X


Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

.. nawet gdyby�my byli pewni, �e ontogenetyka w�a�ciwie oceni�a znaczenie, jakie maj�. - Nie wymiga si� pan tak �atwo - uprzedzi�em. Fakt, �e jest pan tutaj osobi�cie, prawdopodobnie oznacza, i� osoby, kt�re pan obserwuje, znajduj� si� tutaj, w Gebel Nahar. Nie mog� uwierzy�, �e chodzi o Ksi�cia. Jego czas min��, niezale�nie od tego, jak potocz� si� sprawy. Pozostaje reszta z nas. To m�g�by by� Michael, ale dobrowolnie postanowi� si� pogrzeba�. Wiem, �e ja nie jestem jednostk�, kt�ra kszta�tuje histori�. Amanda? Kensie i Ian? Spojrza� na mnie z lekkim smutkiem. - Wy wszyscy, w taki czy inny spos�b, macie sw�j udzia� w kszta�towaniu historii. Ale kto ma na ni� najwi�kszy wp�yw, a kto tylko niewielki, tego nie potrafi� powiedzie�. Jak stwierdzi�em, ontogenetyka nie jest nauk�, kt�ra daje stuprocentow� pewno��. A je�li chodzi o to, kogo obserwuj�, to obserwuj� wszystkich. Zrobi� to delikatnie, ale odgrodzi� si� przede mn� nieprzenikliwym pancerzem. Da�em spok�j. Spojrza�em przez okno, ale nie by�o �ladu Iana. - Mo�e potrafi pan mi wyja�ni�, w jaki spos�b Amanda lub pan szukacie rozwi�zania - poprosi�em. - Jak ju� powiedzia�em, jest to kwestia znalezienia kryj�cych si� za tym si�... - Ranczerzy... i William? Skin�� g�ow�. - Szczeg�lnie William, gdy� on jest motorem wszystkiego. Aby osi�gn�� swoje rezultaty, William lub kto� inny musi stworzy� �a�cuch przyczyn i skutk�w, dzia�aj�c za po�rednictwem jednostek. Tak wi�c, �eby kontrolowa� dzia�aj�ce si�y i powi�za� je z okre�lonymi rezultatami, nale�y odszuka� s�abe miejsca w strukturze stworzonej przez Williama i skierowa� przeciw nim dzia�ania... znowu przy pomocy jednostek. - I Amanda jeszcze nie znalaz�a s�abego punktu? - Oczywi�cie, �e znalaz�a. Kilka. - Zmarszczy� czo�o, ale w jego oczach czai� si� u�miech. - Nie mam nic przeciwko temu, �eby panu to wszystko wyja�ni�. Nie musi pan wyci�ga� ze mnie odpowiedzi. - Przepraszam - powiedzia�em. - W porz�dku. Jak ju� wspomnia�em, znalaz�a kilka rozwi�za�, ale �adnego z nich nie mo�na zastosowa� przed jutrzejszym dniem, je�li pu�ki zaatakuj� Gebel Nahar. Mia�em dziwne uczucie. Jakby przed moim nosem wolno, ale nieub�aganie zamyka�a si� brama. - Wydaje mi si� - o�wiadczy�em - �e naj�atwiej jest zmieni� stanowisko Ksi�cia. Gdyby, po prostu, zgodzi� si� p�j�� na ugod� z pu�kami, ca�a sprawa zako�czy�aby si�. - Oczywiste rozwi�zania zwykle nie s� naj�atwiejsze do zrealizowania - stwierdzi� Padma. - Prosz� si� zastanowi�. Jak pan s�dzi, dlaczego Ksi��� nigdy nie zmieni zdania? - Jest Naharem - powiedzia�em. - Co wi�cej, jest z pochodzenia Hiszpanem. �El honor� zabrania ust�powania cho� na cal �o�nierzom, kt�rzy mieli by� wobec niego lojalni, a teraz zagra�aj� jemu i wszystkiemu, co jest dla niego drogie. - Ale niech mi pan powie - Padma popatrzy� na mnie. - Nawet gdyby jego �el honor� nie poni�s� uszczerbku, czy chcia�by uk�ada� si� z rebeliantami? Potrz�sn��em g�ow�. - Nie - odpowiedzia�em. Co� za�wita�o mi w g�owie. Przypomina�o to wy�anianie si� czego� z mroku na �wiat�o dzienne. - To wielki moment w jego �yciu, szansa, by uzasadni� posiadany