Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Najłatwiej trafia do niego Pepi w chwilach, kiedy Leitzinger znajduje się pod działaniem środka rozweselającego. Za namową Franka zwią- j zany już z nim w pewnym sensie Pepi głośno i szeroko mówi o konieczności odseparowania od reszty obozu, między innymi od przedstawicieli komendantury SS, • obozu chorych — ze względu na wciąż istniejące niebezpieczeństwo zakażenia. Te same argumenty wysu-! wane są w kwestii zakwaterowania na blokach Sonder-revieru funkcyjnych zatrudnionych w SS-Revierze, | w krematorium oraz w aptece. Przedstawiciele tych oddziałów roboczych pomieszczeni więc zostali na blo-kach chorych, wspólnie z dotychczasowym personelem I administracji obozu chorych, i stąd wychodzili do nor- j malnych zajęć zawodowych. Zgrupowanie tych ludzi, i stałe ich przebywanie ze sobą zwiększyć miało stopieni zbliżenia i zaufania, a więc rozszerzyć możliwości po-; mocy, ingerencji, jak również stworzyć pewne zaple-j cze na wypadek trudności. W zamian więźniowie ci uzyskali wielki przywilej, polegający na prawie do nieobecności na apelach. Aby w pełni zdać sobie sprawę z tego, czym był ów przywilej, musimy uzmysłowić sobie, czym były w obo-l zie apele. Apele odbywały się w obozie kilka razy w ciągu doby, j a ich zasadniczym oficjalnym celem było stwierdzenie zgodności stanu liczbowego więźniów z zapisami staty-j stycznymi. W różnych okresach istnienia obozów zmienia się ilość apeli, istnieją one jednak stale i nie można I sobie wyobrazić dnia bez ciągnących się w nieskończoność sprawdzań stanu. Apele odbywają się o ściśle okre- ch godzinach i żadne przeszkody natury atmosfe-nej nie są w stanie wpłynąć na przełożenie terminu Id. Wręcz przeciwnie, deszczowa pogoda zwykle ¦dłużą czas wystawania, gdyż przedstawiciele admiracji SS ociągają się z wyjściem do przeliczania, ając na chwilę rozpogodzenia. Zebrani więźniowie kują łaskawego końca. I tu właśnie wychodzi na i wspólnota prominentów i ostatniego rzędu muzuł-ów. Tak jedni, jak i drudzy tkwią obok siebie v strugach deszczu, wystawiają głowy na działanie zu, gradu itp. W obozie Mauthausen i jego filiach o były szczególną udręką, gdyż klimat terenów przy alpejskich w Austrii znany jest z nagłych skoków >dy i temperatury. Na placu apelowym każdy blok ma wydzielone miej-|ce, na którym blokowy ustawia wszystkich mieszkań-. przygotowując ich do mającego nastąpić liczenia. Już na pewien czas przed godziną wyznaczoną na zbiór-' szanujący się blokowy wypędza gromadkę na ulicz-niędzy barakami, ustawia rzędami w dziesiątkach, »o stokroć równa szeregi i rzędy, no i jako niezmienny element przygotowawczy do apelu przeprowadza ćwi-nia mające na celu sprawne i jednoczesne zdejmo-anie i wkładanie czapek więźniarskich. Znam wielu ługoletnich więźniów, którzy już po oswobodzeniu rdejmowali nakrycie głowy w sposób charakterystyczny, ¦legający na uderzaniu ręką ze zdjętym, dajmy na to, kapeluszem w bok uda. Po wstępnych przygotowaniach gromada już dziesiąt-ami maszeruje na plac apelowy przy głośnych nawo-\¦waniach blokowego, zwracającego baczną uwagę na ównanie i krycie. Po osiągnięciu wyznaczonego stanowiska więźniowie ustawiają się w dziesięciu rzędach, warzami do środka placu apelowego. Tu następuje kil-a krotna próba równania, jeszcze kilka chwytów czapki 102 103 i parę komend w rodzaju: „na prawo" czy „na lewi patrz!" Do liczenia przystępuje się z taką pedanterią. ż na pół wykończeni więźniowie, którzy za kilka chwi ujęci zostaną w rubryce: „zmarli", muszą brać udzia! w zbiórce, chociażby leżąc za szeregami właściwego blc ku. Po dokonaniu spisu „z natury" następuje uwzględ nienie różnic spowodowanych usprawiedliwioną ni' obecnością pewnej części więźniów znajdujących si< w pracy, czy też z innych ważnych przyczyn nie zebra< nych na placu apelowym. Z kolei stany ilościowe sprawdzane są z zapisami statystycznymi, określającymi ilość, jaka powinna być. Tu nie ma mowy o trwałej pomyłce. W razie niezgodności wynikłych z błędów zestawień statystycznych, bądź też z omyłek przy liczeniu, akcja zaczyna się od nowa. Żaden apel, w żadnym wypadku, nie może się zakończyć, dopóki stan się całkowicie nie zgodzi. Dopiero wtedy pada oczekiwana z utęsknieniem komenda: „Blokami odmaszerować!" — i poszczególne „kompanie" udają się do baraków. Apele ranne kończą się rozkazem: „Arbeitskommando formieren!", który jest równoznaczny z uznaniem apelu za skończony. Zna- | jąc systematyczność Niemców, nietrudno się domyślić, że czynność przeliczania wielu tysięcy więźniów nie była ceremoniałem krótkim. A niezależnie od liczenia trzeba było „strzelić" kogoś w mordę za rzekomo niemiłe spojrzenie, kopnąć w tyłek, aby się nie garbił, wyrżnąć pięścią w brzuch wystający z szeregu, a następnie „poruszać" czubkiem buta leżących za szeregami. W ten sposób apele, a szczególnie apele wieczorne, przeciągały się znacznie* a działanie czynników atmosferycznych na nieruchome, tkwiące w postawie na baczność szeregi było tak widoczne, że bez przesady można uznać apele za jeden z elementów ogólnego programu wykańczania więźniów. Jak już mówiliśmy, apel trwał aż do ostatecznego uzgodnienia stanu książkowego ze m istotnym. Każdorazowe, nieliczne zresztą przy-:lki. ucieczek powodowały przedłużanie się czasu trwa-u apeli w nieskończoność. Znane są wypadki, gdy ieczki, zresztą prawie z reguły nieudane, powodowały inie więźniów w sizyku apelowym przez kilkanaście, y nawet kilkadziesiąt godzin. W takich momentach i> robiono wyjątków dla najbardziej nawet „wpływom ch" osobistości. Każda godzina stójki apelowej zwięk-Bała ilość leżących za szeregami, a do rzadkości nale-wypadki, aby raz leżący na ziemi miał jeszcze se na przetrwanie większej ilości apeli. Jedna grupa więźniów jest uprzywilejowana — cho-przebywający w obozowym szpitalu. Ci są liczeni I w łóżkach, a ogólny stan chorych, łącznie ze zdrowym ionelem obozu chorych, meldowany jest jako całość I dołączany do globalnego raportu obozowego. Posiadacz I takiego przywileju wygrywał olbrzymią stawkę życiową li chciał za wszelką cenę utrzymać ten stan posiadania jak najdłużej. W ten właśnie sposób stworzył sobie franek grono ludzi poważnie zobowiązanych, a z drugiej strony posiadających określone korzystne możli-I wości... Zasadniczym celem wszystkich tych dalekowzrocznych zachodów naszego Franka było osaczenie Leitzin-tfera ze wszystkich stron