mężczyzna odszedł. W świetle ulicznej latarni jeden z policjantów rozpoznał w nim właściciela sklepu z butami w Ystadzie. Wallander powrócił na swoje miejsce. Z restauracji dochodziły dawne pieśni biesiadne, zaraz potem ktoś wygłaszał mowę. Nic się nie działo. Martinsson stanął w drzwiach restauracji. Wallander czuł nieustające napięcie. Była dziesiąta. Deser został zjedzony. Kolejne pieśni, kolejne przemówienia. Za dwadzieścia jedenasta. Przyjęcie dobiegało końca. Omyliliśmy się, pomyślał Wallander. Nie przyszedł. Albo się zorientował, że hotel jest pod obserwacją. Poczuł ulgę i zarazem rozczarowanie. Dziewiąta osoba, ktokolwiek nią był, nadal żyła. Jutro przyjrzą się bliżej wszystkim uczestnikom bankietu. Spróbują spośród nich wyłowić zagrożoną osobę. Wciąż nie udało im się ująć Larstama. Pół godziny przed północą ulica w pobliżu hotelu opustoszała. Goście się rozeszli, policjanci wrócili na komendę. Wallander upewnił się, że przystań i mieszkanie przy ulicy Har-monigatan są pod całonocną obserwacją. Potem pojechał z Martinssonem i Ann-Britt Hóglund. Nie mieli siły dyskutować o minionym wieczorze. Umówili się na ósmą rano. Thurn-berg i Lisa Holgersson zgodzili się z nimi, że w tej chwili zebranie nie miało sensu. Larstam się nie pokazał. Na pytanie dlaczego, spróbują odpowiedzieć nazajutrz. - I tak zyskaliśmy na czasie - powiedział prokurator. - Kto wie, czy nie dzięki tej akcji. Wallander poszedł do siebie i zamknął pistolet w szufladzie biurka. Wsiadł do auta i pojechał do domu, na Mariagatan. Była za cztery dwunasta, kiedy zaczął wchodzić po schodach. 36 Wallander przekręcił klucz w zamku. Gdzieś z daleka, z głębi podświadomości, wypłynęło wspomnienie czegoś, co powiedziała Ebba. O zamku w drzwiach. Zamka nie dało się otworzyć tylko wtedy, kiedy od wewnątrz tkwił w nim klucz. Mogło się to zdarzyć, gdy ktoś był w mieszkaniu. Linda, na przykład, zawsze miała zwyczaj wkładać klucz od wewnątrz. Kiedy wracał do domu i nie mógł otworzyć drzwi, od razu wiedział, że Linda jest w domu. Później niejednokrotnie myślał, że zwolniona reakcja musiała wynikać z przemożnego, przytłaczającego zmęczenia. Przekręcił klucz, myśląc o tym, co powiedziała Ebba. Ale zamek chodził gładko. Zrozumiał, co to oznacza, w chwili gdy otwierał drzwi