tytu�, dotychczas istniej�cy tylko na papierze. W ten spos�b mo�e sobie samemu udowodni�, �e jest prawdziwym arystokrat�. Odda�by za to �ycie... czego raczej nie musi si� obawia�. Nast�pi�a chwila ciszy. - Wi�c rozumie pan - powiedzia� Padma. - Prosz� m�wi� dalej. Jakie pan widzi inne rozwi�zania? - Ian i Kensie mogliby zerwa� kontrakt i zap�aci� kar�. Ale nie zrobi� tego. Pomijaj�c fakt, �e w tych szczeg�lnych okoliczno�ciach �aden odpowiedzialny oficer z naszego �wiata nie ryzykowa�by dobrym imieniem Dorsaj, bracia nie opu�ciliby Ksi�cia, p�ki upiera�by si� przy walce. Dorsaj nie potrafi igra� z �el honor�. Podobnie jak w przypadku Ksi�cia, ca�e ich �ycie jest tego �wiadectwem. - Jakie s� inne wyj�cia? - Nie potrafi� wymy�li� �adnego - odpar�em. - Brakuje mi pomys��w... i prawdopodobnie dlatego nigdy nie my�la�em o pracy takiej, jak� ma Amanda. - Prawd� m�wi�c, istnieje wiele innych mo�liwo�ci stwierdzi� Padma. Jego ton by� cichy. - Mo�na wywrze� na Williama ekonomiczn� presj�... ale nie ma na to czasu. Istnieje r�wnie� sposobno�� wywarcia spo�ecznej i ekonomicznej presji na ranczer�w; a tak�e mo�liwo�� ograniczenia wp�ywu rewolucjonist�w, kt�rzy przybyli tutaj spoza Naharu, by wznieci� t� rebeli�. W �adnym wypadku tych rozwi�za� nie mo�na wprowadzi� w �ycie w tak kr�tkim czasie, jakim dysponujemy. - W rzeczywisto�ci, nie istnieje nic, co mo�na by na czas zrealizowa�, nieprawda�? - stwierdzi�em bez ogr�dek. Potrz�sn�� g�ow�. - Nie. Myli si� pan ca�kowicie. Gdyby�my mogli zatrzyma� wskaz�wki zegara w tym momencie i mieli kilka miesi�cy na przestudiowanie sytuacji, bez w�tpienia znale�liby�my nie jedno, ale kilka rozwi�za�, kt�re w czasie, jakim teraz dysponujemy, pozwoli�yby nie dopu�ci� do ataku rebeliant�w. To czego nam brakuje, to nie czas na dzia�anie, poniewa� to zale�y jedynie od konkretnego rozwi�zania. Brakuje nam natomiast czasu na odkrycie rozwi�zania, kt�re zadzia�a do momentu wybuchu rebelii. - Wi�c m�wi pan - powiedzia�em - �e mamy tutaj jutro z czterdziestoma lud�mi Michaela przyj�� atak sze�ciu tysi�cy �o�nierzy liniowych - nawet je�li s� to tylko oddzia�y naharskie - wiedz�c, �e istnieje spos�b na unikni�cie tego, gdyby�my tylko mieli tyle rozumu, by go znale��? - Rozum i czas - poprawi� Padma. - Ale tak, ma pan racj�. To brutalna rzeczywisto��, jednak tak by�o od zarania dziej�w. - Rozumiem - powiedzia�em. - C�, nie potrafi� tak �atwo tego zaakceptowa�. - Wiem. - Padma wpatrywa� si� we mnie spokojnym, ch�odnym wzrokiem. - Ani Amanda. Ani Ian czy Kensie. Ani, jak podejrzewam, Michael. Ale przecie� wszyscy jeste�cie Dorsajami. Nic nie odpowiedzia�em. To troch� k�opotliwe, kiedy kto� wykorzystuje w grze wasz w�asny atut. - W ka�dym razie - m�wi� dalej Padma - od nikogo z was nie wymaga si�, by si� z tym pogodzi�. Amanda nadal pracuje. Podobnie Ian i ca�a reszta. Prosz� mi wybaczy�, nie mia�em zamiaru szydzi� z waszej kultury. Zazdroszcz� wam - tak jak wielu innych ludzi - tej niez�omno�ci. Fakt, �e wiemy o istnieniu odpowiedzi, niczego, wed�ug mnie, nie zmienia. Wy wszyscy i tak zrobiliby�cie to samo, nieprawda�? - Tak - przyzna�em... i w tym momencie przerwano nam