Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Błi! — powiedział Trzynastka. Mask patrzył, jak oddalają się ich sylwetki, stąpające ciężko po mokrej posadzce. Zniknęli w perspektywie opuszczonych hal. Pozostał jedynie deszcz, łomot oberwanego żelastwa i wycie syren, które przez osiem godzin będzie rozlegać się nad całym Kontynentem. 57. Ulice prowadzące na Plac Dobrego Snu zatłoczone były pojazdami -i ludźmi. Większość mieszkańców dojeżdżała pod sam Pałac busami Milibutranu. Wyglądało na to, że nagle zakończyły się wszelkie remonty i naprawy taboru. Działały krzesełka, sunące w górę wzdłuż schodów. Fala ludzi, napływająca ku Pałacowi ze wszystkich dzielnic miasta rosła, by po czterech godzinach przybrać rozmiary rwącej rzeki, morza głów, prącego systematycznie do celu. Mask postanowił przeczekać te osiem godzin w fabryce. Zagłuszał głód, pijąc wodę z dostarczonej mu przez Trzynastkę manierki. Czas dłużył mu się potwornie. Siedział na stosie pogruchotanych maszyn i rozmyślał. Swoją drogą podziwiał zapobiegliwość generała Passata. W ich kryjówce czekała z pewnością wspaniała uczta, od której wizji nie mógł się Mask uwolnić. Wstawał i niezgrabnie chodził z kąta w kąt. Co jakiś czas'wystawiał głowę na deszcz i zastanawiał się, cey przyjdzie tu patrol, czy też ominie opuszczoną fabrykę w przekonaniu, że nikt nie mógł przecież zabłąkać się na jej teren. Gdyby nie konieczność czuwania, mógłby przynajmniej odtworzyć sobie zapis. "Zżerała go ciekawość, gdzie to też schował wyprodukowany aspanol. Tymczasem na zewnątrz rozszalała się istna ulewa; Gnane -wichurą chmury wylewały z siebie tony zimnej, przyprawiającej o dresz-cze wody. Mask obawiał się, że w przypadku, gdy znajdą go Niewrażliwi, będzie miał ograniczone możliwości ucieczki. Tusza narastająca od kilkunastu dni zwałami tłuszczu krępowała ruchy. Pocieszał się faktem, ze Niewrażliwi też nieźle przytyli w tym czasie i nie mieli nad nim tak wielkiej przewagi. Tyle że kule nie zwolniły biegu z powodu jesiennego żarcia i trudniej będzie przed nimi umknąć. Zastanawiał się, jak dotrzeć do kryjówki, nie narażając się na spotkanie z patrolem. Nie miał pojęcia, jak wygląda sytuacja, gdy wszyscy już śpią, a po mieście krążą tylko specjalne służby, kładące się z tygodniowym opóźnieniem. Nie wiedział, jak dużo* jest tych patroli, czy łatwo można ich uniknąć. Był zdany wyłącznie na własny instynkt i metodę prób i błędów. Wycofał się od okna i usiadłszy z powrotem na kupie żelastwa, podłączył elektrodę. Po chwili spał, oparty o ścianę, a treść zapisu sączyła mu się do ucha. W mieście pozamykano już wszystkie okiennice. Zaryglowano stalowymi płytami bramy budynków. DCT bramy Pałacu biegli już ostatni ludzie. Tłok panował jeszcze tylko u szczytu schodów i w hallu, gdzie ważono się, zwracano karty tożsamości i rozmawiano o nadchodzącej zimie i porze zimowego snu. Zegnali się znajomi, Powychy w równych szeregach zstępowały w podziemia własnymi windami do klasowych spalni. Gdzieś tam, pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi Wióra oddawała swoją kartę, pobierała blankiet i zjeżdżała w dół sektorową windą, zatłoczoną jak po przebudzeniu. Mask ockną] się gwałtownie, przerażony, że usnął w takim miejscu. Przecież nie mógł sobie na. taką nieostrożność pozwalać. Uspokoił się po chwili, zadowolony, że wie już, gdzie ukrył aspanol. Na szczęście nic złego nie spotkało go w czasie snu. Czuł się> bardzo dziwnie. Po raz pierwszy znalazł się /poza nawiasem. Po raz pierwszy w tak ostrym konflikcie z normami, które wyznawał od urodzenia. Po raz pierwszy tak bardzo samotny. Poczucie, że nie ma obok niego nikogo, z kim mógłby podzielić się swoimi obawami, kogoś, kto zdjąłby z jego barków choć część ciężaru, podziałało na niego paraliżu JĄCO. Mało brakowało, a zrezygnowałby z eksperymentu. Resztką woli powstrzymywał się, by nie zerwać się i nie wybiec. Przecież bramy Pałacu Snów były ciągle jeszcze otwarte. Nagle zapadła cisza. Ryk syren gwałtowni? ustał. W jednej sekundzie zamilkło całe miasto i Mask nie miał już odwrotu. Westchnął ciężko i ruszył ku schodom. Wychodząc z budynku naciągnął na głowę -kaptur. Przed bramą rozglądnął się uważnie i skierował się w stronę definitywnie już zamkniętego Pałacu Snów. podbiegając po kilka kroków. Kryjówka mieściła się w kwadracie starych, krętych, uliczek. stanowiących zaplecze Pałacu, który wraz z gigantycznymi schodami wbudowano w stare miasto, wyburzając tylko to, co konieczne. Przez całą drogę nie spotkał ani jednego Niewrażliwego. Mijał zamknięte na głucho budynki i nie miałby nawet gdzie umknąć, gdyby natknął się na patrol. Tylko raz, już całkiem blisko Placu Dobrego Snu zamajaczyły mu w perspektywie ulicy zakapturzone sylwetki. Przyczaił się przy ścianie budynku, na szczęście nie zauważyli go, zajęci innymi sprawami - i wściekli z powodu lejącego deszczu. Melina okazała się parterowym budynkiem, pochodzącym chyba z czasów Rycerskich Wypraw Religijnych. Jedno okno i drzwi. Zgodnie z umową stalowe płaszczyzny były tylko przymknięte. Mask rozejrzał się po pustych uliczkach. Domy - z zatrzaśniętymi oknami wyglądały jak. szeregi grobowców. Uchylił ciężkie skrzydło żelaznych drzwi i wszedł w ciemność. Namacał kontakt. Światło zalało niewielki pokoik wyposażony w niezbędne sprzęty: stół, dwa fotele i dwa materace z gąbki pod ścianą. Naprzeciwko drzwi wejściowych, w rogu pokoju, znajdowała się w podłodze kwadratowa klapa z uchwytem. Mask postanowił zejść na dół nie czekając na Passata i zabezpieczyć się tam, na wypadek, gdyby przyszedł z obstawą. Zdjął buty i z obcasów wyjął paczuszki z aspanolem. Ukrył je za akumulatorem, który znalazł na drugim poziomie podziemi. Czuł dużą senność. Do przyjścia Passata pozostało około sześciu godzin, postanowił się zdrzemnąć. Nastawił zegarek i włączył aparat odtwarzający zapis. Przyczepił elektrodę za uchem i przymknął oczy. W luki, pozostałe po wymazaniu, poczęły znów sączyć się dane. 58. Obudził go dzwonek zegarka. Przetarł oczy z niechęcią. Stanowczo nadszedł właściwy moment, by użyć aspanolu. Odryglował klapę i wygasił światła