Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wkrótce potem ogr wbił go po pierś w ziemię i Smash nie mógł odpłacić mu podobnym. Ale ogr się zmęczył. Zamiast użyć pięści, zastąpił ją dużą, zrogowaciałą stopą. Przydeptał głowę Smasha, aż ta również została pogrzebana w ziemi. Figura Ćwieka została ukończona. Smash został wbity jak kołek w ziemię na całą wysokość. Był bezsilny. Upojony zwycięstwem ogr ruszył w kierunku beczkowego drzewa, gdzie skryła się Tandy. Smash słyszał jej krzyki przerażenia, potem słyszał, jak pięść gruchocze pień drzewa. Słyszał, jak piwo tryska z rozwalonej beczki, i poczuł jego opary wlokące się nad ziemią w jego kierunku. Tkwił w zagłębieniu, które powstało w wyniku uderzeń ogra. Wkrótce utonie w piwie, jeżeli nie zdoła wypić całego, a Tandy zostanie wykąpana w piwie i zjedzona przez zwycięzcę. Wtedy usłyszał tupot stóp Tandy zbliżającej się do niego. Dalej była głupia. Tutaj zły ogr łatwiej ją złapie. Ziemia wokół jego twarzy stawała się mokra, w miarę jak piwo przesiąkało przez piasek, i usłyszał, jak rozbryzguje się pod jej nogami. Miał nadzieję, że jej ładne czerwone pantofle nie przemokły. W tej samej chwili ziemia zadrżała, gdy drugi ogr biegł ku niej, ciesząc się tym polowaniem. Potem Tandy znalazła się nad Smashem, rozdrapując ziemię wokół jego głowy swoimi słabymi i małymi ludzkimi rękami, odkrywając jego zagrzebane oczy. Pieniące się piwo spływało z drzewa zakręcającymi strumyczkami i zamgliło mu pole widzenia, ale w pewien sposób zmiękczyło ziemię, więc lepiej było jej kopać. Wszystko jednak na próżno. Nie mogła żywić nadziei, że sama go wyciągnie, a ogr już okrążał ją, rozbawiony jej bezowocnym wysiłkiem. — Smash! — krzyknęła. — Weź moje pół duszy! W zaciemnionym, przesiąkniętym piwem umyśle ogra–Ćwieka coś się stało, coś się dodało. Jedna połowa plus druga połowa wyrównały się w coś podobnego do jedności. Dwie połówki dusz połączyły się tworząc… . Zobaczył jej połówkę duszy opadającą z góry. Półkula podobna do połówki jabłka, przeciętego z wielką precyzją. Potem uderzyła go w głowę i zatopiła się, jak Oczorośl. Uzyskał wewnętrzną świadomość, jak rozszerza się w nim. Była małym, słodkim, ładnym, niewinnym ale odważnym pasmem duszy, która należała do Tandy. Opuściła się jeszcze niżej i połączyła z jego dużą, brutalną, oswojoną, skórzastą połową duszy ogra i utworzyła zadowalającą całość. W przerażających wizjach Nocnego Ogiera koszmar w tym momencie skończyłby się. Ale tu, w prawdziwym życiu, z pełną duszą złożoną w całość, mógł to być początek. Smash poczuł, jak wraca mu siła. Ogr podniósł Tandy w powietrze za brązowe warkocze. Kapała mu ślina. Zatopione w piwie oczy Smasha obserwowały to wszystko z zalanego dołu. Dziewczyna usiłowała rzucić napadem wściekłości, ale było to prawie całkowicie poza jej możliwościami. Była bardziej przerażona niż wściekła, jej energia wściekłości wyczerpała się, a poza tym miała zaledwie połowę duszy. Jej wysiłek sprawił, że ogr jedynie zamrugał. Otworzył swoje olbrzymie i żyłowate szczęki i przysunął ją w kierunku swoich połamanych zębów. Smash natężył się. Teraz miał pełną duszę, choć zróżnicowaną. Siła mu wróciła. Ziemia drgnęła wokół niego. Jedna ogromna łapa uniosła się jak kończyna zombiego wyłaniająca się z grobu, upuszczająca kawałki przesiąkniętych