Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nagła myśl uderzyła go jak grom. Uświadomił sobie, że Chrissie, jeżeli dotrzyma obietnicy, iż będzie go szukać, zginie z całą pewnością. Ogarnęła go rozpacz. Małe błyszczące oko, umieszczone wysoko w rogu klatki, spoglądało na niego zimno i bezlitośnie. 3 Następnego dnia Terl przeprowadził gruntowną inspekcję nie używanych pomieszczeń mieszkalnych starych Chinkosów. Nie była to przyjemna praca. Pomieszczenia znajdowały się na zewnątrz kopuł i musiał to robić w masce. Mimo że szczelnie pozamykane, nosiły na sobie ślady kilkusetletniego niszczącego wpływu warunków atmosferycznych. Znajdowały się w nich: rzędy szaf z książkami, szeregi sekretarzyków pełnych notatek, stare pokiereszowane biurka na rozklekotanych i wątłych nogach, stosy rupieci w szafkach. A wszystko pokryte było cienką warstwą białego pyłu. To musiały być doprawdy zabawne istoty. Ich obecność tutaj była odpowiedzią Intergalaktycznego Towarzystwa Górniczego na stawiane przez co bardziej wojownicze i rozwinięte światy zarzuty, że kopalnictwo rujnuje pierwotną planetarną substancję. A że Towarzystwo miało w tym czasie duże zyski, jakiś nadgorliwy dyrektor stworzył departament kultury i etnografii, czyli KiE. Początkowo był to departament etnografii, ale że Chinkosi umieli malować, a żona owego dyrektora zaczęła robić prywatną fortunę, sprzedając ich dzieła na innych planetach, zmieniono nazwę departamentu. Było niewiele rzeczy, których nie zapisano by w tajnych aktach służby bezpieczeństwa. To jednak bunt Chinkosów, a nie korupcja, stał się przyczyną ich ostatecznej zagłady. Korupcja na szczeblu dyrektorskim była dla służby bezpieczeństwa pożyteczna, bunt - nie. Ciekawe, co na tej planecie warte było badań kulturowych? Zostało tu zbyt mało miejscowej ludności, by się o nią troszczyć. A poza tym kogo to właściwie obchodziło? Ale, jak wszyscy biurokraci, Chinkosi byli bardzo drobiazgowi i pracowici. Wystarczyło popatrzeć na te setki szaf i książek. Terl szukał czegoś na temat żywienia ludzi - pracowici Chinkosi na pewno studiowali i to. Miał pełne łapy roboty, otwierał i szybko sprawdzał setki skorowidzów, schylał się i grzebał w szufladach. I choć przejrzał zawartość mnóstwa biurek i szaf, nie mógł znaleźć na ten temat żadnej informacji. Dowiedział się natomiast, co jadały niedźwiedzie i górskie kozły. Odnalazł nawet rozprawę naukową o tym, czym żywiły się jakieś stworzenia zwane "wielorybami", co było tym zabawniejsze, że kończyła ją informacja o całkowitym ich wyginięciu. Stał zdegustowany pośrodku pomieszczenia, obrzucając wzrokiem tysiące nikomu niepotrzebnych książek. Nic dziwnego, że Towarzystwo przerwało działalność KiE na Ziemi. Można sobie wyobrazić ten cały rozgardiasz, bezsensowne zużycie paliwa, utrzymywanie w ruchu dymiących jak koparki fabryk produkujących książki, nużący oczy widok... Mimo wszystko jednak jego wysiłki opłaciły się przynajmniej częściowo. Z wielkiej i pożółkłej mapy, którą trzymał w łapie, wynikało, że na tej planecie pozostało jeszcze kilka skupisk ludzi. A przynajmniej jeszcze parę wieków temu. Niektórzy z nich ryli w miejscu, które Chinkosi nazywali "Alpy" - było ich tam parę tuzinów. Około piętnastu sztuk żyło daleko na północnym pasie lodowym, który Chinkosi nazywali: "Biegun północny" i "Kanada". Nieokreślona liczba ludzi znajdowała się w miejscu zwanym "Szkocja", było ich trochę w "Skandynawii", a także w miejscu oznaczonym nazwą "Kolorado". Nie wiedział do tej pory, że Chinkosi określali jego centralny rejon kopalniany mianem "Kolorado". Popatrzył na mapę z pewnym rozbawieniem: "Góry Skaliste", "Szczyt Pike'a". Śmieszne nazwy. Chinkosi pisali swoje prace w szorstkim języku Psychlo, ale mieli taką zabawną wyobraźnię