Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Porwał, udusił gęszczą dymnych kłębów, W czyscowe rzucił potoki, Gdzie pośród jęku i zgrzytania zębów Takie słyszałam wyroki: Wiedziałaś, że się spodobało Panu Z męża ród tworzyć niewieści, Na osłodzenie mężom złego stanu, „ Na rozkosz, nie na boleści. y jakbyś w piersiach miała serce z głazu, Ani cię jęki ubodły. Nikt nie uprosił słodkiego wyrazu Przez łzy, cierpienia i modły. T Za taką srogość, długie, długie lata Dręcz się w czyscowej zagubie, Póki mąż jaki z tamecznego świata Nie powie na cię choć: lubię. Prosił i Józio niegdyś o to słowo, Gorzkie łzy lał nieszczęśliwy; Prośże ty teraz; nie łzą, nie namową, Ale przez strachy i dziwy”. Rzekł, mnie natychmiast porwały złe duchy. Odtąd już setny rok minie, W dzień męczą, a noc zdejmują łańcuchy, Rzucam ogniste głębinie; w cerkwi albo na Józia mogile, Niebu i ziemi obrzydła, Muszę podróżnych trwożyć w nocne chwile, I Różne udając straszydła. Idących w błota zawiode lub w gaje, Jadącym konia uskubię; A każdy naklnie, nafuka, nałaje, Tyś pierwszy wyrzekł: to lubię. 43 Za to ci spadnie wyroków zasłona, Przyszłość spod ciemnych wskażę chmur: Ach! i ty poznasz Marylę; lecz ona...” Wtem na nieszczęście zapiał kur. Skinęła tylko, widać radośc z oczek, Mieni się w parę cieniuchną, Ginie, jak ginie bladawy obloczek, Kiedy zefiry nań dmuchną. Patrzę, aż cały wóz stoi na łące, Siadam, powoli strach mija; Proszę za dusze w czyscu bolejące Zmówić trzy Zdrowaś Maryja. RĘKAWICZKA POWIASTKA (Z Szyllera) Chcąc być widzem dzikich bojów, Już u zwierzyńca podwojów Król zasiada. Przy nim książęta i panowie Rada, A gdzie wzniosły krążył ganek, Rycerze obok kochanek. Król skinął palcem, zaczęto igrzysko, Spadły wrzeciądze; ogromne lwisko Zwolna się toczy, Podnosi czoło, Milczkiem obraca oczy Wokoło, I ziewy rozdarł straszliwie, I kudły zatrząsł na grzywie, I wyciągnął cielska brzemię, I obalił się na ziemię. Król skinął znowu, Znowu przemknie się krata, Szybkimi skoki, chciwy połowu, Tygrys wylata. Spoziera z dala 44 I kłami błyska, Język wywala, Ogonem ciska I lwa dokoła obiega. Topiąc wzrok jaszczurczy Wyje i burczy; Burcząc na stronie przylega. Król skinął znowu, Znowu podwój otwarty, I z jednego zachowu Dwa wyskakują lamparty. Łakoma boju, para zajadła Już tygrysa opadła, Już się tygrys z nimi drapie, Już obudwu trzyma w łapie; Wtem lew podniósł łeb do góry, Zagrzmiał - i znowu cisze - A dzicz z krwawymi pazury Obiega... za mordem dysze. Dysząc na stronie przylega. Wtem leci rękawiczka z krużganków pałacu, Z rączek nadobnej Marty, Pada między tygrysa i między lamparty, Na środek placu. Marta z uśmiechem rzecze do Emroda: „Kto mię tak kocha, jak po tysiąc razy Czułymi przysiągł wyrazy, Niechaj mi teraz rękawiczkę poda”. Emrod przeskoczył zapory, Idzie pomiędzy potwory, Śmiało rękawiczkę bierze. Dziwią się panie, dziwią się rycerze. A on w zwycięskiej chwale Wstępuje na krużganki. Tam od radośnej witany kochanki, Rycerz jej w oczy rękawiczkę rzucił, „Pani, twych dzięków nie trzeba mi wcale”. To rzekł i poszedł, i więcej nie wrócił. 45 PANI TWARDOWSKA BALLADA Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanka, swawola; Ledwie karczmy nie rozwalą, Cha cha, chi chi, hejza, hola! Twardowski siadł w końcu stoła. Podparł się w boki jak basza; „Hulaj dusza! hulaj!” - woła, Śmieszy, tumani, przestrasza. ołnierzowi, co grał zucha, Wszystkich łaje i potrąca, Świsnął szablą koło ucha, Już z żołnierza masz zająca. Na patrona z trybunału, Co milczkiem wypróżniał rondel, Zadzwonił kieską pomału, Z patrona robi się kondel. Szewcu w nos wyciął trzy szczutki, Do łba przymknął trzy rureczki, Cmoknął, cmok, i gdańskiej wódki Wytoczył ze łba pół beczki. Ż Wtem gdy wódkę pił z kielicha. Kielich zaświstał, zazgrzytał; Patrzy na dno: Co u licha? Po coś tu, kumie, zawitał? Diablik to był w wódce na dnie, Istny Niemiec, sztuczka kusa; Skłonił się gościom układnie, Zdjął kapelusz i dał susa. kielicha aż na podłogę Pada, rośnie na dwa łokcie, Nos jak haczyk, kurzą nogę Z I krogulcze ma paznokcie. 46 „A! Twardowski; witam, bracie!” To mówiąc bieży obcesem: „Cóż to, czyliż mię nie znacie? Jestem Mefistofelesem. szak ze mnąś na Łysej Górze Robił o duszę zapisy; Cyrograf na byczeJ skórze Podpisaleś ty, i bisy Miały słuchać twego rymu; Ty, jak dwa lata przebiegą, Miałeś pojechać do Rzymu, By cię tam porwać jak swego. W Już i siedem lat uciekło, Cyrograf nadal nie służy; Ty, czarami dręcząc piekło, Ani myślisz o podróży. Ale zemsta, choć leniwa, Nagnała cię w nasze sieci; Ta karczma Rzym się nazywa, Kładę areszt na waszeci.” Twardowski ku drzwióm się kwapił Na takie dictum acerbum, Diabeł za kuntusz ułapił: „A gdzie jest nobile verbum?” Co tu począć? kusa rada, Przyjdzie już nałożyć głową. Twardowski na koncept wpada I zadaje trudność nową. Patrz w kontrakt, Mefistofilu, Tam warunki takie stoją: Po latach tylu a tylu, Gdy przyjdziesz brać duszę moją, „ Będę miał prawo trzy razy Zaprząc ciebie do roboty? A ty najtwardsze rozkazy Musisz spełnić co do joty. Patrz, oto jest karczmy godło, Koń malowany na płótnie; Ja chcę mu wskoczyć na siodło, A koń niech z kopyta utnie. 47 Skręć mi przy tym biczyk z piasku, Żebym miał czym konia chłostać, I wymuruj gmach w tym lasku, Bym miał gdzie na popas zostać. Gmach będzie z ziarnek orzecha, Wysoki pod szczyt Krępaku, Z bród żydowskich ma być strzecha, Pobita nasieniem z maku. Patrz, oto na miarę ćwieczek, Cal gruby. długi trzy cale, W każde z makowych ziareczek Wbij mi takie. trzy bratnale”. Mefistofil duchem skoczy, Konia czyści, karmi, poi, Potem bicz z piasku utoczy I już w gotowości stoi. Twardowski dosiadł biegusa, Próbuje podskoków, zwrotów, Stępa, galopuje, kłusa, Patrzy, aż i gmach już gotów