piwem grudek. Złapała za owłosioną kostkę ogra. Smash podniósł ją. Był dobrze zakotwiczony w ziemi, więc potrzebował tylko siły. Miał ją. Ogr poleciał w powietrze, zdumiony. Ale nie pozwolił Tandy uciec. Dalej pakował ją do swojej oślinionej mordy. Najważniejsze sprawy najpierw. Smash przyciągnął stopę złego ogra do własnych ust. Otwarł własne zapchane brudem szczęki. Zacisnęły się na zrogowaciałych palcach ogra. Podania ludowe głosiły, że ogry są odporne na ból, ponieważ są zbyt twarde i głupie, żeby go odczuwać, ale stare opowieści nie mówiły prawdy. Ogr wydał głośny ryk bólu, który wstrząsnął sklepieniem niebieskim, sprawił, że słońce zawirowało w miejscu, a trzy chmury upuściły swoje wody, nie mogąc ich utrzymać. Ogr upuścił Tandy. Smash złapał ją drugą ręką, po wyrwaniu jej z ziemi, a ziemia rozpyliła się, jak po małej eksplozji. Postawił ją łagodnie na ziemi. — Znajdź kryjówkę — wymruczał. — W tej okolicy może być niewygodnie. Skinęła głową w milczeniu i uciekła. Smash wyrwał przeciwnikowi trzy palce obserwując, jak pluszcza o błoto. Cisnął ogra w powietrze. — Czy znowu „zaczniemy, purchawkonosy? — zapytał grzecznie. Ten ogr nie był tchórzem. Żaden ogr nie miał zajęczego serca, ponieważ mózgi ogrów były zbyt tępe, żeby mogły odczuwać strach. Był gotów do nowej bitwy. Bitwa ogr kontra ogr należała do najdzikszych z pojedynków znanych w Xanth. Wszystko wokół nich wydało się zamarłe w oczekiwaniu, świadome, że kiedy to się skończy, nic nie będzie takie samo; Krajobraz Xanthu poszarpany był demonicznymi pozostałościami walk starożytnych ogrów — wypełnionymi wodą nieckami, stanowiskami skamieniałych drzew, górami rumowisk i podobnych wytworów. Ogr zaczął bez wyobraźni, wystarczająco naturalnie. Tym razem wyprowadził pięść dołem, ku głowie Smasha. Spotkała się z jego otwartymi szczękami. Pięść zniknęła w ustach Smasha, a jego zęby miażdżyły straszliwy nadgarstek. Znowu ogr zaryczał, a słońce drgnęło w swojej orbicie i chmury bluznęły wodą. Jedna z ulew trysnęła w słońce, powodując okropne syczenie. Ogr wyszarpnął swoje ramię — i tym samym wyciągnął Smasha z ziemi, gdyż ten trzymał go oburącz. Piwne błoto wzbiło się do góry i opadło na patrzące ogry, które automatycznie capnęły krople piwa. Ogr mocno zacisnął obydwie pięści razem, chociaż jedna była w paszczy Smasha. Oznaczało to, że głowa Smasha została zboksowana podwójnie. Z uszu wystrzeliła mu para. Wypuścił pięść, ponieważ nie mógł jej jednocześnie gryźć i uwalniać swojej głowy. Teraz dwóch zawodników stało naprzeciw siebie, dwa ciężkie potwory; jeden pokryty błotem i ociekający piwem, drugi bez dwu zębów i trzech palców u nóg. Obydwaj byli wściekli — a wściekłość ogrów była podobna do wściekłości wulkanu, tornada, lawiny lub innych naturalnych klęsk — zdolnych obrócić wszystko wniwecz. — Nazwałeś mnie mieszańcem — wybuchnął Smash bijąc pięścią w rękawicy w plecy przeciwnika. Tym razem cios miał siłę ogra. Złym ogrem cisnęło o pień małego głowiastego klonu cukrowego. Drzewko złamało się, a jego wierzchołek runął na brzydką głowę ogra. — On to, palec mi wziął — powiedział wypominając swoją własną krzywdę, niezdolny do doliczenia się dalej niż o jeden. Uderzył w odwecie pięścią w plecy Smasha. Cios miotnął Smasha o głaz cukrowy. Głaz popękał i kostki cukru wysypały się wokół nich