Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- O rany - powiedziała Maja, całkowicie zapominając o swoim przebraniu za brata w symulacji Roddy’ego. - Wyjaśnię mu to później. - Bardzo cię proszę. Pączek przesyła ci to. - Matka wyciągnęła z torby pognieciony rysunek jakiegoś skrzydlatego stwora, w którym po chwili intensywnych obserwacji Maja rozpoznała Archaeopteryxa. Na górze widniał nieco koślawy napis: KOCHAM CIĘ, MAJU, a pod spodem MÓWIŁAM CI, ŻE GO WIDZIAŁAM. - Jak się miewa? - Jest zazdrosna. Też chce się przelecieć śmigłowcem pogotowia ratunkowego. Ktoś zapukał w futrynę otwartych drzwi i do środka wetknął głowę James Winters. - Nie przeszkadzam w czymś? - Akurat nie wymiotuję - powiedziała Maja. - Więc proszę śmiało. - Niech pan jej dotrzyma towarzystwa, panie Winters - powiedziała matka Mai. - Mam spotkanie komitetu rodzicielskiego i wszyscy myślą, że stoję gdzieś w korku. - Pochyliła się i cmoknęła Maję w czoło. - Zobaczymy się później, kochanie. Wyszła, a Winters zajął jej miejsce na krześle i rozejrzał się po pokoju. - Widzę, że masz tu luksusy. - Wiadro - odpowiedziała Maja - oraz inspirujący widok na parking, podłączenie do VR, które z jakiegoś powodu nie działa. Tak, wszystko na miejscu. - Chciałem najpierw z tobą porozmawiać - powiedział Winters. - Poza tym, potrzebujesz co najmniej kilku godzin, żeby dojść do siebie, zanim zanurkujesz ponownie w VR. - Oparł się na krześle i z założonymi rękami rozglądał się po pokoju. - Jak czuje się Mark? - spytała Maja. - Mniej więcej tak jak ty. - Auu - powiedziała ze współczuciem. - Niedługo mu to minie - powiedział Winters. - Mark to odporny osobnik. Poza tym jest z siebie zadowolony. Jak zwykle zresztą. Maja uśmiechnęła się lekko. - A ty? - spytał Winters. - Też jesteś z siebie zadowolona? - A powinnam? - spytała Maja. - Podchwytliwe - powiedział Winters. - Jeśli próbujesz wyciągnąć ze mnie pochwałę, być może będę ci mógł odpowiedzieć pozytywnie, biorąc pod uwagę okoliczności łagodzące. Maja trzymała buzię na kłódkę, próbując odgadnąć, czy to był komplement. Winters posłał jej ironiczne spojrzenie. - Znalazłaś się w paskudnej sytuacji i starałaś się przeprowadzić możliwie utajnione śledztwo - powiedział. - Kiedy zaczęło się robić gorąco, przemyślałaś sytuację i podjęłaś stanowcze kroki. Kiedy pojawiło się niebezpieczeństwo, postąpiłaś tak, jak robi to osoba głęboko zaangażowana, przyjęłaś je na siebie, a właściwie do swojego organizmu. Tego rodzaju poświęcenie należy pochwalić, bez względu na to, co może przynieść przyszłość. - Och - powiedziała Maja, niepewna, co oznacza ostatnia część wypowiedzi. - Ale jak pan, to znaczy... - Mark Gridley - powiedział Winters - nieodrodny syn swojego ojca, czyli maniak na punkcie dokumentacji wszystkiego co robi - całego doświadczenia wirtualnego, przekopiował je do swojego VR. Bóg jeden wie, ile kosztuje miesięcznie jego pamięć przechowująca dane. Więc widzieliśmy wszystko, co zrobiłaś i powiedziałaś w VR Roddy’ego i w większości przypadków uważam, że zachowywałaś się odpowiedzialnie... wyjąwszy kilka sytuacji, które omówię z tobą, Markiem i Charliem, kiedy was dwoje będzie się mogło odpowiednio skupić na czymś oprócz wiadra. Rzucił jej surowe spojrzenie. Maja przełknęła, starając się ze wszystkich sił nie myśleć o wiadrze i próbowała sobie przypomnieć, które sytuacje mogły wzbudzić zastrzeżenia Wintersa. - Na razie - powiedział Winters, patrząc przez okno na lądujący ambulans - analizujemy waszą ocenę struktury „odzwierciedlającej”, żeby sprawdzić, jak bardzo się od siebie różnią. A poza wszystkim, sprawa przyniosła bardzo pozytywne rezultaty. L’Officier stworzył coś naprawdę wyjątkowego. - Chyba go pan nie zamknie w więzieniu, prawda? - spytała Maja. Winters przyjrzał się jej uważnie. - Twój ojciec ostrzegł mnie, że powiesz coś w tym stylu - powiedział. - Określił tę cechę twojego charakteru jako „niezdolność do wściekania się na kogoś zbyt długo”. Szkoda, że nie można takiego nastawienia rozsiać po Sieci. - Skąd pan zna mojego tatę? - spytała. Winters przybrał rozbawiony wyraz twarzy. - Powinnaś jego o to spytać. Może ci powie. A jeśli nie, przyjmij za wyjaśnienie, że niektórych starych kontaktów nie należy nagłaśniać. Maja zamrugała oczami na te słowa. Jej ojciec... i coś dziwnego oraz tajemniczego? Ten niereformowalny, solidny nauczyciel akademicki? - Zaraz, co pan...? - Co się tyczy Roddy’ego - powiedział Winters, ignorując jej próbę pytania - to jak go potraktujemy, będzie w dużej mierze zależało od jego gotowości do współpracy. Ale nie spodziewam się tu problemów. Przede wszystkim, już z nami współpracuje z całych sił. Najwyraźniej wy troje odpowiednio naświetliliście mu sytuację. Maja zastanawiała się, co odegrało większą rolę: zdolność Roddy’ego do oceny sytuacji, czy umiejętności „bicia na kwaśne jabłko” Marka Gridleya. - A po drugie - powiedział Winters - szaleństwem byłoby zostawić go samemu sobie albo wydać na pastwę kolejnej szajki, która zmusiłaby go do wyprodukowania podobnego programu. Rozeszły się już plotki, że istnieje wirtualna technika zarażania