Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nie wzdragałaby się przed tą częścią małżeńskich obowiązków. Ale nie mogła sobie wyobrazić, by ów człowiek został królem. Może to tylko dziwny, perwersyjny uwodziciel, którego Baba--Jaga chciała narzucić królestwu Tainy. Czy rzeczywiście wysłała go Baba-Jaga? To wydawało się nieprawdopodobne, gdyż wiedźma nie była jedynym pionkiem w tej zmiennej rozgrywce szachów. Gdyby nie miała nad sobą niczyjego nadzoru, już dawno zabiłaby jej ojca, a ją razem z nim, bez wątpienia. Albo przywiodłaby swoją armię do Tainy, gdzie wściekli niewolnicy i żołnierze najemni rozbiliby w puch wojska ojca, których szeregi zasilali nieulękli, lecz właściwie niewprawni w sztuce walki wojownicy - wieśniacy. Nie, wiedźma nadal musiała być posłuszna zasadom. Niektórzy twierdzili, że Mikuła Możajski ciągle jeszcze czuwa nad krajem i ludem Tainy, choć nie pojawił się tu od lat, a także że nie pozwoli Babie-Jadze na pogwałcenie najważniejszych praw. Osoba króla nadal była święta i żadne zaklęcie nie mogło odebrać mu życia lub pozbawić kraju prawowitego władcy, chyba żeby na to zasłużył. A ponieważ jej ojciec, król Matfiej, zawsze rządził sprawiedliwie, nie zabierając swemu ludowi nic prócz tego, czego potrzebował, żeby zapewnić im godne życie, i dając im wszystko, czego potrzebowali dla bezpieczeństwa i przetrwania - ponieważ tak postępował, jego prawo do korony nadal pozostawało niezaprzeczalne. Baba-Jaga nie mogła złamać naturalnych praw rządzących wszechświatem. Przynajmniej na razie, choć powiadano, że okiełznała dla swych potrzeb potworną moc bożka. Natomiast ojciec był przekonany, że to nie Mikuła Możajski trzyma Babę-Jagę w ryzach, lecz jego nawrócenie się na chrześcijaństwo. ”To dzięki niemu Wielki Imperator zasiada na tronie Konstantynopola” - często powtarzał. Katerina nigdy nie odpowiadała ojcu hardo, więc nie zdradziła tego, co myśli: gdyby chrześcijaństwo miało moc, dzięki której trony przyrastałyby do pośladków władców, w przeszłości nie byłoby tylu zdetronizowanych lub zabitych Wielkich Imperatorów. Święta Trójca stworzyła niebo i ziemię, w co wierzyła bez zastrzeżeń. Ale wiedziała, że to Mikuła Możajski sprawował opiekę nad żeglarzami na morzu i królami na burzliwych wodach polityki. Ale w przeciwieństwie do Boga, nie można się modlić do Mikuły Możajskiego, nie można się mu przypochlebiać, nie można się dla niego ochrzcić czy dać na mszę. Albo się przestrzegało zasad, albo nie. Jeśli było się posłusznym, nawet wiedźma nie mogła cię zabić. Jeśli nie - nie było ratunku. Więc skoro nie jest to podstęp Baby-Jagi, co począć z tym nieszczęsnym nagusem, który teraz tak nieporadnie za nią podąża? Choć to ona prowadziła, już kilka razy zdążył zgubić ścieżkę - kompletnie nie miał wyczucia lasu. Jak przeżył dzieciństwo, nie wpadając do jam i unikając ukąszeń żmij? Dlaczego jakiś litościwy wilk nie odnalazł go, zagubionego dziecka - z pewnością w dzieciństwie bywał rozpaczliwie zagubiony - i nie wysłał do nieba? Nie, nie do nieba. Przecież to Żyd. Jak takie półtora nieszczęścia zdołało przechytrzyć niedźwiedzia? Spytała go o to. - Przeskoczyłem go - odpowiedział. Przeskoczył. Przez tak głęboką i szeroką przepaść? Tu musiała się zastanowić. Zaczarowany niedźwiedź mógłby z pewnością zatrzymać zwykłego rycerza, lecz mężczyzna tak lekki, że przypominał chłopca, a jednak tak silny, że przeskoczył nad łbem niedźwiedzia, pofrunął nad przepaścią jak ptak, jak anioł... Czy to jego chłopięca sylwetka była powodem, dla którego go wybrano? W takim razie, czy nie należy jej uważać za godną podziwu cnotę, nie zaś niedostatek? Zatrzymała się i znowu na niego spojrzała. Po paru minutach, zajęty odsuwaniem gałęzi, żeby go nie podrapały, podniósł wreszcie głowę i zauważył, że Katerina stanęła. I że na niego patrzy. Natychmiast się zawstydził i odwrócił do niej bokiem, jakby sądził, że dzięki temu ukrył genitalia. Na chwilę odwrócił od niej uwagę, gdy ukąsiła go mucha. Zabił ją bardzo szybkim ruchem. Ten mężczyzna był silny i gibki. Miał tak mocno umięśnione ciało, że nawet jego pośladki nie zatrzęsły się przy ruchu. Tylko takie ciało mogło przeskoczyć nad niedźwiedziem. A w małżeńskim łożu? Czy legnie na niej nie tak ciężko, jak ci potężni rycerze, którzy spoglądali na nią ze skrytym pożądaniem? - Co? - spytał. - Czekam, aż mnie dogonisz. Jesteśmy niemal na miejscu. Główna wioska - sama Taina - była taka sama jak niegdyś. To ją zaskoczyło. Nie zauważyła nowych pól, które zaorano, gdy stara ziemia się wyjałowiła. Nawet domy stały w tym samym miejscu, z wyjątkiem paru nowych dla nowożeńców, z czasów gdy ukłuła się wrzecionem i zapadła w sen, w którym niedźwiedź gonił ją, aż wreszcie nie mogła już biec i upadła na kamień, i patrzyła, leżąc, jak ziemia wokół niej się zapada, a niedźwiedź skacze w przepaść. Potem zasnęła. Zasnęła we śnie. A jednak to nie był sen, prawda? Gdyż przepaść istniała, gdy się obudziła, i był też niedźwiedź. A oto królestwo jej ojca, kraj, któremu miała służyć do końca życia. Stanęła na skraju lasu. Przyszły małżonek wreszcie ją dogonił i stanął obok. Jego niemowlęca skóra była poraniona i krwawiąca od cierni i zarośli. Nie cierpiałby tak, gdyby dała mu okrycie. Poczuła się odrobinę winna, choć wiedziała, że to dziecinada. Lepiej cierpieć od tysiąca ran niż obrazić Boga. - Co się stało? - spytał. - Mówiłeś, że minęło tysiąc lat - odrzekła pogardliwie. - Ale upłynęło ledwie parę miesięcy. Widzę te same pola, nie ma żadnych nowych. I jest tak niewiele nowych domów - Dymitra, Paszki, Jarosza... wszyscy byli zaręczeni, gdy dosięgło mnie zaklęcie Wdowy. Nie widzę żadnych opuszczonych czy spalonych domów. - To mają być domy? - upewnił się ten niedołęga. - A myślałeś, że co, stogi siana? Czy to zupełny idiota? - Chodziło mi o to, że są... małe