Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Kiedyś siostry pytają rano małą: - "Był dziś u ciebie pan kierownik?" "Dziś nie był, bo nie potrzebowałam..." Jesienią, gdy dni stawały się krótsze, z chwilą zapadnięcia zmroku chodził na codzienny relaks do pokoju "kolegi" (czyli do Henryka Ruszczyca). Mówił pielęgniarce: "Idę do Heńka, zaraz wrócę". A to "zaraz" przeciągało się i do 45 minut. Póki miał jeszcze siły na rozmówki z Heniusiem, na "wykłócanie się" z nim, docinanie mu, potrzebował tego kontaktu, jak czegoś nieodzownego. Niekiedy chciał pomówić z nim o sprawach zasadniczych, dotyczących Zakładu. Wtedy mawiał: "Muszę mieć czas, żeby z Heńkiem pomówić przy zamkniętych drzwiach, bo robi różne głupie posunięcia." Bywały wtedy duże personalne trudności w domu chłopców, a Zygmunt czasem nie aprobował niektórych decyzji Henryka Ruszczyca. Przyjaźń Zygmunta z ks. Jerzym Wolffem również obfitowała w częste żarty, dowcipne docinanie sobie. - Znać, że w księdzu płynie ta germańska wraża krew, wyczuwa się, że to zorganizowany Niemiec - dogryzał dobrotliwie. - A pan - fanaberyjny Polak - odparowywał ksiądz. Na kilka miesięcy przed śmiercią Zygmunta ks. Wolff powiesił w jego pokoju swój obraz dużych rozmiarów, zatytułowany "Odchodząca noc". Ksiądz pamiętał, że Zygmunt zachwycał się kiedyś tym obrazem w jego pracowni. Leżąc w łóżku, Zygmunt mógł podziwiać obraz, którego nastrój i piękno zmieniało się zależnie od oświetlenia, od pory dnia. Obraz ten urzekał również księdza Tadeusza Fedorowicza. Wiedząc o tym, Zygmunt zaprosił ks. Tadeusza, aby ile razy zechce, wchodził do pokoju popatrzeć na obraz. Ksiądz nie omieszkał korzystać z tego zaproszenia, stawał w rogu pokoju przy drzwiach i milcząc, kontemplował obraz, po czym wychodził bez słowa (były to już ostatnie tygodnie życia Zygmunta). Przy różnych okazjach Zygmunt głosił tezę, że zmienić dziecko jest bardzo trudno, a u człowieka dorosłego mowy nie ma o jakichś zmianach charakteru, usposobienia, postępowania. Sam jednak ogromnie się zmieniał w ostatnich latach życia. To znaczy zmiany te stały się dopiero wtedy widoczne, ale na pewno poprzedzały je całe lata dążenia z wytrwałością ku Bogu. Nieraz głośno rozliczał się z tego, jak wypełnił swe obowiązki wobec trzech synów swego zmarłego przyjaciela, Tadeusza Braunsteina, którymi opiekował się po ojcowsku. W ostatnim roku życia powiedział: - Gdy spotkam się z Tadkiem na tamtym świecie, może dostanę od niego w twarz. Myślał tu niewątpliwie o własnych zaniedbaniach czy błędach wychowawczych, które może dojrzał, analizując swoje postępowanie wobec tych chłopców w ciągu wielu lat. W momentach kiedy był sam, a czuł się lepiej - najchętniej czytał, a także - słuchał dużo muzyki. Poważnej i lekkiej. Bardzo odpowiadały mu piosenki Okudżawy, tak lekką, dowcipną, finezyjną treścią, jak i wykonaniem. Słuchał ich często z płyty i z taśmy magnetofonowej w wykonaniu polskim i rosyjskim. Był pod szczególnym wrażeniem słów jednej z piosenek: "Nie wierzcie, gdy w sadach słowiki zakrzyczą co sił, wy jeszcze nie wiecie, co komu pisane i kto będzie żył." Rozważał nieraz inny fragment tej samej piosenki, mówiący o tym, że ludzie giną na wojnie, "gdy wiosna nad ziemią szaleje od bzów" - dramatyczny kontrast między stale odradzającym się pięknem natury, a ciągłym umieraniem rodzaju ludzkiego. Lubił tę piosenkę w wykonaniu Sławy Przybylskiej, podobał mu się akompaniament. Gdy jednak udało się zdobyć nagranie rosyjskie w wykonaniu samego Okudżawy, zachwycił się nim bez porównania bardziej niż nagraniem polskim. Lubił szczegółowo analizować i porównywać teksty tych samych piosenek (również wierszy) w wersji polskiej i rosyjskiej. Wypadało to niezmiernie na korzyść języka rosyjskiego. Wielokrotnie podkreślał jego piękno, dźwięczność, śpiewność. Delektował się nim. Z piosenek Okudżawy najbardziej lubił tę, którą sam zatytułował "Murawiej" (mrówka). Mozolnie odtwarzał słowa tej piosenki z taśmy magnetofonowej i przelewał je na papier w języku rosyjskim (zachował się tekst pisany jego ręką). Uderzała go szczególnie ostatnia strofa, pointa: Krasiwyje i mudryje kak bogi, a grusnyje kak żytieli Ziemli (piękni i mądrzy jako bogowie a smutni jak mieszkańcy Ziemi)