Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
A należy o nim mówić, ponieważ ze stanowiska higieny psychicznej - to stanowisko zaś jest dla moich odczytów decydujące - nie jest on nieszkodliwy. Jak każdy z doświadczonych kolegów psychiatrów, znam cały szereg przypadków, w których ludzie nieodporni psychicznie, dopiero wtedy właściwie, kiedy trafili do kółek spirytystycznych, pod ich wpływem rozchorowali się na dobre. Wprawdzie zajmowanie się spirytyzmem na pewno nie spowodowało choroby psychicznej, uruchomiło jednak jej ukryty mechanizm. W innych znowu wypadkach fakt nagłego zainteresowania się spirytyzmem może uchodzić za pierwszy objaw choroby psychicznej. Coś takiego odczuwa też niekiedy człowiek rozsądny. Mimo to okazuje się, że i takiemu można zamydlić oczy. Znajoma dama zwróciła się pewnego razu do mnie prosząc o zbadanie jej "nadnaturalnej" zdolności rozpoznawania ukrytych, zatajonych chorób. Zaprosiłem ją do polikliniki neurologicznej, gdzie naplótłszy na wstępie sporo głupstw jako przesłanek teoretycznych, próbowała dać praktyczny dowód posiadanej jakoby zdolności. Żadne z jej rozpoznań nie okazało się trafne, nawet w przypadkach, w których poszlaki wskazywały właściwy trop. Tym bardziej byłem zdumiony, gdy z ust cenionego uczonego wiedeńskiego, humanisty, usłyszałem, że odwiedził ową damę, a jej "zadziwiające" diagnozy wywarły na nim głębokie wrażenie. Mój osobisty pogląd idzie w tym kierunku, że niepełne jest żadne naukowe badanie, które nie posłuży się obserwacją specjalistów nastawionych na możliwe wyrafinowane oszustwo - myślę tu o zręcznych prestidigitatorach, od których uczyć się mogą najbardziej nawet rutynowani kryminaliści. Obdarzona "nadnaturalną" mocą dama stawiła się na kliniczne badanie, i to nawet na własne życzenie. Zazwyczaj jednak podobni panowie i panie przed tym się uchylają. W gruncie rzeczy w literaturze naukowej ostatniego czasu znany jest tylko jeden jedyny wypadek w pełni klinicznie zbadany, mianowicie casus Mirina Dajo. (Opieram się tu na dokładnych wynikach badań klinicystów szwajcarskich Schlapfera i Undritza.) Mirin Dajo głosił, że nie można go zranić; zawdzięczał to jakoby panowaniu ducha nad ciałem. Aby dowieść tej swojej mocy, w jednym ze szwajcarskich kabaretów przebijał sobie co wieczór floretem pierś wraz z sercem - w każdym razie widzowie tak utrzymywali. Mamy tu jednak do czynienia z pierwszą w tym przypadku sugestia masowa, gdyż jeśli floret w ogóle przechodził przez pierś, działo się to, jak później stwierdzono, zawsze tylko po stronie prawej. Dlaczego jednak, zapytamy, Mirin Dajo nigdy nie krwawił? Aby to wyjaśnić, nie trzeba nawet zakładać masowej sugestii. Floret ma brzeszczot o przekroju okrągłym, bez ostrza. W przeciwieństwie do kuli, także okrągłej, ale która doprowadziłaby oczywiście do zranienia, floret był przez Mirina Dajo wprowadzany w ciało powoli, tak że dzięki tej powolności naczynia krwionośne mogły ustępować przy nacisku - nie dochodziło więc w żadnym razie do ich przecięcia. Nie dochodziło też do rozerwania naczyń, gdyż ich tkanki są elastyczne, gdyby więc nawet doszło raz do ich naruszenia, to dzięki tej elastyczności tkanek wytworzony kanał znowu by się zasklepił. Na pewno nie tylko sugestia masowa odgrywała jakąś rolę w niektórych momentach przypadku Mirina Dajo. Działała również autosugestia. Twierdzą to w każdym razie klinicyści, którzy go badali. Ostatecznie można sobie wyobrazić, że to autosugestia bezbolesności sprawiała, iż w miejscu ukłucia nie było widać krwi. Przypominam sobie na przykład wypadek z pielęgniarką, która w czasie kursu hipnozy dla lekarzy dobrowolnie oddała się do dyspozycji jako obiekt eksperymentu, abym mógł na niej zademonstrować wszystko to, co należy do tematu hipnozy. W tym sensie zasugerowałem jej bezbolesność w określonym miejscu przedramienia. Aby pokazać kursantom, że miejsce to stało się rzeczywiście nieczułe na ból, ująłem fałd skóry i przebiłem go grubą igłą injekcyjną, a ów fałd nawet nie drgnął, po wyjęciu igły nie było też śladu krwi. Miejsce ukłucia zaczęło krwawić dopiero po obudzeniu pielęgniarki z hipnozy. W przypadku Mirina Dajo nie było moim zdaniem żadnej autosugestii. Wcale nie jest bowiem rzeczą tak bardzo zaskakującą, że nawet przy nieuniknionych zranieniach nie było u niego widać większego bólu. Przede wszystkim, na co wskazali też ci, co badali Mirina Dajo, narządy wewnętrzne są na ogół nieczułe na ból. Wystarczy przypomnieć o paradoksalnym na pozór zjawisku, że na przykład mózg, a więc właśnie ten organ, "za pomocą którego", że się tak wyrażę, odczuwamy ból, sam jest nieczuły na ból, o czym można się łatwo przekonać przy okazji operacji mózgu, odbywającej się na ogół tylko ze znieczuleniem miejscowym, a więc w stanie pełnej świadomości pacjenta. Wprawdzie przebicie skóry jest bolesne i wtedy autosugestia może odegrać pewną rolę, ale nie będzie to niczym nadzwyczajnym. Kiedy mam u bojaźliwego pacjenta podjąć się nakłucia lędźwiowego, czyli nakłucia opon rdzenia kręgowego, nierzadko muszę obiecać zainteresowanemu, że znieczulę odpowiednie miejsce skóry nowokainą, i kiedy on sądzi, że mu ją wstrzykuję, i przekonany jest, że już nic czuć nie będzie, ja nakłucie już wykonałem. Zdarzało się, że pacjenci nie chcieli temu wierzyć, dopóki nie pokazałem im probówki z płynem mózgowo-rdzeniowym - tyle tylko odczuli. Na ogół nie trzeba nawet znieczulenia miejscowego, bo chory i bez niego wytrzymuje ból od ukłucia igłą, gdyż po prostu dla własnego zdrowia narzuca sobie samoopanowanie