Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Łasił się, niczym najnędzniejszy klient, do ludzi, których potem zdradził. Bogowie! Quintus uniósł głowę, próbując zobaczyć niebo. Szkoda, że nie był nad Tybrem, na ziemi nie należącej już do niego. Zdążyli ochłonąć z pierwszej paniki. Rozpoznał to po afektowanym głosie tego pyszałka - Luciliusa. - Sprawił to widok głowy jego syna, nabitej na włócznię. Prokonsul spojrzał na nią i krzyknął jak rodząca kobieta - opowiadał Lucilius. - Rozpłakał się. Groził, że rzuci się na miecz, choć ręka mu drżała, niczym po trzydniowym pijaństwie. Nie wiem, w jaki sposób mógłby utrzymać miecz wystarczająco długo, by się na niego nadziać. Młody arystokrata gościł w namiocie Krassusa - Quintus nie został tam zaproszony - tej nocy, kiedy konsul musiał podjąć wreszcie jakąś decyzję - choćby o porzuceniu rannych i odwrocie do Carrhae. Quintus powinien był się spodziewać, że Lucilius dołączy do innych patrycjuszy, tych którzy arbitralnie zadecydowali, czyje życie ma być oszczędzone, a czyje - poświęcone. Teraz śmiał się swobodnie, zupełnie jakby wymieniał się plotkami w domowej łaźni. Drugi trybun Legionów nie kochał zbytnio Krassusa. Gospodarstwo będące od pokoleń własnością rodziny Quintusa konsul cisnął swemu klientowi niemal tak obojętnie, jak młody trybun mógłby rzucić monetę żebrakowi. Ponadto fakt, iż generał i prokonsul Rzymu zostawił swoich ludzi na polu bitwy, był aż nadto kompromitujący. Dobrze, że dziadek tego nie dożył. Staruszek umarł dwukrotnie: raz - gdy stracił gospodarstwo i po raz drugi, dwa lata temu, gdy powaliła go zraniona duma. To przyprawiłoby go o trzecią śmierć. Oczy Luciliusa błysnęły teraz zapałem gracza, namiętnością, która zmusiła go do opuszczenia Syrii o jeden krok przed wierzycielami z których żył, odkąd wkroczył w wiek męski. Ucieczka z Carrhae była również rodzajem gry i jeden Lucilius żywił pewność, że może wygrać nawet teraz. Czemu nie? Czyż szczęście nie dopisywało mu do tej pory? - Któż więc teraz dowodzi? - Kassius. Prokonsul Krassus wyglądał na dowódcę zdolnego podtrzymać bojowego ducha swych ludzi. Teraz jego miejsce zajął oficer sztabowy. Quintus nigdy nie ufał szczupłemu, małomównemu, starszemu trybunowi, lecz w tej chwili podążyłby za nim z taką samą wiarą, jak jego dziadek poszedł za Mariusem - prosto ku unicestwieniu. Kassius był politykiem. Znany z przebiegłości, zręcznie omijał zasadzki rzymskich intryg i Quintus liczył na to, że poradzi sobie także i tutaj. Jeden z przyjaciół Luciliusa, ulizany i schludny nawet po klęsce i godzinach spędzonych na mokradłach, wyszczerzył zęby w uśmiechu. - "Pro di" - dodał Lucilius - prawie warto było przegrać bitwę, by ujrzeć hańbę tego starego skąpca. Mimo panujących ciemności, Quintus zauważył legionistów, odpędzających magicznymi znakami złe siły. Ich oczy były szeroko otwarte, jak oczy zamkniętych w stajni koni, które nagle wyczuły pożar. Nawet Rzymianie musieli liczyć się z możliwością porażki, ale dowiedzieć się, że ich wódz stchórzył... - Trzymaj swój gładki język za zębami - syknął Quintus. Lucilius miał możnych przyjaciół, którzy mogliby zedrzeć zbroję z jego grzbietu i zniweczyć wszelkie nadzieje na odzyskanie rodzinnej ziemi - o ile Partowie nie przeszyją ich wcześniej po trzykroć przeklętymi strzałami. - A oto i nasz "senex". Wszyscy będziemy kiedyś starzy i siwi - kpił młody arystokrata. - Jeśli tylko tak długo pożyjemy. Centurion odwrócił głowę i przeszył go spojrzeniem. Głos Luciliusa nagle przycichł. Zaśmiał się jakoś gorączkowo, nienaturalnie. Większość żołnierzy nie piła nic przez cały dzień. Quintus wiedział, że mimo klątw Rufusa, niektórzy ukradkiem chłeptali gęstą bagienną wodę. Zanim nastanie świt, na mokradłach pojawi się gorączka. Za nim część młodszych trybunów grała w kości. Nawet w Legionach Fortuna może się do kogoś uśmiechnąć lub odwrócić, zależnie od celności rzutu. To była jedna z przyczyn kłopotów Luciliusa. Quintus nigdy nie miał pieniędzy, by grać. Pomyślał, że hazard po przegranej bitwie jest czymś niezręcznym. Gdyby jakiś sztabowiec Krassusa natknął się na nich, gracze szybko by tego pożałowali. Lecz patrycjusze bez wątpienia byli jak zwykle uprzywilejowani. To właśnie Kassius i jego żołnierze najczęściej przebywali z prokonsulem, ciesząc się wszelkim komfortem, na jaki było jeszcze stać szczątki rzymskiej armii. Rufus grzmiał, próbując rozlokować ludzi tak, aby jak najwygodniej mogli doczekać świtu, kiedy będą musieli wyrwać się z tych bagien lub umrzeć. Quintus przyłapał się na powtarzaniu jego rozkazów; zauważył ze zdumieniem, że rozumie komendy centuriona, choć wciąż trwał jakby we śnie, pogrążony w zalewających go wspomnieniach