Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Ale trudno: Krzyś zarządza całym spadkiem po Jaremie, a tam - długi, mętlik w księgowości, nie jasne, co aktywa, co pasywa, i dlatego szczypie się z forsą; daihatsu to dla Mileny tak, jakby brat kupił jej rower. Na pożegnanie objęła mnie i pocałowała - nie w same usta, ale blisko. - Pa, mały. I pamiętaj o mnie. - Uśmiech aktorki przy sto siedemdziesiątym autografie i, Kuba, czy ty wiesz, jak to autko ożyło. Faktycznie, taki gadżecik, ale samochody są jak konie i zupełnie różnie prezentują się w zależności od jeźdźca. Kuba, to jest artyzm, jak ona rusza - pewność, szybkość, oszczędność manewru i zdecydowanie niemające nic wspólnego z brawurą. Włączyła się w ruch na Puławskiej. Daihatsu prowadzone przez Milenę to perełka, zwinnie tocząca się między wieprzami innych aut. - I na drugi dzień zadzwoniłeś znowu, tak? - Nie, Kuba. Nie obrażaj mnie. Trzymałem się cały miesiąc i to wcale nie było tak, jak pewnie uważa Ewa, że chciałem odejść od nich i marzyłem o zmianie w życiu; przeciwnie, stary, to był lęk i głębokie poczucie winy. Dziwne dla tego, że wybiegające w przyszłość, wobec której byłem bez silny i wiedziałem, że to ostatnie dni, a Bartek, mój synek, on tego nie wiedział. Podchodził do mnie z książeczką o takim panu, od którego uciekły buty, gdyż nie dbał o nie, i śmiał się, pokazując obrazek bosego faceta, goniącego za obuwiem. Podchodził do mnie z ufną, naturalną wiarą w porządek, który wyznaczył mi rolę taty. Tak, Kuba, na seans, jeśli już, mogą pozwolić sobie ludzie samotni, na własny rachunek i odpowiedzialność. Spojrzenie Kuby mówi, że powinno się mnie obwozić z pogadankami, tak jak po amerykańskich szkołach obwozi się chorych na AIDS, iżby własnym przykładem odstraszali młodzież od narkotyków i porubstwa. - A jednocześnie popisywałem się przed Ewką: widzisz, jak mnie niesprawiedliwie osądzałaś; mnie, odpowiedzialnego męża i ojca, który choć doskonale wie, że pani H. jest w Warszawie, w tej samej dzielnicy, żyje tak, jakby nie robiło to na nim wrażenia. Zresztą, rzeczywiście nie robi wrażenia, mimo że nawet raz się z nią spotkał i pewnie spotka kiedyś jeszcze, tak samo jak z Aśką, Preissem, Kubą. Popisywałem się i pyszniłem przed Ewą i sobą, a chwilami zaczynałem sam w to wierzyć; podobnie jak alkoholik wierzy często, że może pić w sposób kontrolowany; wczoraj kieliszek, za kilka miesięcy drugi, jeśli trafi się okazja, wszystko; tak, Ewuniu, zrównoważony, odpowiedzialny facet, nie żadne hula-hop. Zadzwoniła o ósmej, gdy zaczynałem dyżur przy firmowym telefonie. Właśnie cisnąłem słuchawką durniowi, który o coś się pieklił, i myślałem, że to znowu on nie daje za wygraną. Gdy z najwyższą irytacją rzuciłem: "słucham, zakład", w odpowiedzi usłyszałem głos Lenki. Tak, stary, dałem jej ten numer, ponieważ człowiek zrównoważony i odpowiedzialny nie musi stwarzać sobie niedorzecznych zabezpieczeń, a wiesz, czego chciała? Ech, Kubuś, ty też masz niezłe hula-hop albo do ciebie rzeczywiście kobiety dzwonią w tej sprawie. Nie zgadłbyś: chciała, żebym zaopiekował się przez kilka godzin Czikitą, jej psem. - Ewka, muszę pojechać do Mileny, bo jej pies ma skaleczoną łapę i chodzi o to, żeby nie rozgryzł na niej szwów, a ona musi być w Łodzi, więc prosiła, żebym... Spojrzała na mnie tak jak dotąd żadna kobieta, ale nie mam się czym chwalić. -A co ty, weteryniarz jesteś? Byłem bliski, by ją poprawić; pierwszy raz w życiu. - Zrozum, koleżanka prosi mnie o przysługę, więc z jakiej racji mam odmawiać? Spojrzała na zegarek i uznała, że nie ma czasu się kłócić - plan dnia napięty, ja też w ten plan jestem wpisany. O szesnastej mam odebrać żaluzje od producenta. - Długo ci z tym zejdzie? - Nie wiem; do Łomianek powinienem się wyrobić. Ten producent miał warsztat w Łomiankach. - Postaraj się, bo ja się nie rozdwoję; w razie co zadzwoń. - Albo ty zadzwoń. Chciałem jej dać numer telefonu Mileny, że niby taka stuprocentowa normalność sytuacji, ale Ewa nawet nie spojrzała na kartkę. -Ja tam na pewno nie będę dzwonić. Milena czekała na mnie już w płaszczu, gotowa do drogi; piętrowa willa z niewielkim ogródkiem; na górze, na tarasie suszy się bielizna całej rodziny, więc jej pewnie jest dół. - Tak, wynajmuję cały dół, z osobnym wejściem - na przycisku dzwonka do niej folia z nadrukiem "Milena Hrabicz-Mościcka/Hrabicz - International Office". - W lodówce są sandwicze, jakbyś się nudził, u mnie w sypialni masz wideo; dzięki, Witku, i przepraszam, ale do sądu jej przecież nie zabiorę. W łódzkim sądzie rejestrują dzisiaj spółkę, w której jest udziałowcem, a wczoraj Czikita wlazła na jakieś szkło i ma założone szwy. - Rozprawa o dwunastej, potrwa pewnie godzinę, więc o piętnastej jestem. Delikatny, przyjacielski buziak, daihatsu rusza i - zostaję sam na sam ze szczenięciem jak pół cielaka. Studiuję nowy entourage