Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
I to było wszystko. Mama spojrzała na nas, jakby Cyd była Ali MacGraw, a ja Ryanem 0’Nealem z Love Story. Nawet tato otarł chyba ukradkiem łzę z oka. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to był okruszek z zapiekanej kiełbaski. Kiedy Pat zdmuchnął w końcu swoje pięć świeczek i pokroiliśmy tort, rodzice zachowywali się, jakby znali Cyd i Peggy od niepamiętnych czasów. Jeśli zbijał ich trochę z tropu fakt, że dziewczyna moich marzeń dzieliła — zanim się pojawiłem — swoje marzenia z kimś innym, nie dawali tego po sobie poznać. Powinienem być z tego bardziej zadowolony, niż byłem. Kiedy Cyd pomagała mamie uprzątnąć ze stołu, a tato pokazywał Patowi i Peggy, jak radzić sobie ze ślimakami, zajrzałem do salonu i podszedłem do zestawu stereo. Songs for Swingin’ Lovers! skończyły się już dawno temu, ale okładka płyty, starego winylowego longplaya — mój ojciec nigdy nie pogodził się z kompaktową rewolucją — wciąż stała oparta o zestaw Sony. Ta okładka miała dla mnie zawsze szczególne znaczenie. Sinatra — w przekrzywionym krawacie i przesuniętym na tył głowy filcowym kapeluszu — szczerzy na niej zęby do typowej pary z lat pięćdziesiątych, wybrylantynowanego Romea w urzędniczym garniturku i podmiejskiej Julii w perłowych kolczykach i krótkiej czerwonej sukience. Wyglądają na najzwyklejszą pod słońcem parę — nie sposób wyobrazić ich sobie pośród zblazowanej młodzieży w Las Vegas. Jednocześnie jednak wydają się czerpać z życia tyle radości, ile to tylko możliwe. Będąc dzieckiem, zawsze lubiłem się przyglądać tej parze, ponieważ wydawało mi się, że wyglądają dokładnie tak jak moi rodzice, kiedy się w sobie zakochali. Ktoś zawołał mnie po imieniu z ogrodu, lecz ja dalej wpatrywałem się w okładkę Songsfor Swingin’ Lovers!, udając, że nie słyszę. Dzisiaj ze świecą szukać takich ludzi, pomyślałem. * * * — Wszyscy dobrze się bawili — stwierdziła Cyd. — Przyjęcie chyba się udało — zgodziłem się. Wróciliśmy już do Londynu i byliśmy teraz w jej małym mieszkanku. Peggy i Pat siedzieli na sofie, oglądając Księżniczką Pocahontas (film wybrała Peggy). Zmęczeni dwugodzinną jazdą rzężącym starym garbusem Cyd, zaczęli się na siebie boczyć. Chciałem wracać do domu. — Wszyscy dobrze się bawili — powtórzyła Cyd. — Patowi spodobały się prezenty. Peggy tak się objadła, że nie będę jej musiała żywić przez cały tydzień. A ja bardzo się cieszę, że mogłam poznać twoją mamę i twojego tatę. Są naprawdę uroczy. Tak, wszyscy się dobrze bawili. Z wyjątkiem ciebie. — O czym ty mówisz? Świetnie się bawiłem. — Nie — odparła. — I tym, co mnie boli... co naprawdę mnie boli, jest fakt, że nawet nie próbowałeś. Twoi rodzice bardzo się starali. Wiem, że kochali Ginę i nie było to dla nich łatwe. Niemniej naprawdę starali się, żeby to było udane przyjęcie. Ale tobie się po prostu nie chciało, prawda? — Co miałem robić? Zatańczyć lambadę po paru dietetycznych colach? Bawiłem się tak dobrze, jak można się bawić na urodzinowym przyjęciu syna. — Jestem dorosłą kobietą i mam dziecko, rozumiesz? Musisz nauczyć się z tym sobie radzić. Bo jeśli ci się nie uda, nie mamy przed sobą przyszłości. — Lubię Peggy — stwierdziłem. — I świetnie się z nią dogaduję. — Lubiłeś Peggy, kiedy była zwykłą dziewczynką, która kolegowała się z twoim synem. Lubiłeś ją, kiedy była miłym dzieckiem, bawiącym się grzecznie na dywanie w twoim domu. Nie lubisz tego, kim się stała, kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić. — A kim teraz jest? — Pamiątką po pieprzeniu się z innym facetem. Pamiątką po pieprzeniu się z innym facetem? To było mocne. Trudno sobie wyobrazić, by Sinatra umieścił coś takiego na okładce jednego ze swoich albumów. Rozdział 27 Chodziło o coś więcej niż pamiątkę po pieprzeniu się z innym facetem. Jeśli wspólne życie z Patem czegoś mnie nauczyło, to tego, że bycie rodzicem jest przede wszystkim kwestią intuicji — domyślamy się, co robić w danej sytuacji, dopiero wtedy, gdy do niej dochodzi. Nikt nas tego nie uczy. Kiedy byłem dzieckiem, wyobrażałem sobie, że moi rodzice posiadają tajemną wiedzę, jak trzymać mnie w ryzach i wychować na porządnego człowieka. Wydawało mi się, że istnieje jakiś misterny plan, na podstawie którego zmuszają mnie do jedzenia warzyw i każą iść do sypialni, kiedy przychodzi na to pora. Myliłem się jednak. Teraz wiem, że robili to samo, co robią wszyscy rodzice na świecie. Polegali po prostu na własnym wyczuciu. Gdyby Pat chciał oglądać Powrót Jedi o czwartej nad ranem albo słuchać Puff Daddy’ego o północy, nie musiałbym się długo zastanawiać — wyciągnąłbym po prostu wtyczkę z gniazdka i posłał go z powrotem do łóżka. Gdyby był przygnębiony po rozmowie telefonicznej z Giną albo po czymś, co przytrafiło mu się w szkole, mogłem go zawsze wziąć na ręce i przytulić. Kiedy z kimś łączą cię więzy krwi, nie musisz się zastanawiać, czy to, co robisz, jest w porządku. Nie musisz się w ogóle zastanawiać. Po prostu to robisz. Wiedziałem jednak, że nigdy nie będę w tak luksusowej sytuacji z Peggy. * * * Siedziała na sofie, opierając małe bose nóżki o stolik do kawy i oglądając swój ulubiony australijski serial. Ja siedziałem obok i starając się nie słuchać bełkotu dysfunkcjonalnych surferów, nie znających tożsamości swoich prawdziwych rodziców, czytałem artykuł o upadku kolejnego banku w Japonii. Wyglądało na to, że na tamtej półkuli zapanował kompletny chaos. — Chcesz powiedzieć, że nie jesteś moją matką? — zapytał ktoś na ekranie, a potem zabrzmiała muzyka kończąca serial i Peggy zaczęła się wiercić. Normalnie znikała zaraz po serialu